Wierzę, że rodzimy się po to, aby poznać odpowiednich ludzi i dotrzeć w określone miejsca. Jak wtedy, kiedy zjawiam się gdzieś po raz pierwszy, a czuję, jakbym wracała do domu. Na poziomie świadomości nie wiem co jest grane, ale serce rozumie. W górach jestem bardziej. Im wyżej, tym mi bliżej do siebie. Jakby mi niebo spadało na głowę i zapominało co złe. Kończą się pytania, a rodzą odpowiedzi. Przeczuwałam, że z Austrią będzie podobnie, dlatego dbałam o nerki, aby w patowej
sytuacji móc jedną spieniężyć i dostać się tam, gdzie życie uśmiechnie
się do mnie bardziej. Z Hoher Dachstein prawie wzięłam cichy ślub. Tyle tylko, że to ja powinnam być w bieli, a stało się odwrotnie. Przygotujcie zmysły na świat w wersji mono.
Może zacznę od tego, że nie wiadomo dlaczego droga na Dachstein wydawała mi się krótsza, kiedy rysowałam ją w umyśle dzień przed wyjazdem. Jednak jak Google Maps przepowie 1,5 h jazdy to nie ma co się łudzić, że to tylko przenośnia, a tyle nam się jechało z Hallstatt (pisałam o nim tutaj) , aby zobaczyć najpiękniejszy widok Północnych Alp Wapiennych ze swoim drugim najwyższym szczytem Hoher Dachstein 2995 m.
Jedną z wielu zalet gór jest to, że czas ma tam fory i płynie tak, aby wszystkim zrobić dobrze. Jeden rzut oka na wioski rozespane w chmurach, mgłę nacierającą na doliny, słońce muskające szczyty i przydługa droga okazuje się za krótka, a Ty zaczynasz trącić Leśmianem, bo wszystko co widzisz dookoła zalatuje poezją.
W Alpy marzyłam jechać całe życie, ale do pewnych marzeń trzeba dorosnąć, a może nawet na nie zasłużyć. Pojechałam i ogarnęła mnie obawa, że teraz w zderzeniu z tym co zobaczyłam świat straci w moich oczach. Poprzeczka ulokowana wysoko to pierwszy stopień do staczającego się po równi pochyłej uniesienia. Tak się zdarzyło, kiedy 2 dni później z mieszanymi uczuciami przemierzałam Salzburg nie wiedząc czy to wina miasta, które przecież do brzydkich nie należy czy jednak smutna konsekwencja serca zostawionego na lodowcu.
Być może bardziej spektakularne widoki należy odłożyć sobie na koniec życia, tak na godzinę przed śmiercią, aby móc umierać z zachwytu. Inaczej zachwyt może umrzeć przed nami. Od kiedy to wiecie podróżujecie na własne ryzyko.
Wjazd kolejką na Dachstein do tanich nie należy, ale nikt nie mówił, że życie takie będzie. Nie wierzcie tym, którzy obiecują inaczej. Kłamią. Prawda jest bardziej brutalna i ma się tak, że wyruszając na Dachstein trzeba na początek wyprawić pożegnanie dla kwoty 35 euro od osoby, aby w ramach rekompensaty na górze trafić w nieodśnieżony kosmos.
Wszystko zaczyna się od tarasu widokowego z przeszkloną podłogą, spod której wyziera przepaść, dalej wiszący most zapraszający na skywalk i badający poziom lęku wysokości, tuż za nim balkon ze schodami donikąd, a wszystko w bliskim uścisku z otchłanią.
Po przekroczeniu granicy własnego strachu pozostaje zejście do lodowej jaskini, choć po tym wszystkim czego można tutaj doświadczyć musieliby wyrzeźbić Dolinę Muminków, aby wzbudzić moje zainteresowanie.
Dalej już trasy narciarskie i bezkresna biel, która zmaterializowała nam się zaraz po wyjściu z gondoli. Ale nie taka szpitalna, tylko zmierzwiona, otulająca, w którą chcesz się zapaść. Miękki puch i kilka osób, które zamiast siedzieć w ciepłym kącie nad Apfelstrudlem postanowiły odmrozić sobie uszy. Ja oczywiście na czele w pogoni za moim własnym Przystankiem Alaska.
