Za późno na upychanie wspominków, domykanie furtek i rozliczanie zaległości. Nie chcę trzaskać drzwiami od maszyny czasu, tylko opowiedzieć Wam, co mnie za nimi spotkało. W imię wdzięczności za to co było, że było, co cieszyło, innym razem poniewierało, ale w rezultacie powodowało, że oczy puchły od patrzenia, tak było opętańczo pięknie. Za to wszystko grzecznie byłoby podziękować.
Pamiętam jak pisałam do Was w zeszłym roku. Prosto z francuskich Alp, gdzie wyjechałam spełniać dziecięce marzenia o wolności, jakiej można doświadczyć tylko wysoko w górach. Eksperymentowałam ze wszystkimi granicami, jakie miałam w sobie. Od samotności po wędrówki po zasypanych śniegiem Alpach. Nie wiem, co było bardziej wyzwalające dostęp do siebie i gór czy zarobki w euro. Wszystko razem dało mi poczucie spełnienia, jakiego na próżno szukałam lepiąc pojedyncze wycinki rzeczywistości, które nijak nie pasowały, ani do mnie, ani do tego co chciałabym nazywać swoim życiem. Egzystencja w górach na nowo poukładała mi szuflady w głowie, przywróciła blask w oczach i ułaskawiła sprowadzając na właściwą drogę. Spędziłam tam 5 wyjątkowych miesięcy i kiedy wróciłam w sercu miałam maj, a wrota do siebie tak szeroko rozwarte, że siłą rzeczy musieli się w nich zacząć pojawiać ludzie. A jak zaczęli to nie przestali tyle, że nikt nie mieszkał w sąsiedztwie.
To dzięki nim moje losy wkroczyły na nowe tory. Miałam możliwość gościć w Pradze, Kazachstanie czy Rumunii, a ostatecznie wyruszyć do Australii. Gdybym mogła wylałabym na nich kubeł mojej wdzięczności, ale ufam, że całe dobro jakim mnie obdarowali wróci do nich ze zdwojoną siłą. Koniec końców przyroda nie zna próżni, a ja wierzę w szczęśliwe zakończenia. Gdybym miała terapeutkę, właśnie uznałaby, że za dużo bajek i komiksów w dzieciństwie to kluczowy element, który doprowadził mnie tu gdzie teraz jestem. Ku przestrodze dla fanów Kajko i Kokosza i Kaczora Donalda.
Lubię traktować swoją egzystencję jako pole do eksperymentów. Wówczas doceniam, kiedy się udają, ale niepowodzenia to ryzyko zawodowe mocno ugruntowane na ścieżce mojego istnienia. W konkursach na porażkę roku jestem tak silnym zawodnikiem, że jak w zeszłym odnotowałam spadek niepowodzeń to dopadła mnie obawa, iż lada chwila już w niczym nie będę najlepsza.
To dzięki nim moje losy wkroczyły na nowe tory. Miałam możliwość gościć w Pradze, Kazachstanie czy Rumunii, a ostatecznie wyruszyć do Australii. Gdybym mogła wylałabym na nich kubeł mojej wdzięczności, ale ufam, że całe dobro jakim mnie obdarowali wróci do nich ze zdwojoną siłą. Koniec końców przyroda nie zna próżni, a ja wierzę w szczęśliwe zakończenia. Gdybym miała terapeutkę, właśnie uznałaby, że za dużo bajek i komiksów w dzieciństwie to kluczowy element, który doprowadził mnie tu gdzie teraz jestem. Ku przestrodze dla fanów Kajko i Kokosza i Kaczora Donalda.
Lubię traktować swoją egzystencję jako pole do eksperymentów. Wówczas doceniam, kiedy się udają, ale niepowodzenia to ryzyko zawodowe mocno ugruntowane na ścieżce mojego istnienia. W konkursach na porażkę roku jestem tak silnym zawodnikiem, że jak w zeszłym odnotowałam spadek niepowodzeń to dopadła mnie obawa, iż lada chwila już w niczym nie będę najlepsza.
