Weekend majowy zbliża się wielkimi krokami. Co roku składam Wam propozycję, dokąd udać się w tym szczególnym czasie, mając do dyspozycji kilka dni, które kuszą perspektywą wyjazdu na dłużej, ale nie na tyle, aby rozwlekać podróż na szlajanie się po lotniskach czy wielogodzinne ślęczenie za kółkiem. Tym bardziej, że sytuacja na drogach w tym czasie bardziej przypomina listopadowe wyścigi na cmentarz, niż sielankową wycieczkę po bezdrożach. Tym razem stawiam na jeden celny strzał. Rezygnuję z listy miejsc do zobaczenia, na rzecz jednego, za to silnego kierunku, który osobiście przetestowałam zaledwie 3 tygodnie temu. Świeżak, z gwarancją jakości. Ciekawi dokąd Was wysyłam? Czytajcie dalej.
Wiedzcie, że jeżeli Wam cokolwiek sugeruję to znaczy, że miejsce przeszło przez gęste sito moich własnych ostrych kryteriów. A w tym bywam bezwzględna. Tropiąc miejsce na majówkę lista oczekiwań wydawała się nie mieć końca. Nie za daleko i nie za blisko, dla miłośników leniuchowania, jak i lubiących aktywny wypoczynek, za pan brat z naturą, ale w zasięgu cywilizacji, komfortowo i atrakcyjnie zarówno dla małych, jak i dużych. Rzecz prawie nierealna, ale szukałam i znalazłam. Jeżeli nie macie innego pomysłu - to znaczy, że czas na Spreewald.
Spreewald to kraina Łużyc Dolnych w regionie Brandenburgia, położona
niedaleko od Chociebuża (Cottbus), 100 km od Berlina i około 60km
od granicy z Polską. Od 1991 r. uznana za Rezerwat Biosfery UNESCO i nie bez powodu przywodząca na myśl skojarzenia z Wenecją. Ten fascynujący obszar to ponad kilkaset kilometrów kanałów na rzece Sprewa, poprzecinanych mostkami i śluzami (ku zaskoczeniu wszystkich, wciąż obsługiwanymi ręcznie) w otoczeniu lasów, rozlewisk, pól i uroczych domostw.
Symbolem regionu są łodzie, które ręcznie zawiadywane przez sterników suną po wodach Sprewy, niczym po weneckiej lagunie. Panowie ( kropka w kropkę
Gondolierzy) przy pomocy długich kijów umiejętnie wprawiają
łodzie w ruch, serwując turystom niezapomniany kontakt z pięknem okolicznej przyrody. Zadaniem turysty jest grzecznie siedzieć przy elegancko nakrytym stoliku i zakąszając ogórki, nie odrywać wzroku od cudów okolicznej przyrody.
Chętni na rejsy gromadzą się na przystaniach, czekając, aż wybije ich magiczna godzina. Zainteresowanych nie brakuje, choć momentami łodzi jest, aż nadto.
Nie bez kozery wspominam tu o ogórkach. Spreewald to kraina, która ogórkami stoi i którymi szczyci się nie mniej, niż Belgia czekoladą. Ogórki to lokalny frykas przyrządzany tutaj na wiele sposobów, sprzedawany na bazarach, podawany w czasie rejsów na łodziach i królujący w restauracjach. Pod każdą postacią, w najrozmaitszych zalewach, w miodzie, occie, ziołach, czosnku, z chilli czy z pieprzem - tutaj przekonacie się, że dotąd nie mieliście pojęcia o tym warzywie.
Najbardziej obleganym punktem tego pięknego regionu jest wioska - skansen Lehde. Muzeum na świeżym powietrzu, zanurzone w lesie, na jednej z wysp, otoczonej wodami Sprewy, urokliwymi zagrodami i klimatycznymi
pensjonatami. Gościńce dość często oferują klientom darmowe
wypożyczenie rowerów czy kajaków, co nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie stanowi znaczny argument za zabawieniem w okolicy nieco dłużej.
