To był jeden z tych majowych dni, w który miałam się znowu urodzić. Zamierzałam ukryć się sama przed sobą, a zamiast tego dopiero co wróciłam z restauracji, gdzie jeszcze kilka chwil temu chłonęłam atmosferę urodzinowej kolacji na 33 piętrze wieżowca z oszałamiającą panoramą na opatulone nocą Perth. W kraju, którego bałam się nigdy nie zobaczyć i który całkiem niedawno nadal leżał najbliżej niemożliwego. Musiałam przygryzać wargi, aby nie wykrzyczeć entuzjazmu pierwszemu napotkanemu człowiekowi. Zazwyczaj moje życie dzieje się na dole piramidy dobrobytu, dzisiaj siedziałam tak wysoko, że czubkiem głowy dotykałam nieba, trzymając czyjąś dłoń w swojej dłoni i przez chwilę będąc najwidoczniej nie sobą w nie swoim życiu, bo nie przewidywałam, że zdołam przeżyć Chrystusa i to więcej, niż raz.
Teraz rozbijam się myślami po pokoju. Tłukę nimi pomiędzy 5 meblami, które stanowią scenerię mojego życia od prawie pół roku. Za każdą ścianą ktoś z inną historią, za oknem niebo pełne gwiazd, a w tle nocnej lampki moja głowa przerzucająca kadry z przeszłości, więc zanim znikam pod kocem oglądam morze wylanych łez radości i smutku w ilościach trudnych do udźwignięcia, początki i końce, zakręty, wyboje, śmierci, odrodzenia i ekstremalne przeżycia. Istny poligon doświadczalny, aż ciężko uwierzyć, że zdążyło mi się to wszystko przydarzyć.
Jesień w Australii nie zabiera słońca, ale odbiera mu nieco energii. Spuszcza z niego trochę mocy, więc teraz dla odmiany lgnę do promieni, zamiast się przed nimi bronić. Jest przyjemnie ciepło, ale coraz częściej tylko na niby. Trochę jak w życiu. Niby wszystko w porządku, lecz w środku czujesz, że coś uwiera. Nim dojdziesz co i jak jesteś starsza i przestajesz sprowadzać wartość istnienia do idealnej fryzury. Dojrzałość przynosi spokój i świadomość, jakich na próżno szukałam, pociągając do odpowiedzialności wczesną młodość. To nie jej zadanie.
Wachlarz załamań na skórze wyrysował mi na twarzy mapę życia trwalszą, niż wszystkie tatuaże. Najwięcej pod oczami, od wolności i nieskrępowanego śmiechu, te na czole to zupełnie inny rozdział. Pełen cierpienia, ale i najważniejszych nauk od życia. Tych, których unikamy, ale wszędzie nas znajdują. Gdy wszystko idzie lekko łatwo popaść w pychę. Żadna tajemnica, że najcenniejsze lekcje rodzą się w bólu tyle, że kiedy boli wcale nie mam ochoty ich odrabiać.
Już od dawna nie mam w dowodzie 20 lat i zazwyczaj za nimi nie tęsknię. Ciężko przebić się przez obecny kult młodości z dobrym słowem na temat bardziej wymagającego wieku. Tak jakby brak zmarszczek i jędrna skóra były gwarancją szczęścia. Nie są i gdyby można było z tą świadomością wchodzić w dorosłe życie byłoby dużo uczciwiej. A tak niby wszyscy wiedzą, ale jakoś nikt nie mówi, że nawet najbardziej rumiane lico nie ukoi zmęczonej duszy.
Przyjechałam do Australii w poszukiwaniu bliskości i aby nigdy nie żałować. Nie chcę życia lepkiego od straconych szans.Nie przestaje mnie drążyć ciekawość tego, co za zakrętem, bo jeśli za kolejnym czai się koniec wszystkich końców to wolałabym spoglądać wstecz, jak na dobrą książkę, niż na zwykłą ulotkę. Każda podróż to nowe życie, a życie to najbardziej prestiżowy uniwersytet jaki znam, więc nieustannie się kształcę. Po ostatnich miesiącach w Australii rozumiem już całkiem sporo.
Podstawa to zaprzyjaźnić się ze swoją głową, bo tę masz zawsze ze sobą, a to co w niej nosisz dopadnie Cię nawet w raju. Wciąż mam wątpliwości, czy Australia jest tym samym rajem, o który ją wielu posądza, ale przynajmniej zdaje się podzielać mój stan umysłu, że najpierw życie, potem reszta.
Znasz to uczucie luzu, kiedy możesz sobie odpuścić i nie potrzebujesz się zajeżdżać, aby być lepszą, niż jesteś, bo już jesteś wystarczająco dobra? No właśnie ja też nie, ale teraz poznaję. I widzę, że sposoby na życie wcale nie kończą się tam, gdzie mi pokazywano.
