Odchudzanie to temat, który nigdy nie spada z czołówki najpopularniejszych. Cały internet, jak i realna rzeczywistość toną w pomysłach na kolejne magiczne diety, odchudzające kapsułki, proszki, przyrządy, zabiegi etc. To chyba najpowszechniejszy i jeden z najbardziej oklepanych tematów do rozmów. Przegadany, permanentnie wałkowany i wyzuty do reszty, a mimo to wciąż budzący tak wiele wątpliwości i kontrowersji.
Przyznaję, że nigdy nie byłam zaawansowana w tej kwestii. Nudziło i jednocześnie zniechęcało mnie liczenie kalorii, ważenie posiłków, analizowanie każdego kęsa. O ile aktywność fizyczną traktowałam jako podstawowy element higieny osobistej, o tyle diety były mi znane przeważnie ze słyszenia.
Nie miałam pojęcia o tym co jem, ale byłam wolna od frustracji potęgowanej modą na odchudzanie. Nie traktując sposobu odżywiania, jako czegoś nadrzędnego, nie pojmowałam jego znaczącego wpływu na sylwetkę i dobre samopoczucie. Dziwiło mnie jedynie, że pomimo wielu godzin dziennie spędzanych na ćwiczeniach, moja figura nie przybierała oczekiwanego wyglądu. Nie zależało mi jednak na schudnięciu, a na efekcie wyrzeźbienia ciała. Do czasu, aż życie huknęło mnie w głowę na tyle mocno, że zmiana stylu odżywiania stała się nie tyle możliwością, co niezbędną koniecznością.
I powiem szczerze, że choć wiele osób chciałoby usłyszeć przyjemną formułkę, że istnieje magiczna pigułka, która gwarantuje figurę, formę i zdrowie to niestety, ale na tym etapie rozwoju, ludzkość jeszcze takową nie dysponuje. Nie pomoże też łykanie tasiemców, wacików, ani innych ekstremalnych substytutów pożywienia, mających stanowić panaceum na szczupłą sylwetkę. Znam za to sposób, który zawsze działa. Wstać z kanapy, zakasać rękawy i wziąć się do dzieła. Czeka Was praca okupiona potem i bólem, ale przede wszystkim satysfakcją.
Pozwólcie zatem, że oszczędzę Wam czasu i rozczarowań i powiem wprost: to nie działa. Te wszystkie uniwersalne metody pomagają na chwilę albo wcale, nie pozostając natomiast obojętnymi dla zdrowia. A to macie tylko jedno, więc nie warto ryzykować. I można rzec, że głoszę truizmy, "oczywiste oczywistości", a jednak wciąż zaskakują mnie wiadomości o kolejnych dietach cud, które zyskują rzesze zagorzałych fanów. Najtrudniej wykorzenić błędne myślenie i ja absolutnie nie mam takich aspiracji, ale o ile dzięki temu co napiszę, chociaż jedna osoba nie popełni dietetycznego samobójstwa to będzie już spory sukces.
Dlatego proponuję 2 rozwiązania:
- pokochaj siebie, taką jaką jesteś,
- jeżeli nie możesz lub nie chcesz zaakceptować swojej obecnej sylwetki to zmień to, ale zrób to raz a dobrze.
Na dowód w wielkim skrócie przedstawię moją sytuację. Od dzieciaka byłam aktywnie fizycznie, zawsze chciałam związać się ze sportem, ale z różnych względów sprawy potoczyły się inaczej. Już od podstawówki spędzałam na regularnych ćwiczeniach min. 1,5h dziennie przez 7 dni w tygodniu. Trwało to latami, aż przestałam mieć siły i możliwości. Nie mniej sport był wciąż obecny w moim życiu, tyle że nie w takiej częstotliwości. Starałam się nie jeść tego, co powszechnie uznaje się za niekorzystne, ale nigdy nie zgłębiałam tematu, bo wówczas jeszcze nie dojrzałam do tego etapu. W dietach co prawda się orientowałam, ale ostatecznie żadnej nie stosowałam, bo uważałam że i tak wszystko, co zbędne spalę ćwicząc. Nigdy nie osiągnęłam ani wymarzonej sylwetki, ani oczekiwanego zdrowia, jedynie formę miałam ponad normę.
Obecnie od miesięcy jestem na tzw. ( jak to się brzydko nazywa) "diecie" o niskim Indeksie Glikemicznym. Stało się tak z przyczyn zdrowotnych. Od razu mówię, że nie jest to dieta na chwilę, ale na całe życie. O tak, to stwierdzenie boli najbardziej, ale jakby nie było uważam to za jedyne właściwe wyjście. Trochę mi zajęło oswojenie się z takim stanem rzeczy, nie obyło się bez lamentu, ale lepsze samopoczucie pozwoliło mi pogodzić się z powyższym faktem.
