Mentalne powroty kradną mi cenny czas. Już 3 tydzień aklimatyzuję się w polskich pieleszach, jakbym wróciła z kilkuletniej tułaczki po obczyźnie. Świat skurczył się do rozmiarów pudełka. Każdą wiadomość o wyprawie tego czy tamtego na koniec świata odbieram, jak weekendowy wypad za miasto. Takie historie już nie budzą mojego zdumienia, nie demolują umysłu niedowierzaniem. Dzisiaj wszystko jest możliwe. Australia na miesiąc. Nowy Jork na tydzień. Nie trzeba jednak wyruszać na koniec świata, aby odnaleźć siebie. Mnie wystarczyła Malta.
O co chodzi z tą wyspą? Ani tam niebezpiecznie, ani specjalnie daleko, czy wyjątkowo egzotycznie. Mimo to wystarczyło, aby przemeblować w głowie. Otóż prawda, jak zwykle trąci banałem. Nie o przebyte kilometry tutaj chodzi, ale o dostrzeżone horyzonty. Kiedy czujesz łzę szczęścia na policzku i smak pochwyconej szansy, twoja metamorfoza przebiega szybciej, niż na fotelu u terapeuty. Życie wyciąga dłoń, a ty chcesz ją pochwycić i już nigdy nie wypuścić.
Nagle czujesz wstyd za cały zmarnowany czas, za wszystko czego nie zrobiłeś, za zwłokę i za swój nieuzasadniony lęk. Za to, że nie ufałeś, że świat to matka i ojciec, którzy otoczą Cię bezpiecznym ramieniem, jeśli tylko im na to pozwolisz. Za to, że lekceważyłeś znaki, które dostawałeś jasno i wyraźnie i za to, że udawałeś głuchego na krzyk, który rozdzierał Twoje wnętrze, ponieważ nie zostałeś tym kim chciałeś być, ale tym, kim kazano Ci się stać.
Aż nagle dociera do Ciebie, że możesz tak wiele i pewnego dnia już nie potrafisz inaczej. Po prostu to robisz. Podążasz za głosem serca, a na miejscu dostajesz błogosławieństwo od losu i wiesz, że to była jedyna słuszna decyzja. Idziesz w stronę siebie. Słońce oświetla Ci drogę i nareszcie czujesz, że to ta właściwa. Wydajesz ostatnie pieniądze zbierane tak skrupulatnie na czarną godzinę, że przegapiłeś, że ta już dawno nadeszła. I nie żałujesz, ani grosza.
Zakochałam się na nowo w życiu, ludziach, szansach i możliwościach, nieprzewidywalności dnia i zwykłej dobroci. W wymienianych uprzejmościach, uśmiechach, w optymistycznym nastroju i w gamie kolorów, jakie tworzą obraz świata. Teraz chcę więcej. Wciąż więcej od życia, póki nie braknie mi tchu.
Nasz pobyt koncentrował się w St. Julian, gdzie mieści się Maltalingua - szkoła językowa, którą obrałyśmy za cel wyjazdu. Dojazd autobusem z lotniska to koszt zaledwie 1,5 euro/1os, ale warto mieć na uwadze, że autobus będzie, kiedy przyjedzie, a tego nie wie nikt. Nasz w stosunku do rozkładu jazdy spóźnił się około 1h, zarówno w drodze z lotniska, jak i powrotnej. Dla antywielbicieli tego rodzaju przygód szkoła oferuje transfer.
Zamieszkałyśmy w hotelu nad zatoką, tak bezczelnie blisko szkoły, że szłyśmy do niej około 3 minuty spacerem. 1-szy dzień nauki rozpoczynał się od testu poziomującego, który przydzielał uczniów do poszczególnych grup. Zero stresu. Kadra szkoły dbała, aby nikt nie poczuł się tam, jak w instytucji oświatowo-wychowawczej, ale jak w grupie dobrych znajomych. Gdybym w takiej atmosferze odbywała swoją edukację w Polsce, to pewnie już bym robiła profesurę.
Nota bene powrót do szkoły po 30-stce, to jak dostać szansę na drugą młodość i wyzerowanie dotychczasowej traumy. Bezcenne. W mojej grupie byłam jedyną kobietą. Tyle wygrać!
Koledzy ze szkolnej ławki to była niezapomniana ekipa. Mam do nich ogromny sentyment i gdybym mogła wszystko przeżyć jeszcze raz, chciałabym dokładnie ten sam skład. Wspólne lekcje to była beczka śmiechu, więc z utęsknieniem czekałam na kolejne zajęcia. Wybitnie zabawni, wyjątkowo mili.
Urzekło mnie, że do szkoły uczęszczały osoby tak różnorodne wiekowo. Rozbieżność wieku potrafiła wynosić nawet kilkadziesiąt lat, ale nie czuło się żadnych barier. Ludzie byli tak przyjaźni i pomocni, że można było ich tylko kochać.
Podobnie kadra nauczycielska, która była tak cudowna, że obcowanie z nimi było czystą przyjemnością. Fantastyczni ludzie o niewyczerpanych pokładach cierpliwości i dobrej energii, którym uśmiech nie schodził z twarzy.