Spreewald zdecydowaliśmy odkrywać jednośladem. Porzucając auto w Lübben ( warto poszukać parkingu oddalonego od przystani, w ten sposób udało nam się uniknąć zbędnych opłat), wypożyczyliśmy rowery w informacji turystycznej i tym chytrym sposobem za 8 euro na osobę mogliśmy pedałować cały dzień, a przynajmniej do godziny 17.30, kiedy to zamykano informację i należało zdać maszyny. Rowery były tak wygodne, że przez pierwsze pół drogi pialiśmy z zachwytu nad naszym fenomenalnym wyborem. Dzięki temu udało nam się przejechać kawał Spreewaldu w zasadniczo niedługim czasie (5h) i przekonać się, że warunki na rower są tu wprost wymarzone. Nawet mostki nad kanałami mają na brzegach wyżłobione rynny, z myślą o amatorach dwóch kółek.
Ceny rejsu łódką zaczynają się od 10 euro/os. dorosła i 5 euro/dziecko, za najbardziej oszczędny wariant trwający pomiędzy 1,5 a 2h. Koszt rośnie wprost proporcjonalnie do wydłużającego się czasu i dodatkowych możliwości. Decydując się na kilkugodzinny kurs z przerwą na obiad, kawę, czy zwiedzanie muzeum zapłacicie od 16 do 24 euro za 1os dorosłą i 8-12 euro za dziecko, w zależności od opcji.
Dla lubiących samodzielnie przejąć stery równie popularne i łatwo dostępne jest wypożyczenie kajaków i pokonanie rzecznych meandrów siłą własnych rąk. Generalnie dominuje tutaj opcja poruszania się drogą wodną, jednak my nie wiedzieć dlaczego nigdy nie wybieramy oczywistych oczywistości. Kiedy wszyscy wodują, my przedzieramy się lądem, kiedy inni napychają się ogórkami, my wcinamy bułkę z rybą. Ot, nasza przekorna natura.
Spreewald zdecydowaliśmy odkrywać jednośladem. Porzucając auto w Lübben ( warto poszukać parkingu oddalonego od przystani, w ten sposób udało nam się uniknąć zbędnych opłat), wypożyczyliśmy rowery w informacji turystycznej i tym chytrym sposobem za 8 euro na osobę mogliśmy pedałować cały dzień, a przynajmniej do godziny 17.30, kiedy to zamykano informację i należało zdać maszyny. Rowery były tak wygodne, że przez pierwsze pół drogi pialiśmy z zachwytu nad naszym fenomenalnym wyborem. Dzięki temu udało nam się przejechać kawał Spreewaldu w zasadniczo niedługim czasie (5h) i przekonać się, że warunki na rower są tu wprost wymarzone. Nawet mostki nad kanałami mają na brzegach wyżłobione rynny, z myślą o amatorach dwóch kółek.
Nasza trasa rowerowa przebiegała od Lübben(Lubin) przez Lübbenau do wioski wysp Leipe. Gdyby nie ograniczenia czasowe z pewnością znacznie by się wydłużyła, ale i tak nie wypada narzekać. Było idealnie. To nie jest trasa, którą pokonuje się siłą rozpędu. Tutaj kontempluje się każdy moment.
Rower to idealna opcja, jeżeli ceni się niezależność i chce się zobaczyć dużo,
szybko i niewielkim kosztem. Trasy są naprawdę długie i doskonałe
zarówno dla zaawansowanych, jak i okazjonalnych rowerzystów.
Ceny rejsu łódką zaczynają się od 10 euro/os. dorosła i 5 euro/dziecko, za najbardziej oszczędny wariant trwający pomiędzy 1,5 a 2h. Koszt rośnie wprost proporcjonalnie do wydłużającego się czasu i dodatkowych możliwości. Decydując się na kilkugodzinny kurs z przerwą na obiad, kawę, czy zwiedzanie muzeum zapłacicie od 16 do 24 euro za 1os dorosłą i 8-12 euro za dziecko, w zależności od opcji.
Pięknie, świetne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńMiejscówka faktycznie świetna na rower. Nigdy nie zabawiłam dłużej w Spreewaldzie, więc pora to zmienić. Rowery w auto i można jechać. :)
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieje dotrzec w tym roku do Comacchio, czyli malej, wloskiej wenecji :). Niemiecka w Twoim wydaniu wyglada zachecajaco.