Stosuję się do niej na prawdę ściśle, ponieważ tak jak wspomniałam mam mocniejszą motywację, niż po prostu schudnąć, walczę o zdrowie, jednak jej miłym efektem ubocznym okazało się szybkie gubienie kilogramów. Oczywiście wciąż regularnie ćwiczę, jednak tym razem widać efekty. I to co mogę o niej na dziś powiedzieć to tyle, że nie znam nic skuteczniejszego i rozsądniejszego w zrzucaniu zbędnej wagi. Eliminacja ze swojego jadłospisu cukru pod wszelaką postacią i produktów o wysokim IG to na prawdę świetne rozwiązanie. Pomijam już fakt nabycia świadomości na temat tego co się je i jaki to ma na nas wpływ.
Indeks Glikemiczny określa, jak szybko
dany produkt podnosi poziom cukru w organizmie. Wzrost indeksu
glikemicznego powodują węglowodany. Tłuszcze i białka na niego nie wpływają. Obróbka termiczna produktu wpływa na wzrost jego IG, dlatego np. surowa marchewka ma niski IG, a ugotowana już wysoki. Przestrzeganie sposobu odżywiania o niskim IG nie powoduje skoków cukru w organizmie, a tym samym eliminuje napady głodu. Zjedzenie produktu o wysokim IG powoduje szybki wzrost cukru, a następnie szybki jego spadek wywołując potrzebę zjedzenia.
Powszechnie przyjmuje się, że produkty o niskim IG to wszystkie poniżej wartości 55.
Ja jednak jestem bliższa tym parametrom:
- produkty o nikim IG<35 (np. jaja, ryby, sałata, pomidor)
- produkty o średnim IG <50 (np. ciemne pieczywo, makaron pełnoziarnisty)
- produkty o wysokim IG< 70( np.frytki, kukurydza, marchew gotowana)
Niestety wiem, że większość osób zabiera się za odchudzanie od kiepskiej strony. Oznacza to tyle, że wolą drogą na skróty zastosować 10 dniowa dietę z Pani Domu, niż zgłębić o co w tym wszystkim właściwie chodzi. I nawet się nie dziwię, bo nie ukrywam, że wymaga to czasu, skupienia i przyswojenia sporej ilości wiadomości. Jednak gdybym miała do wyboru, co tydzień zaczynać nową nic nie dającą kurację i gnębić się do tego psychicznie, a wziąć za konkretne, racjonalne działanie i zmienić swoje życie na lepsze to już nawet z braku cierpliwości wybrałabym drugą opcję.
Podstawa to wywrócenie swojego sposobu myślenia o
180stopni i zrozumienie, że odrzucenie tego co się do tej pory jadło to
nie jest wyrzeczenie, ale przysługa dla naszego skatowanego organizmu,
traktowanego, jak śmietnik bez dna.
Dieta o niskim IG jest mocno zbliżona do diety Montignaca, jednak bardziej radykalna i wymaga obeznania się z asortymentem sklepów spożywczych oraz eliminacji wielu popularnych i powszechnie jadanych artykułów. Pomimo, że był to wstrząs dla kogoś takiego jak ja ziemniako - i chlebożernego to dopiero teraz wiem co znaczy świadome odżywianie. Nie ma sytuacji, abym kupiła jakiś produkt spożywczy, nie czytając jego składu. Dzięki temu eliminuję z jedzenia wszystkie szkodliwe składniki, poza całą chemią również cukier, który ku mojemu zaskoczeniu jest dosłownie we wszystkim. Jak wiadomo cukier uzależnia, stąd u co niektórych notoryczna chęć na słodkie i koło się zamyka. Odwyk od słodyczy powoduje, że kiedy organizm wyeliminuje cukier, głód na słodkie mija. Więc na nic zdadzą się wymówki, ze nie można żyć bez czekolady. Ja już nawet nie zauważam słodyczy, a mimo to wciąż jestem wśród żywych.
To dla mnie również prawdziwa rewolucja biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno za zdrowe uważałam to, co tak nazwano na opakowaniu. Moje pierwsze chwile z czytaniem składów produktów doprowadziły mnie prawie do szaleństwa, kiedy uświadomiłam sobie co nam się sprzedaje w ładnych opakowaniach i pod zgrabnie wylansowanymi hasłami. Jemy jeden wielki syf i płacimy za niego majątek. Dzieciom daje się rozkoszne z nazwy paróweczki, dzięki czemu w ogólnym mniemaniu produkt zyskuje na wartości. Bo o ile parówki mogą być złe, o tyle paróweczki przecież nie mogłyby nikomu zaszkodzić.
