Robię to wyłącznie z potrzeby serca, ponieważ bezgranicznie wierzę, że każdy zasługuje na taką możliwość. Chcę wam podarować namiastkę tego, czego na pewno nie doświadczycie, o ile nie jesteście mną lub Ridgem Foresterem z "Mody na Sukces". Mam nadzieję, że tym samym zainspiruję was do wprowadzenia zmian w swojej przeciętnej egzystencji, wskażę właściwy kierunek, zmotywuję do działania. I chociaż nigdy nie osiągnięcie mojego poziomu to już samo podjęcie próby uczyni was zwycięzcami. A przynajmniej tak piszą w wartościowych poradnikach. Zapraszam w podróż do mojej bajki.
Co PIJE sławna blogerka? Poza drinkami z palemką moim must have w tym sezonie jest WODA. Ponieważ składamy się w 70% z wody nie możemy dopuścić do jej deficytu w organizmie. Powinna być ona najwyższej jakości, bogata w minerały i wartości odżywcze, dlatego ja zawsze mam przy sobie butelkę specjalnie wyselekcjonowanej wody z limitowanej luksusowej serii Oaza by Biedronka. Jest to woda wyjątkowa, pozyskiwana najnowocześniejszą zaawansowaną technologią z najgłębszych partii kranu. Niezwykle podoba mi się jej gustowny dizajn z palemką i tworzywo, z którego jest wykonana, podatne na najdelikatniejszy dotyk. Butelka wygląda jak papierowa i sama ulega zgnieceniu jeszcze przed otwarciem. Dzięki temu czuję się jakbym dodatkowo obcowała ze sztuką, jakimś origami czy coś w ten deseń, a picie z niej to nie lada wyzwanie na miarę ustnej jogi.
Gdzie MIESZKAM? Urządzanie wnętrz to mój konik. Dzięki sukcesowi mojego bloga mogłam wreszcie wynająć mieszkanie, a nie sam pokój, chociaż mieszkanie sprowadza się właśnie do pokoju i schowka na garnki pod optymistyczną nazwą kuchnia oraz wnęki w ścianie w porywach nazywanej łazienką. Wnętrze jest bardzo vintage, dosyć surowe i stylizowane na wczesnego Gomułkę. Dominuje tu minimalizm w postaci braku czegokolwiek, poza kilkoma okazami, które powinny mieć napis: użytkujesz na własne ryzyko. Co chwilę coś odpada i próbuje mnie zabić, ale traktuję to, jak dodatkowy zastrzyk adrenaliny. W mieszkanie nie muszę inwestować, bo jest wręcz idealne. Zwłaszcza drewniana podłoga, a przynajmniej wnioskuję, że kiedyś taka była. Obecnie z pod moich stóp wyziera czarna obdarta otchłań, więc nie mam pewności, ale trzymam się upragnionej wersji. Większość blogerek fotografuje się w jasnych, nudnych i mdłych wnętrzach, a ja postanowiłam iść pod prąd i wybrałam czerń. Nowatorski pomysł, którym przecieram szlaki do mojego sukcesu.
Mieszkanie jest wręcz fenomenalnie wytłumione przed ciszą, więc jej tej tu jeszcze nie uświadczyłam. Za to zawsze wiem co robią pozostali mieszkańcy, dzięki czemu czuję się, jak w jednej wielkiej rodzinie Soprano. Taka anonimowa bajka dla niektórych zwana też czeskim filmem. Mam w ogóle cudownych sąsiadów i chociaż nie widziałam ich na oczy to imponuje mi z jakim pietyzmem dbają o swoje kwatery, remontując je nieprzerwanie od 6 miesięcy. Zaczynam się już zastanawiać czy oni tam przypadkiem nie budują stacji kosmicznej albo arki Noego, ale jak tylko skują ściany na pewno poznam efekt. Tymczasem nie wyobrażam sobie, abym mogła mieszkać w innych warunkach, gdzie nie budziłby mnie dźwięk wiertarki czy walenie młotkiem nad głową o 8 rano i co gorsza mogłabym usłyszeć własne myśli. Ale to najczarniejszy scenariusz i miejmy nadzieję, że się nie wydarzy.