OdpowiedzUsuńNiesamowite! Wiejska, sielska, Wenecja...Jestem zauroczona.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne miejsce. A fakt, że mają tam świetne ścieżki rowerowe jest dla niego najlepszą rekomendacją. Chociaż rejs łódką też może być fajną przygodą. Tropikalna Wyspa nie jest w moim stylu ale Spreewald zdecydowanie tak.
OdpowiedzUsuńW takim miejscu można raczej się wyciszyć i nieco odpocząć - z tego co widzę i przeczytałem. Podoba mi się, naprawdę fajnie.
OdpowiedzUsuńAle tam kolorowo!
OdpowiedzUsuńPrześliczne, klimatyczne miejsce...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie:)
O iluż to miejscach człowiek nie ma zielonego pojęcia. Bardzo lubię takie obrazki i na pewno by mi się tam podobało.
OdpowiedzUsuńAle kiszonych ogórków nie mają?;)
Urzekł mnie West na zdjęciu, mam przecież takiego białaska w domu:)
Pozdrawiam!
Sama jadam wyłącznie kiszone i nie znalazłam, więc możliwe, że nie są zbyt popularne w całym morzu ogórkowej słodyczy.
Usuńwsi spokojna, wsi wesoła i ogórkowa ;) Chętnie pojadłabym tych wszystkich ogórków, szczególnie w tak kolorowych okolicznościach przyrody ;))
OdpowiedzUsuńDla mnie extra, bardzo mi sie z holenderskim klimatem skojarzylo zreszta :)
OdpowiedzUsuńDla mnie extra, bardzo mi sie z holenderskim klimatem skojarzylo zreszta :)
OdpowiedzUsuńrewelacja ! miejsce dla mnie zupełnie nowe ;)
OdpowiedzUsuńPiękne, niesamowite zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńAleś piękno zaserwowała nam tu :) A poważnie, jestem pod wrażeniem. Okolica aż kusi do powolnej kontemplacji przyrody ożywionej i nieożywionej, ogórki jadłabym na potęgę, bo je lubię, rowerem dawno nie pędziłam, a chodzi mi po głowie... nic tylko wybrać się w to miejsce urocze. No to mi smaka zrobiłaś. A czy ten mały, biały piesio to Twój pupil?
OdpowiedzUsuńPrzepiękne miejsce, wymarzone na romantyczny weekendowy wyjazd :)
OdpowiedzUsuńA gdzie mój komentarz :(
OdpowiedzUsuńMiejsce godne zobaczenia. Cudnie tam.
Pozdrawiam wiosennie.
Zazdroszczę Ci tej majówki, bardzo bardzo! ;))))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło! :)
Bardzo fajna okolica, też bym się wybrała na weekend.
OdpowiedzUsuńChętnie bym pojechała, ale trochę boję się Niemiec, bo w ogóle nie znam języka.
OdpowiedzUsuńChętnie spróbowałabym ogórków, muszą być wybitnie dobre. Piękne, malownicze miejsce, czas się tam zatrzymał :)
OdpowiedzUsuńMiejsce przepiękne! Majówka na pewno niezapomniana :)
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce! Muszę się tam wybrać...
OdpowiedzUsuńWitajśo! Wjelgin zajmny blog. Škoda, až kněni zabyła dopomniś na Serskich/Serbow we Błotach/ Speewaldzie we Dolnej Łužycy a jich dolnoserbsku rěc, kótaraž jo hyšći žywa a bliska pólskeje rěcy. Z hutšobnym póstrowom! Tomasz Olgierd Major/ Witam! Bardzo interesujący blog. Szkoda, że zapomniała Pani wspomnieć o Łużyczanach w Błotach/ Speewaldzie na Dolnych Łużycach i ich języku dolnołużyckim, który jest jeszcze żywy i bliski językowi polskiemu. Serdecznie pozdrawiam!/ Z hutšobnym póstrowom! Tomasz Olgierd Major
OdpowiedzUsuń