W każdym razie mój sposób odżywiania to absolutna zmiana nawyków żywieniowych, eliminacja chleba, ziemniaków, makaronów i wszystkiego o wysokim IG. Posiłki staram się jeść co 3, 4h. W menu króluje kasza gryczana, ryż czarny i brązowy, cieciorka, soczewica, warzywa, a sporadycznie mięso. W internecie bez problemu znajdziecie tabele żywieniowe opisujące produkty pod względem IG. Metodą małych kroczków możecie stopniowo eliminować poszczególne produkty ze swojego jadłospisu i zastępować je tymi korzystniejszymi dla zdrowia.
Dlatego tym którzy próbują coś zmienić, ale nie wiedzą jak, proponuję wyjście z ciemnego lasu na prostą ścieżkę i dokonanie prawdziwej rewolucji w swoim życiu. Wasze ciało i organizm mogą Wam długo służyć, ale musicie dać im szansę. Bolesne początkowo zmiany, szybko staną się Waszą nową naturą. Zapomnicie o wyrzutach sumienia przy jedzeniu, o kompleksach, niskim poczuciu własnej wartości i złym samopoczuciu. Zamiast katować się kolejnymi niesamowitymi i odkrywczymi sposobami mającymi za zadanie jedynie generować wielkie zyski ich pomysłodawcom, będziecie żyć pełnią życia i jeść bez oporów.
Nikt poza właściwym odżywianiem, eliminacją szkodliwych produktów i regularną, odpowiednio wykonywaną aktywnością fizyczną nic tu więcej nie wskóra. To są wasze wybory i ich konsekwencje. Tak więc może czas iść na odwyk od szkodliwego odchudzania i po prostu zacząć żyć? Zamienić śmieci na treściwe jedzenie, zacząć słuchać swojego organizmu, zamiast speców od marketingu i zadbać o siebie? Wykonać krótkie cięcie i mieć spokój od myślenia o dietach,
tabletkach itp.?
Najtrudniejszy pierwszy krok, a potem już z górki. Uda się, musicie tylko chcieć. Powodzenia.
Bardzo, ale to bardzo interesujący post!!! Sporo czytania przede mną, aby to wszystko ogarnąć gdyż bardzo mnie zmotywowałaś. Niedługo rozpoczynam "nowe życie", więc może in nowy zdrowszy sposób odżywiania wprowadzę.
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie tylko jeszcze kilka dodatkowych kwestii i to bardzo ważnych. Pieniądze! Czy taki styl życia, bo już wiem że to nie dieta, jest droższy od śmieciowego? W Holandii wszystko co zdrowe jest cholernie drogie. No i czas. Czy musisz więcej czasu poświęcać na przygotowywanie posiłków, czy są one pracochłonne? Czy wszystko tak samo jak przy "normalnym" żywieniu, tylko produkty na zdrowsze się zmieniają. Zapewne ta nowość i brak jeszcze wiedzy na ten temat trochę przeraża.
Rzucam sobie wyzwanie!
Organiczne i naturalne (czyli zdrowsze) produkty oczywiście kosztują więcej i w Polsce i Holandii, ale prawda jest taka, że robiąc świadome zakupy nie wrzucasz do koszyka wszystkiego co wpadnie Ci w oko. W efekcie może się okazać, że finansowo nie wyjdzie Ci to drożej, za to nie będą w domu na pułkach (tudzież w organizmie) zalegały produkty, których wcale nie potrzebowałaś ;) Plus świeże owoce i warzywa są tanie, szczególnie na targu (choć wiem jak wielką pokusą jest sięgnięcie po paczuszkę już pokrojonych i wciąż świeżych warzywek np. w AH) ;)
UsuńTarg mam u siebie w sobotę i korzystam, ale ceny nie zawsze są niższe od tych sklepowych. Jak tylko zapoznam się z produktami i ich indeksem glikemicznym wybiorę się na świadome zakupy.
UsuńP.S. Nigdy jeszcze nie sięgnęłam po pokrojone warzywa, cena mnie odstrasza :p
Dokładnie to co napisała Justine. Zależy też od pory roku, u nas zimą warzywa są bardzo drogie, ale latem to groszowe sprawy. Kasza gryczana, ryż brązowy to też nieduże koszty. Ale ponieważ wyeliminowałam z diety gluten na własne życzenie to chleb i mąki zastępuje potrawami z mąki z ciecierzycy, grochowej, gryczanej itd. Ich koszt jest wyższy, ale wystarcza na długo. Taka mąka z ciecierzycy to np. koszt około 7zł, ale starcza mi na jakieś 2 tygodnie jeżeli używam codziennie. Pozdrawiam.
