16 kwi 2014

Sekrety życia znanej blogerki.

Wszyscy wiemy, że życie popularnej blogerki to flesze aparatów, szampan, prezenty i czerwone dywany. Niedostępne to przywileje dla przeciętnego szaraka, zjadacza chleba ze smalcem, więc postanowiłam coś z tym zrobić i uchylić przed wami drzwi do mojego świata, a tym samym ukazać jak żyją sławni, piękni i bogaci. 
Robię to wyłącznie z potrzeby serca, ponieważ bezgranicznie wierzę, że każdy zasługuje na taką możliwość. Chcę wam podarować namiastkę tego, czego na pewno nie doświadczycie, o ile nie jesteście mną lub Ridgem Foresterem z "Mody na Sukces". Mam nadzieję, że tym samym zainspiruję was do wprowadzenia zmian w swojej przeciętnej egzystencji, wskażę właściwy kierunek, zmotywuję do działania. I chociaż nigdy nie osiągnięcie mojego poziomu to już samo podjęcie próby uczyni was zwycięzcami. A przynajmniej tak piszą w wartościowych poradnikach. Zapraszam w podróż do mojej bajki.

Co PIJE sławna blogerka? Poza drinkami z palemką  moim must have w tym sezonie jest WODA. Ponieważ składamy się w 70% z wody nie możemy dopuścić do jej deficytu w organizmie. Powinna być ona najwyższej jakości, bogata w minerały i wartości odżywcze, dlatego ja zawsze mam przy sobie butelkę specjalnie wyselekcjonowanej wody z limitowanej luksusowej serii Oaza by Biedronka. Jest to woda wyjątkowa, pozyskiwana najnowocześniejszą zaawansowaną technologią z najgłębszych partii kranu. Niezwykle podoba mi się jej gustowny dizajn z palemką i tworzywo, z którego jest wykonana, podatne na najdelikatniejszy dotyk. Butelka wygląda jak papierowa i sama ulega zgnieceniu jeszcze przed otwarciem. Dzięki temu czuję się jakbym dodatkowo obcowała ze sztuką, jakimś origami czy coś w ten deseń, a picie z niej to nie lada wyzwanie na miarę ustnej jogi.

Gdzie MIESZKAM? Urządzanie wnętrz to mój konik. Dzięki sukcesowi mojego bloga mogłam wreszcie wynająć mieszkanie, a nie sam pokój, chociaż mieszkanie sprowadza się właśnie do pokoju i schowka na garnki pod optymistyczną nazwą kuchnia oraz wnęki w ścianie w porywach nazywanej łazienką.  Wnętrze jest bardzo vintage, dosyć surowe i stylizowane na wczesnego Gomułkę. Dominuje tu minimalizm w postaci braku czegokolwiek, poza kilkoma okazami, które powinny mieć napis: użytkujesz na własne ryzyko. Co chwilę coś odpada i próbuje mnie zabić, ale traktuję to, jak dodatkowy zastrzyk adrenaliny. W mieszkanie nie muszę inwestować, bo jest wręcz idealne. Zwłaszcza drewniana podłoga, a przynajmniej wnioskuję, że kiedyś taka była. Obecnie z pod moich stóp wyziera czarna obdarta otchłań, więc nie mam pewności, ale trzymam się upragnionej wersji. Większość blogerek fotografuje się w jasnych, nudnych i mdłych wnętrzach, a ja postanowiłam iść pod prąd i wybrałam czerń. Nowatorski pomysł, którym przecieram szlaki do mojego sukcesu.