Nierozdeptana biała masa prowokuje, aby zboczyć z obranej trasy i potraktować ją pierwszym butem, ale wystarczy jeden fałszywy krok, aby przekonać się, że nie bez powodu nikt nie zrobił tego przed nami. Inaczej pojawia się szansa, że skończymy w zapadlinie, która bez problemu pochłonęłaby tira.
Są tacy, którym nie odpowiada świat
w jednym kolorze, ale dla mnie to właśnie biel w nadprogramowej ilości robi tu tło do wielkiego zauroczenia.
Paliliśmy
się do wejścia na Hoher Dachstein, ale po krótkim podejściu okazało
się, że bez specjalistycznego sprzętu to my tutaj możemy co najwyżej
lepić bałwana. Góra z lodu i śniegu stała w opozycji i nijak nie dała
się oswoić. Wzrokiem sięgałam wierzchołka z krzyżem i tyle musiało mi wystarczyć.
W sumie to wszystko przestało mieć znaczenie, tak było pięknie.
Śnieg odbijający słońce dosłownie wypalał oczy, więc bez okularów słonecznych to bym tam nie startowała. Trasa niby niedługa, ale po śniegu z przystankiem na zachwyt zeszło kilka godzin. Kiedy wróciliśmy i opadła adrenalina to przypomniałam sobie, że nie czuję niczego co czułam przed wyjściem. Herbata ratunkowa nie zdała egzaminu, ale panoramiczna restauracja na szczycie serwuje taki widok, że miałam to gdzieś. Nawet ceny nie miażdżą, więc w razie czego jest gdzie przysiąść separując się na chwilę od śniegu.
Podobno na noc na lodowcu zostaje jedna osoba, która dba, aby rano gondole ruszyły o czasie i wszystkim żyło się lepiej, więc nie wiem czy nie znalazłam pracy marzeń.
Śnieg odbijający słońce dosłownie wypalał oczy, więc bez okularów słonecznych to bym tam nie startowała. Trasa niby niedługa, ale po śniegu z przystankiem na zachwyt zeszło kilka godzin. Kiedy wróciliśmy i opadła adrenalina to przypomniałam sobie, że nie czuję niczego co czułam przed wyjściem. Herbata ratunkowa nie zdała egzaminu, ale panoramiczna restauracja na szczycie serwuje taki widok, że miałam to gdzieś. Nawet ceny nie miażdżą, więc w razie czego jest gdzie przysiąść separując się na chwilę od śniegu.
Podobno na noc na lodowcu zostaje jedna osoba, która dba, aby rano gondole ruszyły o czasie i wszystkim żyło się lepiej, więc nie wiem czy nie znalazłam pracy marzeń.
UWAGA: Aby dojechać do parkingu pod stacją kolejki na Dachstein trzeba przy wjeździe pobrać bilet parkingowy. Parking jest płatny, ale można uniknąć opłat odbijając go w drodze powrotnej w automacie na górze. Przy wjeździe wymagane są łańcuchy na opony, chociaż nam powiodło się bez.
Termy znajdziecie w Bad Ischl, bardzo przyjemnym mieście uzdrowiskowym nad rzeką Traun z villą Cesarza Franciszka Józefa. Podobno leczyła się tam cała wiedeńska śmietanka towarzyska.
Na
ostatni dzień zostawiliśmy Salzburg. Co prawda to już mały wybieg poza
Górną Austrię, ale trzeba było zobaczyć dom rodzinny Mozarta. Nie wiem,
kiedy znowu zaćmi mnie na tyle, aby pojechać do kraju, który w kilka dni
jest w stanie pozbawić mnie środków do życia, choć po tym co widziałam
apetyt mam ogromny. Salzburg jest atrakcyjny, jednak wg mojej skromnej opinii
lepiej odwiedzić go w pierwszej kolejności. Po kilku dniach pośród gór i
jezior nie wiedziałam, jak się do niego przymierzyć. To już nie to
samo. Zastanawiam się jeszcze czy o nim napisać, bo póki co to co mnie ekscytuje w niczym nie przypomina miasta.
Och mój słodki Dachstein.
Och mój słodki Dachstein.
!!!!! jezu, już nie mogę wytrzymać, za tydzień o tej porze będę w aucie.
OdpowiedzUsuńplus, zarezerwowalam nam nocleg tu: http://www.lodge.at/
a dzisiaj zarezerwowałam nam w wypożyczalni rakiety śnieżne. jeszcze tam nie pojechałam, ale już jestem Ci dozgonnie wdzięczna, bo gdyby nie Twoje zdjęcie na wiszącym moscie, to bym nie wiedziała o dachstein wcale.
