23 sie 2018

Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.

Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Zaciągam się głęboko odurzającym zmęczeniem. Po kilku godzinach drogi w tym 3/4 pionowo w górę nareszcie jestem na Roys Peak, gdzieś na granicy błogostanu i odwodnienia. To zaledwie 1 578 m n.p.m., ale wystarczy, aby oderwać się od wszystkiego, co ściąga mnie w dół. W głowie kotłuje mi się od nadmiaru wrażeń, chłonę najokazalszy koniec świata, jaki widziałam z panoramą na jezioro Wanaka, Park Narodowy Mount Aspiring i okoliczne szczyty i zaczynam się poważnie martwić, że po Nowej Zelandii nic lepszego już mnie w życiu nie spotka.

W moim życiorysie potrafię wymienić tylko dwie środy. Pierwsza to dzień moich urodzin, druga to 28 marca 2018 roku, czyli właśnie ta tutaj. O swoich urodzinach zdarza mi się zapominać, o tej sytuacji nie zamierzam.

A zaczęło się jak zwykle od marzeń.
Niektórych latami nie wypuszczam samopas z obawy, że okażą się zbyt zuchwałe. Trzymam je na wyjątkowe okazje i specjalne okoliczności, tak jakby każdy dzień, w którym jestem żywa zamiast martwa nie był jedną z nich. Nowa Zelandia też była zarezerwowana dla kogoś szczególnego, z kim równie prosto się milczy co rozmawia, z kim najłatwiej o uśmiech, a najtrudniej o rozstanie. I oto jestem w pojedynkę, sama ze sobą, bez planu i przemyślanego scenariusza, czyli się udało 😉

Ludzie żyją na 2 sposoby. Jakby mieli czas na wszystko, albo jakby na nic nie mieli czasu. Ja żyję, jakby czas był trochę nieszczelny i uciekał po kryjomu, niczym powietrze przez dziurawą dętkę. Staram się więc bardzo, aby mi się chciało tam gdzie innym się nie chce.

Wszystko sprowadza się do wolności. Jak akurat bierze wychodne i gubię ją w sobie to wyruszam szukać na zewnątrz. Ściągam na miejsce, zabieram do domu. 
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Na Roys Peak mimo, że niewysoko warto się odrobinę przygotować, chyba że ktoś tak jak ja lubi wierzyć, że jest niepokonany. 

Jeśli masz warunki to do podnóża góry docierasz na relaksie samochodem, a przynajmniej rowerem. Ja uznałam, że skoro nie mam żadnego z nich to dwóm nogom też nie ma co uwłaczać. Chodzę dużo, na mapie odległość wydaje się znikoma, ale z czasem nie sposób udawać, że  6,5 km przed czekającymi kolejnymi 6 km na szczyt nie robi różnicy. Zwłaszcza w pełnym słońcu i z plecakiem wypchanym wszystkim tylko nie tym co potrzeba. A potrzeba wody. Najlepiej całe galony.

Kiedy dobijam do punktu startowego zostaje mi tak niewiele płynu, że mogłabym policzyć każdą kroplę. Nie trwałoby to długo, wygląda na około trzy. Sięgam do innego źródła i uzupełniałam siły ich siostrą ekscytacją. Zabawa dopiero się zaczyna. 


Jestem sama, więc nie muszę się nikomu tłumaczyć. Mogę konać jak tylko zechcę, a to komfort, o jaki trudno w codziennym życiu. Mogę robić głupstwa i nikt mnie za nie nie napiętnuje. A te same głupoty, które udaje mi się zrealizować z sukcesem zamieniają się w moje najbardziej porywające wspomnienia. 


W Nowej Zelandii jest własnie jesień, ale słońce pali tak niemiłosiernie, jakby chciało pomścić minione lato. Nie narzekam, przynajmniej do połowy podejścia. Wchodziłam już wyżej, dłużej i po bardziej wymagających górach, ale tutaj mam wrażenie, że ta cholerna droga nie zmierza do żadnego innego końca poza moim. Jak tylko ulokuję nadzieję za kolejnym zakrętem, ta po chwili z impetem uderza mnie w twarz. I tak raz za razem, kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt razy. 

Gdybym tylko posłuchała tych co radzili wziąć ze sobą więcej wody, nie musiałabym być teraz zakładnikiem własnego umysłu, który z częstotliwością karabinu maszynowego produkuje myśli o górskich strumieniach, zraszaczach ogrodowych i nieszczelnych kranach. 

Targuję się sama ze sobą o każdy krok, bo widoki są tak niezwykłe, że staram się przesuwać, nim wykończę baterię aparatu, nie pokonawszy nawet 200 metrów. Okazuję się niewierząca, bo pomimo, że patrzę już bardzo długo, wciąż nie wierzę w to co widzę. Gdybym miała aparat na kliszę zapłakałabym się na śmierć po pierwszych kilku metrach. Teraz nawet nie mogę płakać, bo w moim organizmie już od ponad 2h nie ma ani kropli wody.