Mieszkanie jest wręcz fenomenalnie wytłumione przed ciszą, więc jej tej tu jeszcze nie uświadczyłam. Za to zawsze wiem co robią pozostali mieszkańcy, dzięki czemu czuję się, jak w jednej wielkiej rodzinie Soprano. Taka anonimowa bajka dla niektórych zwana też czeskim filmem. Mam w ogóle cudownych sąsiadów i chociaż nie widziałam ich na oczy to imponuje mi z jakim pietyzmem dbają o  swoje kwatery, remontując je nieprzerwanie od 6 miesięcy. Zaczynam się już zastanawiać czy oni tam przypadkiem nie budują stacji kosmicznej albo arki Noego, ale jak tylko skują ściany na pewno poznam efekt. Tymczasem nie wyobrażam sobie, abym mogła mieszkać w innych warunkach, gdzie nie budziłby mnie dźwięk wiertarki czy walenie młotkiem nad głową o 8 rano i co gorsza mogłabym usłyszeć własne myśli. Ale to najczarniejszy scenariusz i miejmy nadzieję, że się nie wydarzy.

Na SIŁOWNIĘ regularnie nie chodzę. Miałam kiedyś karnet, ale od kiedy potaniał to się wstydzę, a poza tym mieszkając w takim przestronnym domu żal byłoby nie wykorzystać tej przestrzeni, więc odpalam filmiki na Youtubie, kładę się na wyrób matopodobny i oglądam, aż się zmęczę. Działa doskonale i kiedy budzę się rano na tej samej podłodze, wszystko mnie boli jak po najlepszym treningu.

Jadam ŻYWNOŚĆ  tylko z najwyższej półki w Biedronce  i tylko z przeceny. Wszystko inne mi nie smakuje. O tym co zjem decyduje gazetka marketowa z co tygodniową promocją. Większość marketów niestety nie odpowiada moim standardom, a ja potrzebuję jedynie wyselekcjonowanych produktów typu smalec czy słone paluszki. To mój nieśmiertelny zestaw imprezowy + woda w bidonie ( do moich ulubionych drinków z wody i lodu, chyba że zabraknie lodu to tylko z wody, ale to już nie to samo). Szaleję też na punkcie żywności eko, ale to pewnie dlatego, że jeszcze nie próbowałam. Wciąż czekam na dostawę, albo obniżkę cen.

 Jestem straszną gadżeciarą, kocham wszelkie nowinki technologiczne dlatego 3 lata temu postanowiłam zainwestować i kupić TELEFON komórkowy. To prototyp. Nie można z niego dzwonić, ale na niego i owszem. Przydaje się, kiedy dzwonią z Urzędu Pracy. Słynę z tego, że nigdy nie oddzwaniam. Póki mogę odbierać połączenia i czasami nawet pojawia się zasięg jestem mu wierna, bo dzięki niemu wzbudzam zainteresowanie i błyszczę w towarzystwie. Mój prestiż rośnie wprost proporcjonalnie do tego, jak rzadko po niego sięgam. Kiedy wyciągam go z torebki, tłum się rozpierzcha.

Jak każda kobieta kocham ZAKUPY. To moja ulubiona część dnia. Mam swoje ulubione działy w marketach. Nie ma to jak kupić sobie coś ładnego. Ostatnio była to cebula i jabłka, czyli jak widzicie nabywam tylko markowe produkty. Za każdym razem podejmuję wyzwanie aby tym razem się nie przedźwigać, ale jeszcze mi się nie udało. Na zakupach potrafię spędzić pół dnia rozważając teorię oszczędności czyli,  jak przynieść reklamówkę warzyw do domu, ale jednocześnie nic nie wydać, albo ślęczę nad obliczeniami próbując rozwikłać zagadkę czy opłaca się iść 5km w inne miejsce, aby zaoszczędzić 70gr. Od razu podpowiadam, zawsze warto! Kiedy wracam jest już wieczór i mogę w spokoju oddać się magii przemiany tego co kupiłam w ciepły posiłek, który wystarczy na kilka godzin i mogę cały proces powtarzać od nowa. Ach, kocham Cię życie!
ROZRYWKA - tej w życiu znanych blogerek nie brakuje. Ja niestety niektóre propozycje jestem zmuszona odrzucać, bo nie zawsze zdążę kupić nową sukienkę, a przecież logiczne, że nie pokażę się 2 razy w tej samej. Jako dusza towarzystwa mam rozplanowane weekendy i wieczory, aż do końca świata. A to obejrzę film na laptopie, żeby zaoszczędzić na biletach do kina, a to poczytam książkę, którą wzięłam z punktu wymiany książek, to znowu pójdę sobie pooglądać wystawy sklepowe. Wiecznie coś, czasami tęsknię za chwilą spokoju od rozgłosu i bycia choć dla niektórych anonimową. Ale w czasie wspaniałej zabawy, dostępnej  tylko dla wybranych jak np. karmienie kaczek bułką w parku, czy wizyta na otwarciu nowej Biedronki zapominam o niedogodnościach. Taka cena sławy.