Jeszcze nie dziękuj. Po Waszych wojażach to taki kierunek może się dla Was okazać równie nudny co Malta, chociaż mam nadzieję, że jednak nie. Już się nie mogę doczekać Twoich zdjęć. To będzie coś wspaniałego. I macie rakiety śnieżne. Suuuuper! Żałuję, że nie miałam okazji wypróbować, ale może teraz w Alpach francuskich coś zdziałam. Udanej podróży!
Usuńna pewno nie będzie powtórki z malty, choćby dlatego że za morzami nie jestem za bardzo - a za górami tak!
Usuńze względu na ceny wypożyczam z polski, jednak bardziej się opłaca niż na miejscu.
Magia! Jak w rezydencji u Królowej Śniegu! Taką zimę, to bym u siebie akceptował i to w pełni! Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2017! :)
OdpowiedzUsuńByłaś zauroczona widokami i wcale się nie dziwię, są bajeczne :)
OdpowiedzUsuńMuszę się kiedyś zimą teleportować do Austrii, bo od samego patrzenia na foty jajo znoszę. Miłość letnia mi nie wystarcza. :)
OdpowiedzUsuńnie jestem wielką miłośniczką zimy, ale widoki, muszę przyznać, są niesamowite!
OdpowiedzUsuń3000 m n.p.m. brzmi naprawdę dumnie. Widoki bajeczne. Nie ukrywam, że trochę zazdroszczę, bo sam chciałbym stanąć na tym lodowcu. Coś pięknego. No tak, Austria nie należy do najtańszych krajów, a atrakcje, które odwiedziłaś z pewnością kosztują odpowiednio.
OdpowiedzUsuńMagiczne widoki :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam górskich marzeń...teraz już mam. Dziekuję :)
OdpowiedzUsuńAle widoki, miałaś szczęście. Ja tez wydałem tam masę kasy, a wszystko położone wyżej 1000 m ukryte było w chmurach, z których wciąż padał deszcz. Teraz jeszcze bardziej chcę tam wrócić. Cudowne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku !
Świetny wpis, sam od dłuższego czasu planuje odwiedzić austrackie Alpy.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem Twój zachwyt Austrią, a szczególnie Krajem Salzburskim.
OdpowiedzUsuńJa również jestem nią oczarowana.
Byłam w lecie, ale Twoje zimowe zdjęcia są również bajkowe.
Pozdrawiam serdecznie:)
uwielbiam takie widoki! same perełki odkrywasz:)
OdpowiedzUsuńO mamusiu jak ja uwielbiam czytać te Twoje wpisy! Są bajeczne całkiem jak widoki, które opisujesz. Nie przestawaj tak pisać w Nowym Roku - never! Wszystkiego dobrego na kolejny 2017 rok :)
OdpowiedzUsuńFenomenalne widoki w Polsce mimo pięknych gór już od kilku lat brakuje prawdziwej zimy. Chyba pora się wybrać w Alpy lub Dolomity.
OdpowiedzUsuńDach świata ♥ super, jestem zachwycona! przepiękne widoki, a mi tak bardzo brakuje nart... na dodatek zawsze, jak byłam w Austrii, to była brzydka pogoda :D chcę do Dachstein!
OdpowiedzUsuńDo zdjęć górskich mam słabość, a szczególnie do takich :-) Świetny artykuł!
OdpowiedzUsuńMoże i wjazd drogi, ale widoki...warte :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się tych widokach! Niesamowite wrażenie robią góry na Twoich zdjęciach, a co dopiero być tam na żywo. Piszczałabym z zachwytu codziennie! Brawo! :)
OdpowiedzUsuńTo ty tam skakalas po tym nieludzkim moscie? Slabo mi... Pieknie tam, ale za wysoko jak dla mnie:) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńcudowne widoki:) uwielbiam Alpy, ale dotychczas odwiedzałam je zawsze latem
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, cudowne widoki. Chiałabym kiedyś odwiedzić Austrie, mam nadzieje ze wkrotce mi sie to uda.
OdpowiedzUsuńFajny i ciekawy blog do obejrzenia i poczytania w wolnej chwili :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, zazdroszcze wyprawy. Moja żona nienawidzi zimna oraz góry więc niestety nie mam jak się wybrać w takie miejsca :(
OdpowiedzUsuńhttps://niupak.eu/