Dzisiaj spróbuję Was zainspirować. Za sprawą mojego Ukochanego, trafiła w moje ręce interesująca lektura pt. "Pełna moc życia" J. Walkiewicza. Od pierwszej strony autor nie przebiera w słowach i używa neologizmów, a nawet wulgaryzmów. Co wrażliwszych może to razić, ludzi mojego pokroju bawić, ale raczej nikogo nie pozostawi obojętnym.
Jestem dopiero na początku tej prawie 400 stronicowej książki, więc nie zamierzam tu o niej opowiadać, ale ponieważ dzisiaj kończy się luty, a to pewien przełom i doskonale nadaje się do wprowadzania zmian, to w ramach zainspirowania Was na nowy miesiąc, przytoczę fragment tekstu z owej książki.
"Czasami moi rozmówcy ( zwłaszcza ci w okresie kryzysu wieku średniego) zadają mi pytanie, jaki sens ma życie. Wtedy odpowiadam, że ŻYCIE NIE MA SENSU - ŻYCIE JEST SENSEM. I tak dokładnie to czuję, kiedy przebijam się z Tarchomina do centrum Warszawy w godzinach szczytu. Zajmuje mi to nawet 1,5 godziny plus drugie tyle na powrót. Trzy godziny z życia spędzone w samochodzie. Czy to ma sens, zwłaszcza jeżeli policzymy, że w skali roku da nam to około 80 dni roboczych? Czy można być szczęśliwym, stojącym korkowiczem? Myślę, że tak, że można, jeżeli tylko zdamy sobie sprawę, że stanie w korku to przywilej żyjących, zdrowych, tych których stać na samochód i benzynę, i na kolejne dodatkowe ubezpieczenia.
Szukanie sensu życia to strata czasu. Lepiej skupić się na tym, jak mu ten sens nadać. Jak wyjść poza prozę życia. Jeśli życie składa się tylko z prozy - jest nieprawdopodobnie nudne. Ale nawet banalnym czynnościom możemy nadać szczególne odświętne znaczenie, a rzeczy wielkie możemy zbagatelizować."
J. Walkiewicz - "Pełna moc życia"
I tym oto krótkim tekstem chcę Wam dać bodziec do refleksji.
Ja za każdym razem, gdy go czytam, czuję jak w moim sercu rośnie prawdziwa satysfakcja z tego, że mogę wykonać jakąś pracę, nawet jeżeli mówimy o obieraniu ziemniaków czy myciu naczyń. Doceniam, że mam na to siły oraz możliwości, aby tego doświadczać, bo kto wie ile takich chwil jeszcze będzie mi dane. Wtedy nawet najmniej lubianą czynność wykonuję z uśmiechem na ustach.
Tak wiec Kochani!
Umilajmy sobie prozę życia. Bo każdy dzień to prawdziwy dar. Nie pozwólmy, aby przeciekał nam przez palce. W końcu nie znamy dnia, ani godziny. Żyjmy, jakby jutra miało nie być.
Ostatni dzień lutego to kolejny piękny dzień, bo to jeden z dni naszego życia. A jaki będzie, sami zadecydujcie.
Tak,tak,zycie jest darem i jest pelne okazji i mozliwosci! widziec to,to znaczy miec zycie,a co mamy to mozemy dac innym.Pozdrawiam serdecznie!T.
OdpowiedzUsuńLubie takie książki:)
OdpowiedzUsuńW pełni podzielam ten pogląd:)
OdpowiedzUsuńJa również podpisuję się pod tym :) Zwłaszcza, pod Twoimi ostatnimi słowami :) Pozdrawiam serdecznie i wiele radości z kolejnych dni! :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale widzę, że są tam zawarte bardzo mądre słowa.
OdpowiedzUsuńhmm zaciekawilas mnie:) nie czytam zazwyczaj ksiazek tego typu ale właściwie to... czemu nie? pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam sobie umilać każdy dzień ;) i również staram się doceniać to co mam... poza tym, polecam trenowanie jak cieszyć się małymi rzeczami / sytuacjami ;)
OdpowiedzUsuńpozwól, że polecę ze spamem. wyróżniłam Cię! http://to-ja-spadam.blogspot.com/2013/02/zapiski-wedrowcy-z-onetu-vol-ii.html
OdpowiedzUsuńa bardziej na temat, przesłanie książki bardzo mi się podoba :) choć nie słyszałam o niej.
fajne , ja zapraszam do komentowania oraz obserwowania mojego bloga > zycie-na100latki.blogspot.com
OdpowiedzUsuńostatnio oglądałam filmiki Pana Walkiewicza na youtube są niesamowite ;) pełne humoru, prawdy życiowej i motywacji.
OdpowiedzUsuńCałkowicie podzielam, dlatego robię to co lubię :)
OdpowiedzUsuńLubię tego typu książki:)
OdpowiedzUsuńSuper post!
OdpowiedzUsuńnajlepiej zahaczyć o tydzień od 24 lutego do 1 marca :) 24 jest Dragobete, czyli ich walentynki, no a 1 martisor :)
OdpowiedzUsuńz tego co wiem, niestety w większych miastach, te święta coraz bardziej upodabniają się do zachodnich walentynek :/
Na pewno przeczytam :) Dziękuję za polecenie :)
OdpowiedzUsuń