UsuńPost nie tylko interesujący ale też mądrze napisany. Pokazujesz, że w dzisiejszych czasach, gdzie dziwne diety i inne cuda-wianki są na porządku dziennym i ryją banię wielu osobom, można inaczej - zdrowo i rozsądnie, nie tracąc przy tym nic ze smaków życia. Tak jak napisałaś, zdrowa dieta, to nie woda i marchewka. :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobry post ;) Sama prowadzę cykle "moje odchudzanie", ale to zła nazwa, jak myślę. Powinno być "jak zmienić moje leniwe i złe nawyki na całe życie" ;) Bawi mnie to jak ktoś katuje się jakimiś wymyślnymi dietami, chudnie np 10 kg a potem dziwi się, że wszystko wróciło do punktu wyjścia. Widać, że włożyłaś w ten post sporo wysiłku, brawo! ;)
OdpowiedzUsuńmiło czytać takie pozytywne rzeczy :) zmiana nawyków żywieniaowych nie jest łatwa, ale wiem,ze mozna,jezeli tylko ma sie checi :)
OdpowiedzUsuńDajesz motywację! :D
OdpowiedzUsuńRozmawiałam ostatnio z kilkoma osobami, które stosują jakąś drakońską dietę owocowo-warzywną i schudły przez dwa tygodnie po 6-7 kilo (jakieś wczasy odchudzające). No super, ale jak się pogadało z nimi dłużej to się okazuje, że tydzień po wczasach zaczynają jeść tak, jak przed dietą i te kilogramy wracają z nawiązką. I za pół roku znowu wczasy odchudzające. I tak w kółko. Po co to, zamiast raz a porządnie zmienić styl odżywiania na zdrowszy i dodać trochę ruchu?
Jestem właśnie na etapie takiej zmiany, idzie niełatwo i powoli, ale się trzymam póki co :)
Ja tez od dziecka bylam aktywna fizycznie, dopiero niedawno sie rozleniwilam...ale wiem, ze moge zebrac sie w sobie i uprawiac sport codziennie. Co do malych kroczkow, to w zeszlym roku przestalam zupelnie kupowac soki owocowe (czytaj sam cukier). Od ponad dwoch tygodni nie jem slodyczy i jestem z siebie mega dumna, bo wczesniej dzien bez kawalka czekolady byl dniem straconym. Zauwazylam rowniez, ze po wszelkim pieczywie boli mnie brzuch, wiec rowniez od jakiegos czasu go nie jadam. Za fastfoodami i slonymi przekasakami nigdy nie przepadalam.Najwazniejsze to czuc sie dobrze i tak dopasowywac jadlospis , by bylo i smacznie i zdrowo. Bo katowanie sie dietami cud zazwyczaj prowadzi do bardzo podlego samopoczucia...
OdpowiedzUsuńMnie też ten temat męczy jak mam być szczera. Szczupła nie byłam i nie będę nigdy i już dawno się z tym pogodziłam, bo z moją chorobą musiałabym żyć na przysłowiowym liściu sałaty (każde 100kcal ponad normę u mnie natychmiast odbija się 1kg po tygodniu). Patrzę na to, co ląduje na moim talerzu, ale masz rację - bez ruchu ani rusz ;) Od ponad roku pracuję w firmie, w której przez ok. 18-19 dni w miesiącu siedzę za biurkiem ponad 11h i nie mam się nawet na chwilę gdzie ruszyć. Jak mam wolne to śpię do południa i siłą się zmobilizować nie mogę, żeby chociaż palcem kiwnąć. Wiem, że taki stan rzeczy nie może trwać dłużej, bo przez 12 miesięcy przytyłam 7kg jedząc to samo co przez cały zeszły rok, ale wtedy ciągle maszerowałam, jeździłam na rowerze do pracy (teraz jest to niemożliwe bo do pracy prowadzi wyłącznie ekspresówka) , na przerwach chodziliśmy pograć w kosza czy badmintona, chodziłam po pracy na basen (teraz o 23 jakoś mi się to nie widzi...). Dieta ta sama, zmieniła się aktywność fizyczna i nikt mi nie powie, że kapusta zdziała tu cuda. Ale muszę się ogarnąć, bo spokojnie zaraz będę kolejne 7kg na plusie. Najbardziej irytują mnie suche jak gwizdek koleżanki, rozprawiające godzinami o nowych dietach, o tym, że nic nie mogą jeść bo muszą schudnąć, schudnąć, schudnąć.. a po 3h rozmowy zjadają komisyjnie czekoladę. Temat rzeka :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zdjęcia potraw udowadniają, że zdrowe nie musi być nudne, wystarczy trochę chęci i wyobraźni. Nigdy nie stosowałam diet, może i miałam ochotę, ale nie lubię się katować jeśli nie muszę. Myślę, że zdrowy organizm dobrze znosi każde pożywienie, oczywiście w rozsądnej ilości i z uwzględnieniem informacji, że śmieci szkodzą :)
OdpowiedzUsuńNie wierzę w żadne diety i bardzo sie cieszę ze napisałaś ten post.