Zajęcia zaczynały się o 9 rano i trwały z przerwami do 12.30 lub 15.00 zależnie od wybranej opcji ( kurs standardowy lub intensywny). Pomimo zajęć rozszerzonych, które trwały o 1,5h dłużej czas leciał niemiłosiernie szybko. Wszystko, co dobre...Wiadomo.
Po zajęciach organizowano dodatkowo płatne atrakcje, takie jak wycieczki czy wspólne wyjścia do klubów, na które chętni mogli się deklarować, wpisując się na listę.
Wyjazd na kurs językowy to moja najlepsza, spontanicznie podjęta decyzja ostatnich czasów. Do dostrzeżenia tej szansy wystarczył mi jeden dzień. Wzięłam sprawy w swoje ręce i przez chwilę stałam się panią swego losu. Tych wspomnień, poznanych ludzi, emocji i doświadczeń nie odbierze mi już nikt. Są chwile , które proszą się o dłuższy powrót do domu i to była jedna z nich. Tyle, że trwała tydzień. Tylko, a może aż.
Więcej na temat samej szkoły poczytacie w moim poprzednim poście tutaj. A na facebooku będziecie na bieżąco z informacjami nie tylko z Malty. Serce mam pojemne, wszyscy się pomieścicie. Zapraszam. A po moje pozostałe teksty o Malcie wyruszajcie w to miejsce.
Więcej na temat samej szkoły poczytacie w moim poprzednim poście tutaj. A na facebooku będziecie na bieżąco z informacjami nie tylko z Malty. Serce mam pojemne, wszyscy się pomieścicie. Zapraszam. A po moje pozostałe teksty o Malcie wyruszajcie w to miejsce.
Świetne ujęcia, to pierwsze za czym uciekło moje oko. A już sam przekaz wywołał we mnie chęć podróży tam zaraz teraz natychmiast, w końcu każda z nas ma być panią swego losu :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńInspirująca historia. Piękny spontan :). I jeszcze to miejsce... Bajka.
OdpowiedzUsuńszkoła językowa niekoniecznie:) ale widoki na zdjęciach ciekawe, a miejsce, przynajmniej jak dla mnie, egzotyczne!
OdpowiedzUsuńCudownie tam jest! Mój faworyt to zdjęcie mężczyzny z wędką - wow!
OdpowiedzUsuńRudy kot skradł moje serce. Nad kursem językowym przydałoby się pomyśleć. Dzięki za cenne informacje.
OdpowiedzUsuńPiękna Malta. A życie... życie jest tylko jedno i trzeba żyć każdą chwilą. Trzeba się spełniać! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńCoś jest w tej wyspie, co sprawia, że chcę się tam pojechać i zobaczyć na własne oczy. Sam kurs to też wspaniała przygoda, szczególnie jeśli w tak doborowym towarzystwie. Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńBardzo miło czytać, że jesteś tak zadowolona z podjętej decyzji i przeżyłaś wspaniałe chwile. Takie przeżycia są cenne w życiu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAle pięknie... Wspaniale, że to był dla Ciebie cudny czas w pięknym miejscu.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:):):)
Świetny pomysł. Same korzyści, tak językowe jak i towarzyskie, a i turystycznie pewnie też.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
A gdzie jest dopiska, że to wpis sponsorowany? :)
OdpowiedzUsuńNie ma, ponieważ to nie jest wpis sponsorowany. A szkoda, bo gotówki nigdy za wiele;)
UsuńZazdroszczę takiego wyjazdu :) mi wydaje się, że zebrałam się na inne odważne zmiany i mam nadzieję, że będzie dobrze
OdpowiedzUsuńświetnie, jest coś takiego w wyspach, że przyciąga odludków, w sensie pozytywnym :)
OdpowiedzUsuńJak miło się czyta Twoje słowa. Cieszę się razem z Tobą :)
OdpowiedzUsuńMoja córka była na podobnym kursie językowym na Malcie właśnie, w poprzednie wakacje,ale dla młodzieży, tzn zorganizowanym od a do z. Wróciła zadowolona, najbardziej z oszałamijącej wody, wycieczki statkiem i nocnego życia..... Niech żyje młodość! ;))
Nigdy na Malcie nie byłam, ale patrząc na Twoje zdjęcia i opisy - widzę, że warto zobaczyć i poczuć klimat tego miejsca:)
OdpowiedzUsuńJa myślę o kursie na Malcie, ale od drugiej strony, jako nauczyciel języka angielskiego :-). Czyli mówisz, że warunki do nauki są sprzyjające? ;-)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy do nauki, ale bardzo:)
UsuńMalta jest piękna! Uwielbiam ten kraj:-)
OdpowiedzUsuńJak widać spontaniczne decyzje są dobre, trzeba tylko trochę odwagi. Każdy ma chyba gdzieś miejsce na świecie gdzie łza toczy się ze szczęścia, moje to Toskania:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
jeszcze raz mówię, dobrze, że podążyłaś za głosem serca :)
OdpowiedzUsuńkurs językowy na Malcie brzmi jak świetne połączenie przyjemnego z pożytecznym :)
Wpadłam przypadkiem, zostanę na dłużej. Baaaaardzo dobrze się czyta Twoje wpisy!
OdpowiedzUsuńPowodzenia :)
Byłam na takim kursie, ładnych pare lat temu i wspominam to bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńwłaśnie jestem na kursie;) ha ha "kotek" z łazienek ju kolorowy;)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam kurs super;)