Gdyby nie mój jesienny wyjazd do pracy we Francji mogłabym nie mieć na co głosować. Co prawda Kazachstan też był nieco żałosny, ale ja w Kazachstanie o wiele bardziej. Francja miała posłużyć mi szybkim zastrzykiem gotówki przed wylotem do Australii, a skończyło się tym, że jeśli zostałabym tam choć chwilę dłużej to o ile praca by mnie nie zabiła to bez wątpienia sama bym to zrobiła. Po kolejnym 13 godzinnym dniu tyrania w warunkach, w których największe pocieszenie stanowiło wizualizowanie sobie, jak wkładam głowę do piekarnika ewakuowałam siebie stamtąd prędzej, niż przywiozłam, a wierzcie mi, że jeszcze nigdy nigdzie nie znalazłam się równie szybko. Mam nadzieje, że idącą za tym wyrytą złotymi głoskami wiadomość, że nie wszystko i nie dla każdego zapamiętam na zawsze i nie będę potrzebowała dodatkowych korepetycji. Tak dużo tych życiowych lekcji, że zwątpiłam czy chcę się dalej uczyć.
Po tym wszystkim wyjazd do Australii wydawał się tak realny, jak to że nakręcę teledysk na szczycie góry lodowej i jeszcze w nim zaśpiewam. To czas nagrywać.
Australia spełniła się znienacka. Przyciągnęła mnie nie tyle wizerunkiem raju, co drugim człowiekiem. Takim co to pojawił się w moim świecie równie nieoczekiwanie i co potrafił przegonić mnie na drugą półkulę tylko po to, aby mnie równie mocno rozjuszyć co wzruszyć. Od tej pory regularnie staramy się mieć za co dziękować, mało jemy, dużo śpimy i upajamy zachodami słońca na plażach, które nie bez powodu wymieniam w liczbie mnogiej, bo jest ich tylko w bliskiej okolicy tyle, co Żabek i Biedronek w przeciętnej wielkości polskim mieście.
Kiedyś wydawało mi się, że jak wyląduję w Australii to poczuję taką różnicę, jakbym postawiła stopę na księżycu. Dzisiaj mogę powiedzieć, że miało być egzotycznie, a jest jak u dobrej znajomej, poczciwej Krystyny, która mieszka blisko Ciebie tylko ma lepszy widok z okna.
Australia to jak zawsze chętnie zamawiana pizza na cienkim cieście. Wszystko tu pasuje, niewiele zaskakuje, no może smak vegemite( fuj ). Ci sami ludzie, z tymi samymi problemami, okazalsza flora i fauna, ale te same uniwersalne życiowe prawdy. Kojące, że dobę lotu od własnego domu można poczuć to samo, co pod własnym dachem, że wszyscy przynależymy do tego samego świata, utkanego z radości i smutku, piasku i mgły, nawet jeśli wydaje się tak odległy.
Tak oto jestem. Do pary z wdzięcznością. Bez milionów monet, za to z uśmiechem sprzężonym z nadzieją, że to własnie o to chodzi. Nadać marzeniom realnego wymiaru, zachłysnąć się życiem, rzucić wszystko w diabły tylko po to, aby zobaczyć jak mogłoby być, poczuć do szpiku kości, docenić i nie zapomnieć się nad tym pochylić. To wszystko co mamy, a mamy dzięki temu, że ktoś tam gdzieś coś dla nas.
A za co Ty mógłbyś dzisiaj podziękować?
Kiedyś wydawało mi się, że jak wyląduję w Australii to poczuję taką różnicę, jakbym postawiła stopę na księżycu. Dzisiaj mogę powiedzieć, że miało być egzotycznie, a jest jak u dobrej znajomej, poczciwej Krystyny, która mieszka blisko Ciebie tylko ma lepszy widok z okna.
Australia to jak zawsze chętnie zamawiana pizza na cienkim cieście. Wszystko tu pasuje, niewiele zaskakuje, no może smak vegemite( fuj ). Ci sami ludzie, z tymi samymi problemami, okazalsza flora i fauna, ale te same uniwersalne życiowe prawdy. Kojące, że dobę lotu od własnego domu można poczuć to samo, co pod własnym dachem, że wszyscy przynależymy do tego samego świata, utkanego z radości i smutku, piasku i mgły, nawet jeśli wydaje się tak odległy.
