Bezpośredni kontakt z Olhao szybko zrehabilitował je w naszych oczach przywracając należny mu szacunek i stawiając go na piedestale miejsc, które moja pamięć postanowiła potraktować nad wyraz łaskawie. Polubiłam je bardzo.
To tutaj pierwszy raz zobaczyłam w jakiej ilości azulejos mogą zdobić
portugalskie domy. To tu zjadłam najtańsze i najsmaczniejsze sardynki w
życiu. Zamawiając danie w cenie 5 euro na osobę, w barze o kontrowersyjnej nazwie "Cafe Chocolate", zostaliśmy obdarowani nie tylko strawą, ale również atencją godną pary królewskiej. Pan, który nas obsługiwał pomimo, że nie mówił po angielsku ani słowa przyprawił nasz posiłek taką sympatią i staraniami, że poczuliśmy się jak na obiedzie u najlepszych przyjaciół.
Właśnie w tym skromnym lokalu dotarło do mnie, jak bardzo nie doceniamy "zwyczajnej" pracy i gestów dobrej woli. Gonimy za tytułami, wydumanymi stanowiskami, które w młodym wieku czynią z ludzi zawałowców z przekroczonym poziomem wszelkich norm i z przetrąconym kręgosłupem moralnym. Tracimy z oczu przyjemność, jaką można czerpać z banalnych na pozór czynności, z kontaktu z drugą osobą, okraszonego życzliwością i radością, tak deficytowymi towarami na rynku udręczonych dusz. Nieczęsto zdarza mi się oglądać szczęśliwych ludzi przy pracy. Właściwie nigdy.
Olhao okazało się być
typowym portugalskim miasteczkiem, w którym w wąskich, słonecznych
uliczkach kryły się całe łańcuchy kolorowych, jak dropsy domków. Pokryte
ceramicznymi płytkami o najróżniejszych wzorach i barwach
porażały energią i optymizmem. Przyklejałam się do budynków
próbując wkomponować w ich tęczowe umaszczenie i czułam jak mój umysł
kumuluje radość, która na ten widok spływała do mózgu hektolitrami.
Byłam tam szczęśliwa. Tak po prostu, bez wydumanego powodu i
zbędnego gadania. O ile szczęście to dla mnie dość ulotny stan, to tam zdawał się on zaklęty w tych małych kwadratowych płytkach i
każde spojrzenie w ich kierunku wyzwalało je na nowo.
Takie miejsca wprost proszą się, aby wędrować po nich bez celu, gubić się i odnajdywać, wyżymać każdą chwilę, jak cytrynę. Tam nie potrzeba drogowskazu, aby dotrzeć gdziekolwiek. Jak bardzo człowiek by się nie starał i tak trafi na nabrzeże ze słynnym targiem, w przykuwających uwagę budynkach o aspiracjach pałacowych - nadmorskiej świątyni smaków i kolorów.
Jeżeli przytrafi Wam się tam być koniecznie spróbujcie obranych solonych migdałów - przysmaku wartego poświęcenia kilku euro. Warto też poczynić inwestycję w łakocie z fig, do nabycia tylko na południu Portugalii. Na próżno ich szukać w Lizbonie i okolicach.
Promenada w Olhao to centrum życia, które pulsuje niczym żywy organizm. Wprost przeciwnie do cichych, wyludnionych uliczek starego miasta. I w całkowitej opozycji do oddalonego o jakieś 40 minut spacerem rezerwatu przyrody.
Aby do niego dotrzeć należy kierować się w stronę dworca, przejść tunel na głównej ulicy i za nim skręcić w pierwszą uliczkę w prawo. Dalej podążać wzdłuż torów kolejowych, mijając Intermarche i osiedla domków, aż stanie się na rozstaju dróg. Jeżeli po lewej stronie ujrzycie kemping, to wystarczy, że przetniecie tory po prawej, a znajdziecie się na miejscu.
Tu czekają na Was dwie bardzo dobre wiadomości. Pierwsza to taka, że wstęp na teren parku jest bezpłatny, druga, że jest tam milion razy lepiej, niż się spodziewaliście, że będzie.
Rezerwat to schowane przed światem terytorium bagien, laguny i wydm, strefa dzikiej przyrody i dom wielu rzadkich stworzeń. Występują tu saliny, a na dokładkę hoduje się portugalskiego psa morskiego, którego my niestety nie widzieliśmy, ale już sama świadomość wzbudzała w nas nieliche emocje. Na terenie parku funkcjonuje młyn przypływowy, ptasi szpital czy muzeum ekologiczne, ale to natura wygrywa w przedbiegach.
Nigdy nie myślałam, że widok mokradeł ( nie stanowiących miejsca akcji horroru) może przyprawić o szybsze bicie serca. Być może to wynik tego, że władowałam się do laguny, nie zważając na toczącą mnie od wielu dni chorobę. Wiem natomiast, że gdyby nie silny wiatr, który zerwał się w połowie naszego zwiedzania i skutecznie przeczyścił nam zatoki to nie wyciągnęliby mnie stamtąd siłą. Tego turkusu zamkniętego w lagunie, krystalicznie czystej wody i krajobrazu pobliskich wysepek nie odbierze mi już nikt.
Piękne miejsca. Sama bardzo chętnie bym tam pojechała w wakacje.
OdpowiedzUsuńPięknie pokazujesz, świetne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńnie znam Polaka, który by nie narzekał na swoją pracę. rzadko zdarza się miła obsluga, która nie jest w pracy za kare.
OdpowiedzUsuńPięknie!!! A stragany owocowo-warzywne cudne:)
OdpowiedzUsuńwspaniałej niedzieli:):):)
I to jest właśnie w podróżach najpiękniejsze, że co by się nie działo tych wspomnień nikt i nic nam nie odbierze. Piękne zdjęcia i pięknie napisane, zwłaszcza o tym, że tracimy z oczu małe przyjemności i zatracamy się w tym szybkim świecie.
OdpowiedzUsuńI jak się nie zachwycać... Piękne widoki, urokliwe zdjęcia i Ty śliczna na zdjęciach... Ach...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
oj cudownie!! Wcale mnie nie dziwi, ze tak ci sie spodobalo to miejsce :)
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię, że się zachwyciłaś, pewnie byłabym tak samo rozochocona widokami, krystalicznie czystą wodą, słońcem, dziczą i naturalnością.....Piękne miejsce znaleźliście, nie miałam o nim pojęcia....:))) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńInteresujące fotografie..
OdpowiedzUsuńPrawdziwe miejsce jak z bajki, nic tylko wypoczywać :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie tam!!!
OdpowiedzUsuńCudowne miejsce , fantastyczne scenerie :)
OdpowiedzUsuńIdzie się zakochać w tym miejscu. Tak tam cudownie! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Birginsen.
Piękne kadry.
OdpowiedzUsuńW podróży to jest tak, że na chwilę zapominamy o naszej szarej codzienności, dzięki czemu zaczynamy dostrzegać rzeczy, które gdzieś w pośpiechu nam umykają. Nawet najmniejszy gest potrafi nas uszczęśliwić :)
22 yr old Assistant Media Planner Alia McGeever, hailing from Listowel enjoys watching movies like Only Yesterday (Omohide poro poro) and Blacksmithing. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a Ferrari 275 GTB Long ose Alloy. post
OdpowiedzUsuń42 yr old Data Coordiator Bevon Rixon, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like Chapayev and Painting. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Gordini Type 24S. dodatkowe zasoby
OdpowiedzUsuń