Moja pasja, a jednocześnie  podstawa blogerskiego życia to PODRÓŻE. Uwielbiam te dalekie egzotyczne wyprawy tramwajem  na koniec miasta. Jestem spontaniczna, więc zdarza się, że zupełnie nieoczekiwanie wsiadam do pierwszego tramwaju jaki podjedzie i wyruszam nawet 30 minut od domu. Wariactwo. Jak potrzebuję zaszaleć to kupuję bilet ulgowy zamiast normalnego, a jak muszę się zresetować to wyjeżdżam na dłużej. Wybieram wówczas Polskie Koleje Państwowe i  wtedy już wiem, że nawet jak mam do przejechania 30 km to muszę się spakować na co najmniej 3 dni. Kto jak kto, ale ja mogę sobie na to pozwolić.


Na koniec to, co tygryski lubią najbardziej, czyli GARDEROBA. Moja szmaciana, składana szafa z Jyska to prawdziwy hit, ale lepiej nie wkładać do niej rzeczy, bo już się przekonałam, że nie jest do tego przystosowana. Najlepiej wygląda pusta. Postanowiłam zatem, że zakupię wielkie druciane kosze, takie w jakich przechowuje się rzeczy w lumpeksach i dzięki temu ożywię nieco mieszkanie oraz zaoszczędzę na prasowaniu. Ewentualnie będę trzymała odzież w walizkach podróżnych, co ma swoje plusy, ponieważ będę zawsze gotowa do wyjazdu. Jak Wam się podoba ten pomysł?
Mam nadzieję, że post przypadnie Wam do gustu i sprawi tyle radości co i mnie. Wasze komentarze są dla mnie nagrodą, więc się nie krępujcie i piszcie. Enjoy.

39 komentarzy:

  1. Hmmm... uśmiech dalej nie schodzi mi z twarzy :) Zawsze wiedziałam, że blogerzy mają bajeranckie życie!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To dla mnie niedoscigle marze, ale jest ku czemu dążyć :)
    Sprawilas mi tym postem nie tyle radość co Radochę i to z dużej litery....:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcalę się nie dziwię, że jesteś taka znana i ceniona, w błysku fleszy pojawiasz się na salonach. Celebrytka to Twoje drugie imię. Chociaż bardziej pasuje "gwiazda" :). I jeszcze nosisz takie fajowe "skarpy" po tej dwukolorowej i jakże oryginalnej podłodze ( dywan perski pewnie zwinęłaś żebym Ci nie zazdrościła ). I możesz w snejka grać na telefonie. Więc po stokroć zazdroszczę - zwłaszcza sylwetki. No ale całonocne ćwiczenia, plus dieta bogata w cebulę, jabłka i smalec musi przynosić rezultaty. Nie ma bata! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robię co mogę, ale nie ma lekko. Ciężko się ćwiczy po 3 posiłkach z jabłek i cebuli:)

      Usuń
  4. a gdzie zdjęcia na "ściance" ???? i kawa koniecznie ze Starbucsa ???? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie i ścianka, chciałam zostawić coś na później. Kawy nie piję, ale zacznę na potrzeby celebryckiego życia.

      Usuń
  5. Trzymanie rzeczy w walizkach jest bardzo praktyczne. Zgadzam się z tym w zupełności. ^^

    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, każdy żyje jak może ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ukradłaś mnie tym tekstem, a nie powiem tytuł mnie zaintrygował:)
    blogerskie życie ah te luksusy:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Całe szczęście, że między fleszami i czerwonym dywanem masz jeszcze czas na bloga! ;))) a na podłogę nie wybrzydzaj, zawsze co drewno to drewno, a nie jakieś tam pcv czy linoleum :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczęściara jesteś....:) Takie pełne pasji życie !!! ...... Uwielbiam Cię czytać:**

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale się uśmiałam!