Tak oto jestem. Do pary z wdzięcznością. Bez milionów monet, za to z uśmiechem sprzężonym z nadzieją, że to własnie o to chodzi. Nadać marzeniom realnego wymiaru, zachłysnąć się życiem, rzucić wszystko w diabły tylko po to, aby zobaczyć jak mogłoby być, poczuć do szpiku kości, docenić i nie zapomnieć się nad tym pochylić. To wszystko co mamy, a mamy dzięki temu, że ktoś tam gdzieś coś dla nas.
A za co Ty mógłbyś dzisiaj podziękować?
uroczo się czyta Twego bloga. Pełno energii, werwy, życia... :)
OdpowiedzUsuńA ja Ci dziękuję za to, że jesteś. Tak po prostu. :)* Poprzedni rok był dla mnie zaskakujący, ale myślę, że wykorzystałam szansę, którą mi podsuwał los. Bo kto by przypuszczał, że moje stopy dotkną norweskiej ziemi i to dwukrotnie! :) Za to też dziękuję i mam nadzieję, że ten rok będzie równie ekscytujący. A tymczasem idę przekręcić kartkę w kalendarzu ;) Buziaki!
OdpowiedzUsuńMiałabym za co dziękować, nawet za niepowodzenia, bo to one otwierają w nas nowe pomysły i każą wierzyć, że nie ma rzeczy niemożliwych. A zawsze najbardziej jestem wdzięczna za każdą chwilę, która mogę spędzić z najbliższymi, w komplecie, co nie zdarza się często. Już za kilka dni nadarzy się kolejna taka okazja, i choć kilkunastogodzinna podróż mnie trochę przeraża, już jestem szczęśliwa i wdzięczna , bo znów będę miała koło siebie swoje obie córki:)) i to w egzotycznych okolicznościach przyrody ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś szczęśliwa, doceniasz to, co w życiu jest najpiękniejsze czyli proste chwile, teoretycznie zwyczjne, ale to dzięki nim czujemy satysfakcję i szczęście, szczególnie gdy mamy je z kim dzielić. Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo fajny wpis :) Dużo podróżuję, ale rzadko kiedy dziękuję. A to błąd! Podróżowanie jest cudowne i bardzo cieszę się z tego, że mam możliwość spełniania swoich podróżniczych marzeń :)
OdpowiedzUsuńA ja dziekuję zeszłemu rokowi, a właściwie Bogu, losowi, przeznaczeniu za to że.... zyję. Na własnej skorze przekonalam się jak cienka jest linia życia, dlatego jestem wdzieczna, że mam córkę, męża, rodziców, ze mam życie po prostu! Na podróże przyjdzie jeszcze czas! Wiem o tym. Ale najwazniejsze jest dla mnie teraz zdrowie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię w tej pięknej Australii! :)
Uważam, że podróże zmieniają człowieka - oczywiście na plus.
OdpowiedzUsuńPewnie sama przyznasz mi rację:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Pięknie jest zatracić się w nowej rzeczywistości. Wielu pięknych zachodów słońca w tym kraju po drugiej stronie świata :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo dzięki eksperymentom nasze życie jest tak ciekawe, bogate w doświadczenia i jednocześnie wspomnienia. Bardzo się cieszę, że tak Ci się wszystko ułożyło i spotkałaś taką osobę na swojej drodze. Teraz razem doceniacie piękno naszego świata :)
OdpowiedzUsuńHm... ja jestem wdzięczna za te wszystkie osoby, które spotkałam w trakcie swoich podróży, i które podzieliły się ze mną swoimi historiami.
Bloga czytam od dawna, ale komentuję pierwszy raz. Zazdroszczę nie tylko podróży do Australii, ale i (a może przede wszystkim) odwagi... w realizowaniu marzeń i wytyczaniu własnego szlaku. Ja dopiero zbieram się w sobie by "rzucić wszystko w diabły" :)
OdpowiedzUsuńvery nice entry :) I travel a lot, but rarely thank you. And this is a mistake! traveling is wonderful and I am very happy that I have the opportunity to fulfill my travel dreams :)
OdpowiedzUsuńหนังออนไลน์
Wdzięczność jest bardzo ważna - warto dziękować i podróżować. Bo dzięki podróżom odkrywamy nowe miejsca i poznajemy otaczający nas świat :)
OdpowiedzUsuń