OdpowiedzUsuńJa z kolei jem wszytsko, oszczędzam się ze słodyczami i tłustymi potrawami-żadnych sosów, tłuszczy.
Staram się by posiłki były zbilansowane, zróżnicowane i nie przejadać się. Zadne chipsy i fast foody/
Przede wszystkim ruch! Marszo-biegi i basen. Lubię dla dobrego samopoczucia. Mam mnóstwo po tym energii a ciało jędrne i ( bez przechwałek) .Po prostu lubię, ważne by robić to systematycznie ale w koncu robię to dla siebie, dla samopoczucia, zdrowia i dodatkowo dla satysfakcjonującej mnie figury, więc dlaczego nie?
I przyznaje Ci ogromny plus za wersję: nie dietuj się, zmień tryb życia i pokochaj ten tryb! Właśnie to należy propagować a nie cud diety i różne bzdety.
Ruch drogie panie, bo to one najczęsciej biadolą nad kg, i nie migać się że nie ma czasu bo z tego nic nie wynika.
Uważam, że osoby, które połykają tasiemce powinny zacząć od przebadania swojego zdrowia psychicznego, a nie odchudzania. Wg mnie najgorsza sytuacja jest wtedy, kiedy dziewczyny przestają jeść, głodzą się i np. leżą na kanapie, zamiast przejść się na spacer. Tak jak piszesz, sama drastyczna dieta nie wystarczy, w dodatku może mieć niemiłe konsekwencje jeśli chodzi o ogólny stan zdrowia i organizm. Wyznaję zasadę, że i tak najlepszy jest ruch, w zależności kto ile czasu może na niego poświęcić, mogą to być codzienne ćwiczenia, bieganie dwa razy w tygodniu, spacery, cokolwiek. I wtedy można jeść normalnie, ale z głową. Nie opychać się toną słodyczy, jeść częściej, ale w mniejszych ilościach, unikać nocnego podjadania... U mnie się to sprawdza i waga utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie. Przede wszystkim jednak jakikolwiek ruch. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZaskakujące jest to, ze nadal tak wiele osób nie może tego zrozumieć. Diety to kiepski pomysł, zdrowe odżywianie + duuużo ruchy = pomysł doskonały.
OdpowiedzUsuńDania wyglądają niezwykle apetycznie. Co do odchudzania uważam, że jeśli ktoś ma z czego się odchudzać to jak najbardziej, ale bez zbędnej przesady.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, T&M podróżniczo
Wszystko co na obrazkach jest pyszne!:D
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym co napisałaś rękami i nogami. Dieta o niskim IG jest rewelacyjna, a spadające kilogramy to tylko efekt uboczny:) ależ jaki miły, prawda?
OdpowiedzUsuńNapisałaś bardzo motywujący post, ale trudno mi sobie wyobrazić życie bez makaronu i chleba (no dobra, wiem, że można go zastąpić pełnoziarnistym...) :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję nigdy nie być zmuszoną do rezygnowania z jedzenia czegokolwiek, bo dla mnie byłaby to największa kara. Też jestem przeciwniczką diet poza rozsądnym odżywianem, a to po prostu sposób na życie. Oczywiście grzeszki się zdarzają, ale staram się zachowywać odpowiednie proporcje i ruszać się, oczywiście. Za to xylitol i syrop z agawy są w moim domu od kilku lat :))
OdpowiedzUsuńJuż zrobiłam pierwszy krok. Ćwiczę przynajmniej 4 razy w tygodniu po 50 minut i biegam. Dbam o to co jem. Robię to dla swojego zdrowia. Życzę Ci dużo zdrówka i dużo pozytywnej energii :)
OdpowiedzUsuńBardzo mądrze piszesz, dopóki osoba nie zmieni stylu życia to nie utrzyma wagi na rozsądnym poziomie. Najlepszy sposób jak zaszkodzić swojemu organizmowi to stosowanie diet cud i głodówek.