    Polecam skorzystać z usług Tesco, wg lepsze 'luksusy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Woda OAZA:D Kiedy ją widzę, czuję się jak spragniony wędrownik na pustyni:))) Lubię też cebulę, w sporych ilościach, surową;P

    OdpowiedzUsuń
  12. Rewelacyjny post, zabawnie i poważnie. Mógłbym czytać i czytać. Brawo :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Oszalałaś hahahahhahahaha !!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam nadzieję, że kiedyś kopnie mnie zaszczyt i poznam Cię osobiście. Przez telefon byśmy nie pogadały, bo mam podobny, 10 latni model:)
    Już widzę, że tak wiele nas łączy. Ja dla odmiany piję kranówkę, na szczęście tu u mnie jest smaczna i co jest dodatkowym plusem serwują ją za darmo.

    OdpowiedzUsuń
  15. Hahahaha ;D Woda Oaza, mój numer jeden, no może oprócz kranówki (ale przebadana, pić można, prosto ze studni!). Ja to tam Ci zazdroszczę. Taki fejm, nigdy Ci nie dorównam, nie ma szans. ;))

    OdpowiedzUsuń
  16. Ale mnie rozbawiłaś :)))))))))
    Urzekły mnie podróże. Cóż za strata, że w moim mieście na ma tramwajów :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Swietny tekst ale mnie rozbwilas!
    Kocham ludzi z takim podejsciem to zycia :) ;) :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam kiedy piszesz w tym tonie:-) "kładę się i czekam aż sięspocę" bardzo mi się podoba:-) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten tekst skutecznie wywołał u mnie uśmiech :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Haha, ale się naśmiałam :) przypadło do gustu i to bardzo :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. U mnie otworzą za niedługo nową biedronkę pod blokiem. Wpadaj, zrobimy wejście smoka! hihi :)
    Świetny tekst! :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Żem się uśmiała! :D

    OdpowiedzUsuń
  23. Ojej popłakałam się ze śmiechu, bo na wybuchy śmiechu nie mam szans, gdyż z powodu wyrwanej ósemki moja mimika twarzy jest dość ospała ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Szalona:) Wesołych Świąt!
    p.s. Czekam na zdjęcia ze ścianki;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Najlepszy post jaki w życiu czytałem, bardzo kreatywny, sprytny i po prostu fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  26. No powiem Ci, że to jest COŚ. Czekam na tę chwilę, kiedy i ja będę taką sławną blogerką. Wszak zaczynam od niedawna :)
    I choć czerwonych dywanów jeszcze przede mną nie ma, ale myślę, ze jeszcze chwila, jeszcze moment... ;)))

    OdpowiedzUsuń
  27. wymęczona świątecznymi porządkami i przygotowaniami niezle się ubawiłam :D

    OdpowiedzUsuń
  28. Po takim wpisie niewątpliwie pojawią się na tym blogu reklamy, a wtedy my wszyscy z zazdrości przestaniemy tu przychodzić, bo stwierdzimy, że się sprzedałaś :)
    Sama na siebie ukreciłaś bicz. Teraz czekaj na trolli, którzy wypomną Ci każdy nowy ciuszek i gadżet :)
    A poza tym tak się nie chwal, bo po pierwsze nie byłaś jeszcze w telewizji śniadaniowej, nie mówiąc o napisaniu książki ;-P

    Ps. moim faworytem są: woda z głębokich partii kranu, gimnastyka poprzez 'podłogowy' ból mięśni i oczywiście sąsiedzi budujący stację kosmiczną.
    Ech, uroki życia w bloku sa nieocenione :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Swietny post :) przeczytalam z zapartym tchem, a banan nie schodzil mi z geby :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Wszystkie Twoje teksty, ktore do tej pory przeczytalam sa genialne, ale ten tutaj to juz arcydzielo literackie. Rechocze mimo nocnej pory :-)))

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...