Co rusz mijam twarze, które gasną wprost proporcjonalnie do każdej pokonanej serpentyny. Gorycz rozczarowania dopada nas po kolei, martwym wzrokiem śledzę tych, którzy przeliczyli płyny na zamiary, a w głowie odmawiam gorzkie żale, kiedy do akcji wkracza para targająca na szczyt wózek ze swoją pociechą w środku. I kto jest kozak?! Jeszcze na 1/3 drogi przed szczytem udaje mi się złapać WIFI, więc puszczam sobie reklamy wody mineralnej i szemrzące potoki. 
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
W końcu jestem. Przede mną rozpościera się pocztówka z miejsca przeznaczenia. Poznaję je po długiej kolejce do zdjęcia i po tym ukłuciu w środku wskazującym, że nic już nie będzie takie samo, bo większość tego co widziałam dotychczas, właśnie straciło na wartości. Jak po czymś takim wraca się do zwyczajności nie wiem do tej pory. Wciąż próbuję. 

Roys Peak to najpopularniejszy szlak w Wanaka, ale dopiero teraz dociera do mnie dlaczego. I nie chodzi tylko o to, że jak chcę zdjęcie bez połowy ludności zamieszkującej galaktykę to muszę wykopać w sobie całe korytarze cierpliwości.


W tle Panny Młode, Azjatki gotowe czekać godzinami na perfekcyjne ujęcie. Oby te małżeństwa były tego warte. A może takie rzeczy robi się, aby w razie czego mieć czym zrekompensować nieudaną miłość. Ludzie odchodzą, wspomnienia zostają, choć wolę wierzyć, że to nie tak.


Droga prowadzi dalej w górę, ale jestem pewna, że o ile na samym szczycie nie ma studni z wodą to nie wejdę, choćby od tego zależała przyszłość świata. Ślina skończyła mi się już gdzieś w połowie drogi, więc chętnie bym ją od kogoś nabyła, ale niestety brakuje dawców. W oczach mam wodospady, w ustach Saharę, a kątem oka niepotrzebnie dostrzegam kogoś kto pnie się wyżej. Przesuwam parametry wycieńczenia z odwodnienia i zrywam się za nim. Serce bije, jakby chciało mnie ogłuszyć, więc zakładam słuchawki. Jak zapuka omdlenie to mu nie otworzę. Za to okazja nie byłaby okazją, gdyby można było powtarzać ją kilka razy z rzędu. A tym razem to Mount Roy na wyciągnięcie ręki.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.
Jak uciekać od życia to w górę, jak biec do życia to również tam. Tutaj sobie przypomniałam.

Dopóki nie trafiłam do Wanaka, nie wiedziałam, że baza noclegowa może być wyrezerwowana do zera, do ostatniego łóżka i ostatniej szafki na buty. Niezależnie od ceny. Im bardziej nic nie było tym bardziej byłam zdolna zapłacić każdą kwotę. Na szczęście takich jak ja musiało być więcej, ponieważ rozeszło się nawet to z niepoliczalną ilością zer. Nie wiem czy to pogoda czy niedostępność jest najlepszym sprzedawcą, ale tym razem wyprzedały wszystko. A pogoda tego dnia była bezlitośnie idealna. Nowozelandzka jesień, taka muskająca poliki słońcem, kiedy wolałam iść dużo za daleko, byle tylko mieć to wszystko przy sobie. 

Chyba  najtrudniejszy moment to być samej pośrodku takiego dobrodziejstwa. Chcesz to wykrzyczeć, podzielić z całym światem, a nie możesz, bo reszta Twojego świata właśnie śpi będąc dokładnie po przeciwnej stronie doby, niż Ty. Ktoś musi czuwać, kiedy reszta odpoczywa. Szczęśliwie jeśli to jesteś Ty.
Roys Peak ( Nowa Zelandia) - niech to szlak.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Mt. Roy Track jest zamknięty wiosną od 1 października do 10 listopada (włącznie)

Na nocleg w miejscowości Wanaka, jak i całej Nowej Zelandii - polecam sieć hosteli YHA. Dobry standard, dogodna lokalizacja. Taki mój pewniak.

Gdzie zjeść w Wanaka? Świetną opcją jest BIG FIG, czyli bistro w wersji slow food usytuowane przy głównej ulicy nad jeziorem. Cena uzależniona jest od wielkości i rodzaju posiłku. Do wyboru talerze w 3 rozmiarach, a posiłki w wersji mięsnej i wegetariańskiej, zarówno na ciepło, jak i na zimno. Jak na NZ to ceny bardzo przystępne, jedzenie smaczne, uroczy wystrój. Jak dla mnie bezkonkurencyjne miejsce.

Przed wejściem na Roys Peak Track znajduje się niewielki parking, ale bywają problemy ze znalezieniem wolnego miejsca. Nie radzę stawać poza wyznaczonym obszarem, tak zrobili Polacy, których spotkałam i pechowo wyjechali z portfelem uszczuplonym o mandat. Przy okazji pozdrawiam ich serdecznie, uratowali mi wówczas życie podwożąc w drodze powrotnej do miasta.