Na SIŁOWNIĘ regularnie nie chodzę. Miałam kiedyś karnet, ale od
kiedy potaniał to się wstydzę, a poza tym mieszkając w takim
przestronnym domu żal byłoby nie wykorzystać tej przestrzeni, więc
odpalam filmiki na Youtubie, kładę się na wyrób matopodobny i oglądam,
aż się zmęczę. Działa doskonale i kiedy budzę się rano na tej samej podłodze, wszystko mnie boli jak po najlepszym treningu.
Jadam ŻYWNOŚĆ tylko z najwyższej półki w Biedronce i tylko z przeceny. Wszystko inne mi nie smakuje. O tym co zjem decyduje gazetka marketowa z co tygodniową promocją. Większość marketów niestety nie odpowiada moim standardom, a ja potrzebuję jedynie wyselekcjonowanych produktów typu smalec czy słone paluszki. To mój nieśmiertelny zestaw imprezowy + woda w bidonie ( do moich ulubionych drinków z wody i lodu, chyba że zabraknie lodu to tylko z wody, ale to już nie to samo). Szaleję też na punkcie żywności eko, ale to pewnie dlatego, że jeszcze nie próbowałam. Wciąż czekam na dostawę, albo obniżkę cen.
Jestem straszną gadżeciarą, kocham wszelkie nowinki technologiczne dlatego 3 lata temu postanowiłam zainwestować i kupić TELEFON komórkowy. To prototyp. Nie można z niego dzwonić, ale na niego i owszem. Przydaje się, kiedy dzwonią z Urzędu Pracy. Słynę z tego, że nigdy nie oddzwaniam. Póki mogę odbierać połączenia i czasami nawet pojawia się zasięg jestem mu wierna, bo dzięki niemu wzbudzam zainteresowanie i błyszczę w towarzystwie. Mój prestiż rośnie wprost proporcjonalnie do tego, jak rzadko po niego sięgam. Kiedy wyciągam go z torebki, tłum się rozpierzcha.
Jak każda kobieta kocham ZAKUPY. To moja ulubiona część dnia. Mam swoje ulubione działy w marketach. Nie ma to jak kupić sobie coś ładnego. Ostatnio była to cebula i jabłka, czyli jak widzicie nabywam tylko markowe produkty. Za każdym razem podejmuję wyzwanie aby tym razem się nie przedźwigać, ale jeszcze mi się nie udało. Na zakupach potrafię spędzić pół dnia rozważając teorię oszczędności czyli, jak przynieść reklamówkę warzyw do domu, ale jednocześnie nic nie wydać, albo ślęczę nad obliczeniami próbując rozwikłać zagadkę czy opłaca się iść 5km w inne miejsce, aby zaoszczędzić 70gr. Od razu podpowiadam, zawsze warto! Kiedy wracam jest już wieczór i mogę w spokoju oddać się magii przemiany tego co kupiłam w ciepły posiłek, który wystarczy na kilka godzin i mogę cały proces powtarzać od nowa. Ach, kocham Cię życie!
ROZRYWKA - tej w życiu znanych blogerek nie brakuje. Ja niestety niektóre propozycje jestem zmuszona odrzucać, bo nie zawsze zdążę kupić nową sukienkę, a przecież logiczne, że nie pokażę się 2 razy w tej samej. Jako dusza towarzystwa mam rozplanowane weekendy i wieczory, aż do końca świata. A to obejrzę film na laptopie, żeby zaoszczędzić na biletach do kina, a to poczytam książkę, którą wzięłam z punktu wymiany książek, to znowu pójdę sobie pooglądać wystawy sklepowe. Wiecznie coś, czasami tęsknię za chwilą spokoju od rozgłosu i bycia choć dla niektórych anonimową. Ale w czasie wspaniałej zabawy, dostępnej tylko dla wybranych jak np. karmienie kaczek bułką w parku, czy wizyta na otwarciu nowej Biedronki zapominam o niedogodnościach. Taka cena sławy.
