Do pewnego momentu wszystko się zgadzało. To prawda, że prawie na samą górę wjeżdża się kolejką linową, ale to "prawie" robi ogromną różnicę. Pomimo, że szczyt wydaje się na wyciągnięcie ręki to jest to wspinaczka, niczym po pionowej ścianie.
Po drodze między decyzją o tym, czy zwymiotować, czy lepiej od razu runąć na stok, zobrazowałam już sobie mój heroiczny zgon, w nadziei, że przed końcem ostatecznym, zdążę jeszcze kątem oka
dojrzeć, za co ginę. Wówczas jeszcze nie wiedziałam, czy moja ofiara będzie warta owego pejzażu, ale nie było innej możliwości, aby się przekonać.
Dzięki temu mogę dzisiaj przekazywać potomnym, że na Chopoka warto, choćby wpełznąć. Nieważne nieludzkie zmęczenie, utrata przytomności czy odwodnienie. O wszystkim zapomina się osiągając punkt docelowy, gdzie kończy się ziemia, a zaczyna niebo. Po tej drobnej wspinaczce mój szacunek do alpinistów wzrósł o dodatkowy poziom, choć myślałam, że to niemożliwe, bo już uważałam ich za nadludzi.
Tymczasem nawet ten krótki odcinek, który na pierwszy rzut oka optymistycznie oceniłam na półgodzinne podejście, okazał się 1,5 godzinną rzeźnią i pokonał kilka osób. Żeby nie było, że ja taka niedorajda :)
Ci, co podołali mogli na samym Chopoku raczyć się rarytasami w schronisku Kamienna Chata. Pozostali, którzy zakończyli zwiedzanie przy stacji kolejki, też nie byli pokrzywdzeni, ponieważ właśnie tam stoi najwyżej położone Muzeum Przyrodnicze na Słowacji. Widok równie niezwykły, ale kiedy wchodzi się na szczyt mija się lato, zimę, a wówczas ukazuje się to za co niektórzy ludzie oddają często życie. Prawdziwa magia gór.
Chopok kojarzy mi sie z wyjazdami na narty wszystkich moich znajomych, a ja tam jeszcze nigdy nie byłam...
OdpowiedzUsuńAch, ten urok gór. Na Chopoku wprawdzie jeszcze nie byłam, ale zgon można zaliczyć wszędzie. Jak układamy z mężem trasy, to, mimo mojego zwykłego podjarania, zawsze zdycham na podejściu i pytam się siebie: "Na cholerę tam leziesz?" A jak już wpełznę na daną górkę, to się ślinię na te widoczki i trzaskam foty, jak rodowity Japończyk. :D
OdpowiedzUsuńŁo matko.... z Luśką padłybyśmy na pyski pewno w połowie drogi.. Ale chyba warto podjąć się tego wyzwania, bo widoki naprawdę przepiękne!
OdpowiedzUsuńUwielbiam wyzwania, mam to jakoś zapisane w przekorze, ze muszę i dam radę i basta.
OdpowiedzUsuńOstatnio wchodziliśmy na Kjerag i co prawda Chopoka nie zdobywałam, ale powiem Ci Kjerag to był hardcore, i tylko dobra kondycja mnie uratowała że tam weszłam.
Koledzy też byli, 3 dni odłogiem leżeli cierpiąc katusze po tej wyprawie ( bo sie nie trenuje!)
a zerknij sobie, zapraszam : http://migafkafoto.blogspot.no/2014/07/wyprawa-na-kjerag.html
pozdrawiam ;)!
Chopok jest mi dobrze znany z zimowych wypadow na deske.
OdpowiedzUsuńWole zjezdzac w dol, niz pieszo wdrapywac sie na gore;)
Bylam...
OdpowiedzUsuńJ.
Ja długo zamiast Chopok czytałam Chłopek :) Fajnie, że mimo małej utarczki z organizmem UDAŁO SIĘ :) I chyba ludzi nie aż tak dużo? Nam się n ie udało nawet zrobić pamiątkowego zdjęcia na szczycie, bo zamiast szczytu mielibyśmy czysto ludzkie tło :)
OdpowiedzUsuńJa mogę tylko pozazdrościć, bo kontuzja kolana nie odpuszcza mi od kwietnia :( Widoki cudowne!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Ci się udało, przynajmniej nie muszę się tam wspinać, widoki przepiękne, pogoda jak widać, też idealna. Pięknie, że to takie wyludnione miejsce... jak okiem sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
Ładna pogoda. Widoku super. Ach... jakie to wspaniałe uczucie zdobywać szczyt :)
OdpowiedzUsuńJak ślicznie! Miałam podobnie jak byłam ze swoim T na Czantorii w Ustroniu. Ja chciałam wjechać kolejką, ale jemu udało się mnie przekonać byśmy weszli pieszo. I... Jak było ciężko, myślałam że ducha wyzionę. Ale za każdym wzniesieniem oglądałam się do tyłu i widok był bezcenny. :) Poza tym całusy też mnie skutecznie motywowały do dalszych metrów w górę. :D
OdpowiedzUsuńWidoki przepiękne i zdecydowanie warte takiego poświęcenia!
OdpowiedzUsuńPrzecudnie... Aż chciałoby się tam być i się chociażby wtoczyć na górę. ;)
OdpowiedzUsuńWidoki przepiękne, buzia uśmiechnięta, aż chce się dalej żyć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Chętnie wrócę na Chopoka, bo gdy tam byłam to trafił mi się halny na szczycie i myślałam że mnie zmiecie, od razu pognałam do schroniska, ani widoków nie oglądałam. U Ciebie widzę jak tam pięknie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńObudziłaś wspomnienia...piękne widoki! Góry zawsze wprawiały mnie w zachwyt a satysfakcja z wdrapania się na szczyt niewyobrażalna i wynagradzająca zmęczenie :))) troszkę zazdroszczę bo od kilku lat nie byłam w górach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja od zobaczenia tytułu posta na facebooku byłam przekonana, że jest tam napisane "Jak zdobyć chłopaka?" i nie wchodziłam, żeby poczytać, bo przecież mam już swojego :D
OdpowiedzUsuńO Chopoku słyszałam, że warto na narty, ale o wejściu w lecie jeszcze nigdy! Jestem pod wrażeniem, że dałaś radę ze wspinaczką! :))
OdpowiedzUsuńByłem, byłem na Chopoku ale w innych okolicznościach przyrody (zima!)
OdpowiedzUsuńWidoki miałem inne ale równie piękne jak prezentujesz.
Pzdr.
Chopok jest piękny. Mam kilka panoram z niego. Nie zapominajmy o świetnych Vrbickim Plesie u podnóży. Stawie morenowym, schowanym w lesie. Pamiętam jak wracaliśmy widokowym szlakiem przez Derese i potem żółtym ledwo mieszcząc się przed zmrokiem
OdpowiedzUsuń