To niesamowite co można zrobić z człowiekiem i to w tak krótkim okresie czasu. Fizycznie jestem tu zaledwie od 10 dni, ale mentalnie całe lata. Od miejsca pracy dzieli mnie tylko korytarz i kręcone schody. Na górze
mieszkam ja w gronie kilku innych nieszczęśników, na dole świat w sztucznym oświetleniu, a gdzieś pomiędzy depresja. Z tą ostatnią jak i całą resztą widujemy się codziennie.
Pracę zaczynam o 7.00 rano, kończę zazwyczaj pomiędzy 19.00 a 20.00, chociaż bardziej adekwatnie byłoby użyć stwierdzenia, że to ona kończy ze mną. Mechanizm jest
na tyle skuteczny, że choć każdego dnia marzę o ucieczce to ostatecznie
nie mam siły, ani czasu aby wdrożyć w czyn podobnej myśli. Rozpiera mnie duma, kiedy pokonam drogę od łazienki do łóżka, bo kręgosłup już dawno wkroczył w poczet moich antagonistów.
Jedni dziwią się, że jeszcze nie wyjechałam, inni, że nie chcę zostać
dłużej, ktoś kolejny prosi, abym przetrwała, bo okazuje się, że dla
niego piekło w moim towarzystwie staje się do zniesienia. Ja boję się myśleć o każdym kolejnym dniu, podobnie jak o minionym, bo ani nie ma czego wspominać, ani na co czekać. Tu wszystko ma kolor żałobnej czerni po utraconym życiu. Jedynym punktem zaczepienia okazuje się ciepłe słowo od bliskiej osoby, a zdarza się, że ktoś zabiera Ci nawet tyle.
Taka praca ma to do siebie, że nawet nie wiesz, kiedy zaczynasz wierzyć, że jest dobrze, ponieważ po 7 dniach udało Ci się nareszcie zdążyć po chleb 15 minut przed zamknięciem sklepu, a do plejady ulubionych momentów trafiają te, kiedy na kilka chwil
przestaje Cię boleć żołądek, temperatura nie robi z Ciebie mrożonej parówki, a Ty pierwszy raz od 2 tygodni wystawiłaś głowę za okno.
Wyczerpuję już limity smutku, niedługo dowiem się co jest pod spodem. Czasami się uśmiecham, ale sama nie wiem czy to ja czy tylko moja twarz, która żyje własnym życiem i nie jest kompatybilna z tym co toczy mnie w środku. Nie potrafię już nawet liczyć zysków, za dużo strat, a egzystencja w opłakanym stanie to największa z nich.
Minionych dni już nie przeżyję, ale kurczowo czepiam się myśli, że mam jeszcze jakieś przed sobą i zamienię je w najlepsze. Dzisiaj był taki czas, że pracowałam tylko połowę dnia i dostałam szansę, aby na jego pozostałą część wcielić się w człowieka. Mogłam nareszcie zobaczyć miasto, w którym żyję, pierwszy raz pójść na spacer, pobiegać i przypomnieć sobie siebie, z czasów kiedy jeszcze byłam sobą, a nawet trochę popisać.
Nie zawsze życie wygląda jak to z katalogu, mylące jest wierzyć, że powinno. Czasami ma nam do
przekazania coś trudniejszego. Może tylko w ten sposób jesteśmy w stanie docenić
czas, który mamy kiedy nie spędzamy go w podobnie tragiczny sposób. Może
to próba sił i możliwość, aby przekonać się ile siebie jesteśmy w
stanie sprzedać, ile porzucić i jak bardzo można siebie zdradzić, kiedy
świat od nas tego oczekuje i próbuje nam wmówić, że warto. Nie warto.
Prawdziwe życie nie ma ceny. Może za jakiś czas dowiem się po co mi to było, ale jak na razie bardziej, niż wiedzieć potrzebuję odpocząć. Przez te
wszystkie lata okupowania ziemi nauczyłam się, że my wciąż na coś
czekamy, za to życie nie czeka na nas. Na nic łapówki i zalotne
uśmiechy, czas nie bierze jeńców.
Był okres, że czekało się na wszystko. W dzieciństwie w kolejce po papier
toaletowy, w młodości na pierwszy pocałunek i na
pełnowymiarową dorosłość. Już nie musimy. Ratujmy momenty. Teraz albo nigdy, dzisiaj obejmijcie ukochaną osobę, bo jutro pełne jest złodziei czasu i nigdy nie wiadomo, kiedy zabraknie nam go, aby żyć.
Ewa, współczuję Ci bardzo, że się tak wpakowałaś, bo 12 h w pracy to jest przesada (ja ledwo wytrzymuję 8). Mam nadzieję, że uda Ci się szybko gdzieś przenieść, gdzie jest normalnie. Niestety, kasa na podróże sama się nie zarobi. Ja sprzedaję się codziennie, ale przed 16 jestem free, więc teoretycznie mogłabym coś zrobić fajnego. Z reguły nie mam siły, a z nerwów boli mnie żołądek :-( Czasem myślę, że pani z piekarni jest bardziej zadowolona z pracy niż ja, ale hello, ona za swoją wypłatę nie da rady jeździć co chwila na Kanary etc. Ewo,życzę Ci, żebyś wróciła w Alpy, w piękne miejsce, gdzie praca nie będzie taką męką. trzymaj się tam jakoś!A jak się przeniesiesz w Pireneje to Cię odwiedzę!