Jeśli miałabym za coś stawiać Australię na piedestale to za życie wolne od oczekiwań. Tu możesz być sobą, kimś lub nikim, jak wolisz. To jednocześnie pełne i zupełnie pozbawione znaczenia. Wystarczy jakakolwiek praca, jakakolwiek Ty. Wyjdziesz do miasta na boso, w piżamie, w nieładzie. Nikt nie zawiesi na Tobie wzroku. Nie dlatego, że jesteś nikim tylko dlatego, że masz ten komfort być tym, kim chcesz.
Dostrzegam zmianę priorytetów. Zamiast kultu kariery kult plażowego życia. Albo życie w ogóle. Takiego którego nie drąży, że sklepy otwarte do 17.00 i takiego, które pozwala Ci znaleźć czas na robienie tego co kochasz, bo w przeciwieństwie do obowiązującego powszechnie schematu nie musisz zostawiać całego życia w pracy, aby przetrwać od jednej wypłaty do kolejnej.
Tutaj możesz żyć parząc kawę i możesz to robić tak długo jak zechcesz, bo o ile Tobie to nie przeszkadza to innym tym bardziej. Tu można zmieniać ścieżkę kariery niezliczoną ilość razy niezależnie od wieku i powodu. Łatwiej zaczynać od początku, bo takich jak Ty jest tu tysiące, a to nie odbiera Ci wyjątkowości tylko pozwala uwierzyć w siebie.
I coś jeszcze.
Nie ma co oceniać innych, bo chociaż wydaje nam się, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy to wiemy o kimś tylko tyle, na ile nam pozwoli. Człowiek to wystarczająco pogmatwana istota, a kiedy dołożymy do tego wychowanie, wpływ otoczenia i gnębiące każdego własne potwory to wychodzi koktajl niekoniecznie lekkostrawny.
Zarówno pod niebem pełnym słońca jak i deszczu ludzie mają to samo piekło.
Wszystkiego nie jesteśmy w stanie doświadczyć, przeżyć i pojąć, ale kto nam zabroni próbować.
Spokój w sercu to coś czego nie da Ci nikt poza Tobą samą.
Warto słuchać siebie, bo inni często wcale nie chcą Ciebie słuchać.
Nawet jeśli ludzie nie są dobrzy dla Ciebie to Ty masz wybór i zawsze możesz być dobra dla ludzi.
Sztuką nie jest wierzyć, że zawsze będzie dobrze, sztuką jest umieć wyjść na prostą, kiedy wszystko wali Ci się na głowę i to już od dawna, albo nie pierwszy raz.
Jedyna pewna rzecz to zmiany, więc wciąż trzeba zaczynać od nowa. Jeśli nie z całym życiem to na pewno ze sobą i nawet jeśli myślisz, że już wszystko wiesz to zaczekaj z tą wiedzą do jutra.
Wszystkim wszędzie równie mocno potrzeba miłości.
Szkoda tracić energię kotłując się w tym co było. Lepiej ją zbierać i rozdawać świadomie.
Możliwe, choć mało prawdopodobne, że poza mną jest więcej osób na świecie, które prawdopodobnie nigdy nie dowiedzą się co chciałyby robić w życiu, więc można próbować ugryźć problem z drugiej strony i przynajmniej nie robić tego, czego się nie chce. Złota rada ;-)
Możliwe, choć mało prawdopodobne, że poza mną jest więcej osób na świecie, które prawdopodobnie nigdy nie dowiedzą się co chciałyby robić w życiu, więc można próbować ugryźć problem z drugiej strony i przynajmniej nie robić tego, czego się nie chce. Złota rada ;-)
Poukładałam sobie świat tylko po to, aby ktoś go zburzył. Teraz obawiam się, że zburzył i przestanie.
Po zakamarkach duszy rozbiega się strach, ale zaraz znika i zastępuje go światło, które wypełnia mnie szczelnie, aż po koniuszek nosa. Głęboki wdech, długi wydech, jestem w Australii, ktoś się do mnie uśmiecha, otrzymałam kolejny dzień, nie mam od czego uciekać, mam tylko dokąd biec. Szczęście przycupnęło przy mnie na dłuższą chwilę.
Dla zasady przyjęłam, że życie mam idealne, a kiedy akurat takiego nie mam to umiem je sobie takim wyobrazić. Wprowadzam się wtedy w stany i emocje, którymi wypełniałyby mnie te doskonałe momenty. Dlatego dzisiaj życzę sobie i nam wszystkim - bądźmy zadowoleni, a potem róbmy to częściej, bo nie wiemy, kiedy zaskoczy nas koniec świata.
Bardzo ciekawa tematyka tego bloga. Lubię tego typu stronki. Jestem pod wrażeniem. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńDziękuję, pozdrawiam.