OdpowiedzUsuńJa niestety za bardzo lubię słodycze i ciągle będę miała problemy z wagą, ale zdaję sobie z tego sprawę i akceptuję to. Na szczęście dzięki ruchowi nie ważę dwieście kilo. :)
rzeczywiśćie, dziewczyny przechodzą na dietę, odchudzają się np. 2 tygodnie, gubią parę kilo a potem świętują pizzą i kebabem -_- nie rozumieją,ze lepiej po prostu złapać dobre nawyki :) jeśli chcemy schudnąc, musimy naprawdę CHCIEĆ, a nie oszukiwać samych siebie. lepiej się przyzwyczaić do drobnych, nie kolosalnych przeceiż zmian - pić dużo wody, unikać słodyczy, smażonego jedzenia.. nawet się nie zorientujemy, jak przestanie nam brakować czekolady i cukerków :)
OdpowiedzUsuńjestem niesamowitą hedonistką i nigdy odchudzac się nie będę w sensie diety:) bo uwielbiam słodycze, gazowane napoje i fast foody. okropne;/ chyba kazdy je lubi, ale ja nie potrafię się ograniczać;] ale niestety skutki widać, brzuszek rośnie [naprawdę!] i to mnie smuci, ale ćwiczę, a przynajmniej staram się i zacznę biegać znów na wiosnę [jesienią biegałam żeby nie było;] ćwiczenia i treningi to jedyna opcja 'odchudzania' jaką toleruję;]
OdpowiedzUsuńOstatnio właśnie coraz częściej słyszę od koleżanek "przechodzę na dietę", co jest z lekka denerwujące, skoro są szczupłe. Zrozumiałabym, gdyby mówiły, że zaczynają ćwiczyć, żeby sobie wyrobić kondycję czy coś. Co do chorób to niektóre mają pozytywne skutki uboczne, ale u mnie pojawiły się te drugie niestety. Teraz staram się je zlikwidować, ćwiczę 6 razy w tygodniu po przynajmniej 40 minut, jem trochę lepiej, ograniczam słodycze (co u mnie najważniejsze :)) i nawet już po krótkim czasie widać jakieś efekty. I właśnie to daje motywację, żeby nie przestawać. Mam nadzieję, że wytrwam :) Chyba za bardzo się rozpisałam, ale nic... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :))
Amanda, jeżeli ich celem jest przechodzenie na dietę - to uwierz mi zawsze będą albo na diecie, albo przechodziły na dietę. Wydaje mi się, że celem powinno być zdrowe odżywianie, zmiana nawyków żywieniowych, po to aby utrzymać zgrabną sylwetkę. To jest cel!
Usuńpozdrawiam, Ell
Bardzo pyszne rzeczy na Twoich zdjęciach i z tego co widzę w większości wegetariańskie?
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeszłam na taką dietę i miło jest zobaczyć takie złożone, apetyczne dania bez mięsa, które pokazują że wegetarianizm to nie tylko ryż, kiełki i marchewka;)
Co do odchudzania - przypominam sobie koleżankę ze studiów walczącą z nadwagą, która zamawiała w bufecie burgera lub frytki i... colę light :)
Dieta wspaniała, pomijając już fakt chudnięcia, to trzeba przyznać ze taka dieta poprawia również zdrowie i wygląd włosów, cery paznokci, i nie chodzi mi o ograniczanie mięsa raczej o zdrowe jedzenie w systemie co 3-4 godziny. Życzę Ci powodzenia w utrzymywaniu swojej diety, tym bardziej, że jak sama mówisz to dieta na całe życie, a więc musisz być wytrwała.
OdpowiedzUsuńCo do picia krwi dziewic i innych tego typu fantazji jak tabletki i diety cud, to masz rację to nie działa.
Istnieje niestety odwrotna sytuacja (w mcdonalds mogę jeść codziennie, a czekolada przelatuje przeze mnie jak woda przez sitko) do Twojej czyli moja, a mianowicie waga, której by się powstydził nawet szkielet. Nie wiem co mi jest bo lekarzy mamy jakich mamy, i badań nie chcą przeprowadzać,a niestety prywatnie jest bardzo drogo. Ja stawiam na szybką przemianę materii. Ale podobnież dieta i ćwiczenia są też dobre na przybranie masy, a wiec idę tą samą droga co Ty tylko do innego celu ;>
Pozdrawiam :) http://zmiana-trasy.blogspot.com
Ja będąc na diecie gdzie jadłam 5-6 posiłków dziennie w małych ilościach, plus do tego ćwiczyłam, byłam po prostu szczęśliwa. Miałam lepszy humor i w ogóle. Też nie jestem za dietami krótkometrażowymi bo one są nieskuteczne, oraz nie zdrowe. Trzeba zmienić swoje myślenie i nawyki żywieniowe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
brawo za wpis! I jak Ci poszło z tą zmianą? Utrzymujesz zdrowe nawyki?
UsuńJa również nie przepadam za tematem 'diety'. Może dlatego, że tez juz pogodziłam się ze swoim ciałem.
OdpowiedzUsuńNie mówię, że źle wyglądam, bo wyglądam ok., i lubię czasem podjeść jakieś niezdrowe rzeczy. Ale wszystko w granicach rozsądku.