Moja pasja, a jednocześnie podstawa blogerskiego życia to PODRÓŻE. Uwielbiam te dalekie egzotyczne wyprawy tramwajem na koniec miasta. Jestem spontaniczna, więc zdarza się, że zupełnie nieoczekiwanie wsiadam do pierwszego tramwaju jaki podjedzie i wyruszam nawet 30 minut od domu. Wariactwo. Jak potrzebuję zaszaleć to kupuję bilet ulgowy zamiast normalnego, a jak muszę się zresetować to wyjeżdżam na dłużej. Wybieram wówczas Polskie Koleje Państwowe i wtedy już wiem, że nawet jak mam do przejechania 30 km to muszę się spakować na co najmniej 3 dni. Kto jak kto, ale ja mogę sobie na to pozwolić.
Na koniec to, co tygryski lubią najbardziej, czyli GARDEROBA. Moja szmaciana, składana szafa z Jyska to prawdziwy hit, ale lepiej nie wkładać do niej
rzeczy, bo już się przekonałam, że nie jest do tego przystosowana. Najlepiej wygląda pusta. Postanowiłam zatem, że zakupię wielkie druciane kosze, takie w jakich przechowuje się rzeczy w lumpeksach i dzięki temu ożywię nieco mieszkanie oraz zaoszczędzę na prasowaniu. Ewentualnie będę trzymała odzież w walizkach podróżnych, co ma swoje plusy, ponieważ będę zawsze gotowa do wyjazdu. Jak Wam się podoba ten pomysł?
Mam nadzieję, że post przypadnie Wam do gustu i sprawi tyle radości co i mnie. Wasze komentarze są dla mnie nagrodą, więc się nie krępujcie i piszcie. Enjoy.
;)
OdpowiedzUsuńHmmm... uśmiech dalej nie schodzi mi z twarzy :) Zawsze wiedziałam, że blogerzy mają bajeranckie życie!:)
OdpowiedzUsuńDobre, dobre :-)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńTo dla mnie niedoscigle marze, ale jest ku czemu dążyć :)
OdpowiedzUsuńSprawilas mi tym postem nie tyle radość co Radochę i to z dużej litery....:))
Wcalę się nie dziwię, że jesteś taka znana i ceniona, w błysku fleszy pojawiasz się na salonach. Celebrytka to Twoje drugie imię. Chociaż bardziej pasuje "gwiazda" :). I jeszcze nosisz takie fajowe "skarpy" po tej dwukolorowej i jakże oryginalnej podłodze ( dywan perski pewnie zwinęłaś żebym Ci nie zazdrościła ). I możesz w snejka grać na telefonie. Więc po stokroć zazdroszczę - zwłaszcza sylwetki. No ale całonocne ćwiczenia, plus dieta bogata w cebulę, jabłka i smalec musi przynosić rezultaty. Nie ma bata! :)
OdpowiedzUsuńRobię co mogę, ale nie ma lekko. Ciężko się ćwiczy po 3 posiłkach z jabłek i cebuli:)
Usuńa gdzie zdjęcia na "ściance" ???? i kawa koniecznie ze Starbucsa ???? :P
OdpowiedzUsuńBędzie i ścianka, chciałam zostawić coś na później. Kawy nie piję, ale zacznę na potrzeby celebryckiego życia.
UsuńTrzymanie rzeczy w walizkach jest bardzo praktyczne. Zgadzam się z tym w zupełności. ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Cóż, każdy żyje jak może ;)
OdpowiedzUsuńukradłaś mnie tym tekstem, a nie powiem tytuł mnie zaintrygował:)
OdpowiedzUsuńblogerskie życie ah te luksusy:)
Całe szczęście, że między fleszami i czerwonym dywanem masz jeszcze czas na bloga! ;))) a na podłogę nie wybrzydzaj, zawsze co drewno to drewno, a nie jakieś tam pcv czy linoleum :)
OdpowiedzUsuńSzczęściara jesteś....:) Takie pełne pasji życie !!! ...... Uwielbiam Cię czytać:**
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam!