OdpowiedzUsuńKasiu dziękuję Ci serdecznie. A może zostać taka Panią w piekarni ale za granicą? Życzę Ci dobrej pracy i wypłaty, za którą Pireneje będą częściej w Twoim życiu. Buziaki :)
UsuńTo nie praca, to kierat! Aż smutno mi się zrobiło. Musisz strasznie dostawać w kość, skoro tak Cię ta praca dołuje i wysysa wszelkie soki.
OdpowiedzUsuńKiedyś pracowałam ( z moim obecym mężem) w sadzie na południu Francji. Pewnego dnia otworzyła się przed nami nowa możliwość, większe pieniądze przy zbieraniu pomidorów. Pojechaliśmy i.. nie wytrzymaliśmy tam nawet dnia! Dodam dla ułatwienia, że byliśmy wtedy studentami i różne prace fizyczne nie były nam obce ;) Zrezygnowaliśmy z kuszącej perspektywy zarabiania pieniędzy w istnym piekle na ziemi i z podkulonymi ogonami wróciliśmy do sadu. Choć pracowaliśmy tam od rana do wieczora, z przerwą na obiad, tachanie koszy pełnych jabłek i gruszek, wspinanie się po drzewach, a na początku października ręce przymarzające do zimnych owoców ( po nocy spędzonej w namiocie) wydawały nam się fraszką, igraszką ;)
Życzę Ci siły na przetrwanie i szybkiej zmiany na lepsze. Pozdrawiam serdecznie
Dziękuję Ci Agato. Widzę, że podobne klimaty nie są Ci obce. Kiedyś moje też będą tylko wspomnieniem. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńZmiana pracy nie odebrała Ci wyobraźni :)Zdjęcia przepiękne. :) Zmień pracę?
OdpowiedzUsuńTak zrobię. Uściski :)
UsuńKochana, miejsce na zdjęciach nie wygląda nawet w połowie tak depresyjnie, jakby można się by było spodziewać z opisu:) wygląda przepięknie! trzeba tylko innej pracy poszukać 1) z krótszym czasem pracy lub 2) bardziej wciągającej i satysfakcjonującej. Pewnie łatwo doradzać,a trudniej zrobić...
OdpowiedzUsuńMasz rację Olu, zmiana pracy to tylko kwestia czasu. To prawda, że sama miejscowość to zupełnie inna bajka, niż praca w niej ;) Ściskam.
UsuńTrzymaj się tam Ewa! Aż mam ochotę Cię teleportować do siebie na herbatę. Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Liczę pewnego dnia na tą herbatę. Wszystkiego dobrego.
UsuńEwa! przesyłam Ci na odległość wszystko co najlepsze, mam nadzieję że koszmar nie potrwa długo. w razie czego przypominaj sobie zimę i góry, te wszystkie ścieżki wydeptane przez Ciebie - bez raków ;) - i te wszystkie słowa o tym, jak żyłaś za wszystkie czasy.
OdpowiedzUsuńjak tylko uda Ci się ewakuować z tego miejsca, w którym jesteś, spójrz sobie na nie wstecz i okaże się, że w skali życia to był tylko malutki wycinek. ściskam mocno i trzymam kciuki za jak najszybszą ucieczkę do lepszego świata. buzi :*
Dziękuję bardzo za wsparcie. Chyba sobie wytapetuję tymi słowami swój kawałek podłogi. Ściska ciepło. Praca już wybrana? :)
Usuńjeszcze nie, ale czuję że już mam niedaleko!
UsuńWspółczuję, i trzymam kciuki, abyś znalazła ciekawszą pracę i mniej wyczerpującą. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńGodziny mordercze, ale trzymaj się tam! :) Mam nadzieję, że szybko uda się zmienić pracę na lepszą, byś miała siły na spacer i do tego sklepu bez biegu :) Kurde, trzymam za Ciebie oba kciuki! :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się dziewczyno!!! Fajnie,że piszesz również o swoich bolączkach. Ściskam z zimnej Anglii.
OdpowiedzUsuńOj Ewuś... Przytulam Cię mocno! Patrząc na zdjęcia, to są pełne koloru, wcale nie przybrane w żałobną czerń. Ale my patrzymy na nie oczami turysty a nie mieszkańca. Wszystko w naszym życiu dzieje się po coś, ale tego dowiesz się za jakiś czas. Znając Ciebie, to praca za moment będzie inna, być może lepsza, byle ze sklepem w pobliżu :) I tego Ci życzę. Wiesz, zawsze zostaje jeszcze ta Mongolia... :) Tulkam do serca!
OdpowiedzUsuńTyyyle godzin pracy to niewola.
OdpowiedzUsuńW takiej sytuacji warto skupiać się na pozytywach z tego co już się wydarzyło i marzyć o tym co się może wydarzyć :)
OdpowiedzUsuńNo to faktycznie nie trafiłaś zbyt dobrze... Zawsze Twoje wpisy pełne optymizmu i radości i aż żal ściska, że we Francji może być tak...hmm? Ponuro?
OdpowiedzUsuńZmieniaj pracę i to szybko! :)
Pozdrawiam ciepło i proszę o wybaczenie, że tak rzadko zaglądam! ;) :) :)
I like your site and content. thanks for sharing the information keep updating, looking forward for more posts. Thanks
OdpowiedzUsuńผลบอล
Piękne te uliczki, muszę się wybrać z rodziną do Francji w przyszłym roku.
OdpowiedzUsuńin such a situation it is worth focusing on the positives of what has already happened and dream about what may happen :)
OdpowiedzUsuńหนังออนไลน์