No i dużo ruchu, a w mojej pracy (na całe szczęście) mam go pod dostatkiem ;)
Sama prawda, ale ludziom się nie chce. Wolą nie wychodzić poza swoją strefę komfortu i narzekać. :)
OdpowiedzUsuń....A takie zapiekane papryczki robiłam wczoraj :) Jako zagorzała wegetarianka zapędami wegańskimi - oczywiście nie dodałam mięsa.
Pozdrawiam ciepło :)
Kocham Cię! Pierwszy raz od daaaawna z hasłem dieta nie słyszę i nie czytam = odchudzanie. Bo to prawda: jeśli ktoś chce mieć ładną sylwetkę musi przede wszystkim zmienić styl życia, nie samo (nie)jedzenie. Ja nigdy nie byłam na diecie, a wiele razy słyszałam: "Jak Ty chudniesz!" - a wszystko to przez tryb życia. Niestety, ostatnio się zasiedziałam i trochę ciężko się czuję. Dlatego jutro sałatka na ulżenie żoładkowi, a potem powrót do normalnego jedzenia :)
OdpowiedzUsuńNie powiem, interesujące... tylko często jest taki problem, że wracam późno do domu i nie mam siły na przygotowywanie niczego :) jajecznica i to jest mój posiłek :D
OdpowiedzUsuńDokładnie i taka jest moja idea na codzienność, staram się odżywiać zdrowo, ale w tym tak naprawdę są produkty, które uwielbiam - bardzo dużo warzyw i ryb. Jestem w ogóle fanką kuchni śródziemnomorskiej, takiej pełnej owoców morza, mmm. A sport i ruch to od zawsze gościły w mojej codzienności. Grunt to lubić to, co się robi i co się je..:)
OdpowiedzUsuńDoskonale to wszystko opisałaś, brawo, masz całkowitą racje, cudów nie ma, ale dzięki zdrowemu odżywianiu i aktywności fizycznej można osiągnąć zamierzony, wymierzony :) cel i przy tym czuć się dobrze oraz nie wydawać mnóstwo kasy na " odchudzające " specyfiki i drogie zabiegi :)
OdpowiedzUsuńTym tasiemcem to mnie zaskoczyłaś, pierwszy raz słyszę o takiej " metodzie " :)
OMG...nie wiedzialam, ze mozna nawet pomyslec o polknieciu tasiemca...
OdpowiedzUsuńpowiem krótko 70% sukcesu zależy od zdrowego zbilansowanego odżywiania, super, że opierasz swój plan żywieniowy na produktach o niskim ładunku glikemicznym, tak aby nie zaburzać glikemii.
OdpowiedzUsuńProponowane przez Ciebie posiłki bardzo mi się podobają! Jako ekspert pozwolisz, że zwrócę tylko małą uwagę na posiłek z papryką ryżykiem (mam nadzieję, że jest to basmati) i serem żółtym zalegającym na ryżu. Węgli nie łączymy z tłuszczami a już na pewno nie z tłustym żółtym serem - mamy wtedy wyrzuty insuliny. Zaburzamy glikemię, no chyba, że jest to posiłek po jakimś treningu no oporowym, ale żółty ser ... nie za bardzo. Reszta ok.
Pozdrawiam serdecznie, Ella
Dziękuję bardzo za ważne uwagi. Ta papryka to z ryżem brązowym. Czasami dodaję ser żółty jak potrzebuję odrobiny szaleństwa;) Pozdrawiam.
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twój blog (konkretnie na ten post) zainteresowana niskim indeksem glikemicznym. Ale tak fajnie piszesz, że przeczytałam już cały blog:-)Czy jest możliwość otrzymywania powiadomień o nowych wpisach przez ludzi, których nie ma (czytaj: nie mają konta na fejsie)?
A zapytać chcę o dietę właśnie - czy znasz jakieś wydawnictwa, strony int. z przepisami, które możesz polecić, czy raczej korzystasz tylko z tabel z wartościami indeksu?
Pozdrawiam serdecznie, Kasia B.
Witaj Kasiu. Bardzo dziękuję za komentarz, niezwykle miło mi to słyszeć. Jeżeli nie masz facebooka to po prostu zaglądaj tu od czasu do czasu,może w końcu ogarnę newsletter:)
OdpowiedzUsuńCo do IG to tabele są nie do końca miarodajne, wiele podaje coś zupełnie przeciwnego. Ja już wiem, co mieści się w dozwolonych normach i pod te produkty modyfikuję przepisy. Polecam Ci stronę http://www.insulinoopornosc.com/ dla ludzi, którzy chorują i żyją na diecie o niskim IG. Polecam również zapoznać się bliżej z pojęciem ładunku glikemicznego, ponieważ jedno z drugim idzie w parze.