UsuńAby zwiedzać świat potrzeba odwagi. Ostatnio usłyszałam historię o pani, która dopiero po przejściu na emeryturę bez znajomości angielskiego wybrała się na Alaskę. I dotarła :)
OdpowiedzUsuńOoo to świetnie, bo ja całe życie czekam właśnie na Alaskę :) Grunt to nie tracić nadziei. Ściskam i dziękuję.
UsuńZastanawiam się jak Ty to robisz, ze jestes w Australii, tyle doswiadczasz, i jeszcze znajdujesz czas, aby zrobic zdjecia, wrzuciac je na bloga, sklecic tak dllllugi i fantastyczny wpis??!! Podziwiam, naprawde!
OdpowiedzUsuńA w tej sukni na plazy wygladasz bosko! :))))
Wszystkiego napiekniejszego z okazji urodzin!
Dziękuję Agnieszko. Ja tymczasem podziwiam Ciebie i wracam podglądać Twoje piękne życie :)
UsuńJakie piękne życzenia! Bądźmy zadowoleni i róbmy to częściej, czego i Tobie życzę! I jeszcze zdrowia Ci życzę i tego, by te chwile zadowolenia przeradzały się w chwile szczęścia! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńAgato ślicznie dziękuję, a z tym zdrowiem to jakbyś czytała w myślach, bo potrzebuję baaardzo.
UsuńZa to samo cenię życie w Irlandii, i mimo że pogoda znaczenie różni się Twojej wielkiej wyspy, to jednak kulturowo chyba nie tak bardzo, tym bardziej, że więcej Irlandczyków mieszka w Australii niż w samej Irlandii :) taki paradoks. Jeszcze raz najlepsze życzenia kochana i bądź szczęśliwa, wtedy jest wszystko. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDziękuję CI bardzo i odwzajemniam. Bądź szczęśliwa i rozdawaj to ludziom tak jak umiesz najlepiej w formie słów. Ściskam ciepło.
UsuńEwa. Wszystkie książki o życiu slow, o odnajdywaniu radości w życiu, o byciu tu i teraz - można spuścić w kiblu. Bo w jednym Twoim wpisie jest tyle lekko napisanych (ale tak mądrych i głęboko zapadających w głowę i serce) aforyzmów, że uważam, że powinno się go wydrukować i rozdawać ludziom (zwłaszcza w Polsce) na każde urodziny.
OdpowiedzUsuńŻyj (i pisz) jeszcze choćby i 333 lata :*
Elu dziękuję Ci bardzo. Jesteś moją chodzącą inspiracją, więc pamiętaj żyć dłużej ode mnie, abym zawsze miała skąd czerpać :)
UsuńEwcia, a ile jeszcze przed Tobą tych stanów! Oby były zawsze te euforyczne, optymistyczne, zniewalające. Tak, żebyś na koniec życia patrzyła na mocno pomarszczoną twarz i widziała w każdej zmarszce jakąś przygodę życia. I żebyś pomyślała wtedy - ha! moje uszy nie mają zmarszczek, czyli czas zaplanować coś nowego ;) Najlepszego moja Droga! :)
OdpowiedzUsuńNie pomyślałam o uszach! :) Dziękuję Kochana. Z Twoich komentarzy to ja chętnie utworzę książkę, takie są wyjątkowe. Ściskam ciepło :)
UsuńWszystkiego dobrego!Ja mam takie pytanie...jako miłośniczka wiatraków, czy ten, z Twojego zdjecia jest udostepniony dla turystów, bądź co się w nim znajduje?
OdpowiedzUsuńHej, dziękuję. Ten wiatrak to pompa wiatrowa, która z tego co wiem pompuje wodę. Jest ich tu sporo na farmach, ale to własność prywatna.
UsuńZawsze z przyjemnością wracam na Twojego bloga i czytam samo życie. Wszystkiego dobrego z okazji urodzin i tak w ogóle. Niech życie wciąż Cię zaskakuje, oczywiście w pozytywny sposób :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale tam jest wspaniale! Wszystkiego najpiękniejszego z okazji urodzin! :) Samych cudownych i wspaniałych momentów w Australii (i nie tylko), spełnienia marzeń! :)
OdpowiedzUsuńPozytywnie Ci tej Australii zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji urodzin :-)
Świetny blog, rewelacyjne wpisy. Jestem po prostu zauroczona :)
OdpowiedzUsuńHej, po przeczytaniu zrobiło się refleksyjnie! Mamy wiele podobnych spostrzeżeń na temat Australii - możesz być tam kim chcesz nie będąc przy tym ocenianym, jednak nie jest to taki raj na Ziemi jak się wydaje z boku. Mnie na przykład Australia nauczyła życia i już zawsze będę jej za to wdzięczna )
OdpowiedzUsuńMnie pokazała, że nawet w raju można otrzeć się o diabła i że wszyscy mieszkamy pod tym samym niebem pełnym radości i smutku, niezależnie od tego czy mamy za oknem palmy czy szare bloki mieszkalne.
Usuń