OdpowiedzUsuńPolecam skorzystać z usług Tesco, wg lepsze 'luksusy :)
Woda OAZA:D Kiedy ją widzę, czuję się jak spragniony wędrownik na pustyni:))) Lubię też cebulę, w sporych ilościach, surową;P
OdpowiedzUsuńOaza tak działa na ludzi, jest niczym narkotyk:)
UsuńRewelacyjny post, zabawnie i poważnie. Mógłbym czytać i czytać. Brawo :)
OdpowiedzUsuńOszalałaś hahahahhahahaha !!!
OdpowiedzUsuńhehehe:)))
OdpowiedzUsuńHah, super:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś kopnie mnie zaszczyt i poznam Cię osobiście. Przez telefon byśmy nie pogadały, bo mam podobny, 10 latni model:)
OdpowiedzUsuńJuż widzę, że tak wiele nas łączy. Ja dla odmiany piję kranówkę, na szczęście tu u mnie jest smaczna i co jest dodatkowym plusem serwują ją za darmo.
Hahahaha ;D Woda Oaza, mój numer jeden, no może oprócz kranówki (ale przebadana, pić można, prosto ze studni!). Ja to tam Ci zazdroszczę. Taki fejm, nigdy Ci nie dorównam, nie ma szans. ;))
OdpowiedzUsuńAle mnie rozbawiłaś :)))))))))
OdpowiedzUsuńUrzekły mnie podróże. Cóż za strata, że w moim mieście na ma tramwajów :)
Pozdrawiam.
Swietny tekst ale mnie rozbwilas!
OdpowiedzUsuńKocham ludzi z takim podejsciem to zycia :) ;) :)
Uwielbiam kiedy piszesz w tym tonie:-) "kładę się i czekam aż sięspocę" bardzo mi się podoba:-) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPadłam.... ;-D
OdpowiedzUsuńTen tekst skutecznie wywołał u mnie uśmiech :)
OdpowiedzUsuńHaha, ale się naśmiałam :) przypadło do gustu i to bardzo :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńU mnie otworzą za niedługo nową biedronkę pod blokiem. Wpadaj, zrobimy wejście smoka! hihi :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! :)
Żem się uśmiała! :D
OdpowiedzUsuńOjej popłakałam się ze śmiechu, bo na wybuchy śmiechu nie mam szans, gdyż z powodu wyrwanej ósemki moja mimika twarzy jest dość ospała ;)
OdpowiedzUsuńSzalona:) Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńp.s. Czekam na zdjęcia ze ścianki;)
Najlepszy post jaki w życiu czytałem, bardzo kreatywny, sprytny i po prostu fajny :)
OdpowiedzUsuńNo powiem Ci, że to jest COŚ. Czekam na tę chwilę, kiedy i ja będę taką sławną blogerką. Wszak zaczynam od niedawna :)
OdpowiedzUsuńI choć czerwonych dywanów jeszcze przede mną nie ma, ale myślę, ze jeszcze chwila, jeszcze moment... ;)))
wymęczona świątecznymi porządkami i przygotowaniami niezle się ubawiłam :D
OdpowiedzUsuńPo takim wpisie niewątpliwie pojawią się na tym blogu reklamy, a wtedy my wszyscy z zazdrości przestaniemy tu przychodzić, bo stwierdzimy, że się sprzedałaś :)
OdpowiedzUsuńSama na siebie ukreciłaś bicz. Teraz czekaj na trolli, którzy wypomną Ci każdy nowy ciuszek i gadżet :)
A poza tym tak się nie chwal, bo po pierwsze nie byłaś jeszcze w telewizji śniadaniowej, nie mówiąc o napisaniu książki ;-P
Ps. moim faworytem są: woda z głębokich partii kranu, gimnastyka poprzez 'podłogowy' ból mięśni i oczywiście sąsiedzi budujący stację kosmiczną.
Ech, uroki życia w bloku sa nieocenione :)
Swietny post :) przeczytalam z zapartym tchem, a banan nie schodzil mi z geby :)
OdpowiedzUsuńWszystkie Twoje teksty, ktore do tej pory przeczytalam sa genialne, ale ten tutaj to juz arcydzielo literackie. Rechocze mimo nocnej pory :-)))
OdpowiedzUsuń