Na tym blogu masz przepisy na dania o niskim IG http://insulinooporni.blogspot.com/
Z książek w tej tematyce mam obecnie jedną "Dieta z indeksem glikemicznym" Ola Lauritzson i Ulrika Davidsson, która zawiera przepisy i wszystko pięknie tłumaczy. Poza tym korzystam z "Jadłonomii" jednak tak, jak wspomniałam wszystkie przepisy modyfikuję pod siebie, czyli eliminuję cukier, zmieniam mąkę, coś pomijam, coś dodaję.
To sporo wiedzy do przyswojenia, ale Twój organizm Ci za to podziękuje. Polecam zgłębić temat, ponieważ w dzisiejszych czasach taka świadomość to już obowiązek, jeżeli chcemy dobrze żyć.
Pozdrawiam serdecznie. Ewa
Dziękuję Ewo za cenne informacje, na pewno skorzystam. Zdarza mi się hipoglikemia reaktywna i wiem już z doświadczenia, że z niskim indeksem bardzo mi po drodze. Jakoś tak najbardziej się na mnie uparła kasza jaglana, a szkoda, bo bardzo lubię:-(
OdpowiedzUsuńNa blog na pewno będę zaglądać, bo lubię takie poczucie humoru jak Twoje i podróże:-) Jak tylko wiosna zawita, wykorzystamy Twój post o stawach milickich.
Pozdrowienia z Sobótki od byłej wrocławianki:-)
Kasia
A, jeszcze jedno pytanie - wiesz może jak to jest z nabiałem? Niby ma niski indeks, ale czytałam, że powoduje mocny "wyrzut" insuliny? Mam na myśli nabiał z surowego mleka prosto od krowy, bo tylko takie używam - zsiadłe mleko, twaróg i śmietana.
UsuńKasia
Nabiał eliminuję, ponieważ okazało się, że nie trawię laktozy i też słyszałam, że powoduje wyrzuty insuliny. Ale nie ukrywam, że mam z tym spory problem, bo wprost kocham sery. Zdrowie jednak na pierwszym miejscu i najlepiej słuchać organizmu.
OdpowiedzUsuńStawy Milickie polecam bardzo!Ja wrócę czym prędzej. Wpadaj do mnie częściej, zapraszam:) P.S. Sobótka jest super, pozdrawiam co prawda z Wrocławia, ale nie pochodzę stąd:)
OdpowiedzUsuńBędę wpadać na pewno, masz już we mnie wierną fankę:-)
UsuńPisz dziewczyno, pisz, nie marnuj talentu:-)
Kasia B.
Serdecznie Ci dziękuję. Zapraszam, jak często zechcesz:)Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, rzeczowy wpis. Z własnego doświadczenia wiem, że układanie diety odchudzającej nie jest wcale takie łatwe jak mogłoby się to wydawać. Dlatego też zdecydowałam się skorzystać z usług profesjonalnej dietetyczki, która opracowała dla mnie personalny plan żywienia dostosowany do mojego trybu życia oraz stanu zdrowia. Jestem bardzo zadowolona z tych wygodnych konsultacji online, dzięki dietetyczce udało mi się już schudnąć prawie 10 kilogramów.
OdpowiedzUsuńFajny wpis i świetne zdjęcia. Wyglądasz naprawdę pięknie, nie ukrywam, że zazdroszczę Ci figury. Ja również jestem właśnie na diecie, niedawno wykryto u mnie niestety chorobę Hashimoto. Musiałam więc niezwłocznie wyeliminować gluten, jednak było to dla mnie bardzo trudne. Postanowiłam więc wkupić dietę z dowozem na terenie Poznania, która została dla mnie opracowana przez specjalistów. Przemyślany plan żywienia sprawił, że czuję się dziś znacznie lepiej. :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog, sporo można się dowiedzieć. Ja ostatnio dzięki https://dawidwozniakowski.pl/dieta/ladunek-glikemiczny/ zaczęłam się interesować ładunkiem glikemicznym. Można dzięki niemu ocenić zawartość węglowodanów w produktach. Jeśli ktoś zwraca uwagę na to co zjada, to coś takiego będzie bardzo przydatne uważam.
OdpowiedzUsuńOdchudzanie temat rzeka. Według mnie przede wszystkim trzeba spróbować poznać przyczynę zbędnych kilogramów. A jak już będzie wiadomo jak to jest z naszym organizmem, można dobierać odpowiednią dietę. Wtedy będzie skuteczna jeśli będzie się wszystkiego przestrzegać.
OdpowiedzUsuńBardzo pomocny artykuł. Dużo łatwiej jest przytyć niż zrzucić zbędne kilogramy. Warto jednak zwracać uwagę na to co jemy dla własnego zdrowia.
OdpowiedzUsuń