Na całej trasie nie ma zupełnie nic, więc w prowiant i wodę należy zaopatrzyć się wcześniej. Polecam zabrać duże ilości płynów. O wszystkim innym możecie zapomnieć, ale woda musi się znaleźć.

Trasę szacuje się na 5-6h zależnie od tego czy wybieracie się na sam szczyt czy tylko do punktu widokowego.

Podejście jest na tyle strome, że łatwiej było zbiec, niż zejść. Sami musicie ocenić co na to Wasze kolana.

Wanaka to miejscowość, Wanaka to jezioro, Wanaka to stan umysłu.

A jeśli chcecie wiedzieć, jak się zaczęło to zajrzyjcie tutaj.

16 komentarzy:

  1. Piękne widoki :) zdjęcia. Ech, zawsze zapominam by mieć przy sobie więcej wody...

    OdpowiedzUsuń
  2. ale widoki! do pozazdroszczenia! wyobrażam sobie też jak świeże musi być tam powietrze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Genialne widoki, absolutny zachwyt :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepiękne widoki! Musi być cudownie móc pochodzić po takich górkach w Nowej Zelandii i napawać się takimi krajobrazami :) Zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku jakie ja mam u Ciebie zaległości, muszę to nadrobić koniecznie. A to dlatego, że jestem ostatnimi czasy bardzo nieregularna w pisaniu.
    Widoki po prostu zjawiskowe, można tam chyba trochę głowę podleczyć i sporo natrętnych myśli zgubić. Wejść bym na górę nie weszła, bo zawsze byłam cienias, nie lubię chodzić po górach, a teraz po złamanej 5 lat temu nodze nie ma takiej opcji,
    Tylko cholera zawsze najładniejsze widoki są z góry...;)
    Pozdrawiam cieplutko i dzięki, że wpadłaś:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielkie nieba! Ale Ty cuda widziałaś. Mogłabym cały dzień tak iść gdybym tylko miała odpowiednio dużo...nie, nie wody - herbaty! Intryguje mnie bardzo jak to się stało, że byłaś tam gdzie byłaś ale poczytam sobie wcześniejsze posty - a nuż one zaspokoją ciekawość. Lato nie sprzyjało ani blogowaniu ani czytaniu blogów więc mam zaległości. Niezmiennie jestem Twoją fanką, zarażasz motywacją!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdjęcia oczywiście przepiękne, ale moją uwagę zwrócił przede wszystkim osobisty, refleksyjny sposób narracji. Nie tylko świetnie sfotografowane ale także znakomicie napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowne zdjęcia, takie sielankowe, choć brak wody mógł taki sielankowy nie być. Wiem coś o tym, bo zdarza mi się brać jej mało, gdy jestem sama w górach (to jest analiza - więcej ciężaru i więcej wody czy mniej ciężaru i mniej wody?) Trochę zazdroszczę tej Nowej Zelandii, bo jest moim wielkim marzeniem, ale aktualnie brak pieniędzy i brak pomysłu jak znieść tak długą drogę samolotem. A niestety znoszę bardzo źle latanie, nie ze względu na strach, ale na bóle głowy, których nie mogę ogarnąć i czasami mam wrażenie że mdleję :/
    Świetny jest ten sposób pisania, bardzo wciągający. Czytając, niemalże czuje się te emocje, które towarzyszyły autorce :)
    Pozdrawiam!

    https://wolnosc-ponad-wszystko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Miło, że wpadłaś. Tez przerażała mnie podróż na Antypody, a okazała się bardzo lekka i przyjemna. Lepsze linie lotnicze to też lepszy komfort, więc może warto myśleć w tą stronę ;-) Nową Zelandię polecam i kocham tak bardzo, że od wyjazdu opracowuję jedynie plan powrotu. Mam nadzieję, że się doczekam czego i Tobie życzę.

      Usuń
  9. Cudownie å widoki jak w Norwegii i w pierwszej chwili miałam wrażenie że to Norwegia 😉 mam nadzieję że kiedyś uda mi się tam dostać i zobaczyć to wszystko 😉 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Jaka fascynująca jest Nowa Zelandia. Widoki przypominają te szwajcarskie, najpiękniejsze. Cudowne zdjęcia podkreślają piękność, a humorystyczna relacja z trasy przezabawna.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Bajka... Pierwsze skojarzenie to olbrzymy, które widziałam na Lofotach. Jakoś tak mi zapachniało Norwegią :) Łączę się z Tobą w tym odwodnieniu, bo chętnie wspięłam się na ten szczyt z Tobą. Przyjmijmy, że zgubiłam po drodze aparat, ale jak wejdziemy tam znów, to będę go pilnować i zrobię foty, że ho ho! :) Tylko NZ musi jeszcze zaczekać. Buziaki ślę jesienne ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aj i znowu magia zdjęć. Czas to indywidualna sprawa... dla każdego i dla każdej danej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  13. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

    OdpowiedzUsuń
  14. myślę, że trzeba mieć bardzo dużo odwagi żeby lecieć tak na własną rękę tak daleko, mam nadzieje, że bezpieczeństwo w trakcie podróży zostało zachowane :)

    OdpowiedzUsuń


  15. sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...