To że odwiedziłam Zakopane zaliczam do małych cudów. Do tej pory zawsze było mi tam nie po drodze. A to za daleko na weekend, a za blisko na wakacje, a to kiedy miałam go odwiedzić w któregoś Sylwestra kilka lat temu to dzień przed wyjazdem dopadła mnie grypa zwana popularnie żołądkową i pomysł wraz z zadatkiem za rezerwację wziął w łeb. Zepchnęłam to miejsce w przepaść swojej listy marzeń i pogodziłam się już z faktem, że najwidoczniej nigdy nie będzie mi dane stąpać po zakopiańskich Krupówkach.
Zdobyte nadludzkim wysiłkiem bilety rzuciłam w kąt, zapominając nawet na jaki termin mam rezerwację. Pod koniec lutego pojawiła się łapczywa myśl dopuszczająca możliwość realizacji mojego długoletniego marzenia. Jednak aby nie zapeszyć, wypad zorganizowałam na ostatnią chwilę, co chyba w moim przypadku ma jedyną szansę bytu. Życie potrafi robić niechciane niespodzianki. Opcja pakowania się 2h przed wyjazdem niesamowicie wzmaga czujność i zaangażowanie. Polecam.
Zakopane - wszystko co o nim mówią to prawda. Góry mają w sobie coś magicznego, można się na nie gapić w nieskończoność, zwłaszcza siedząc przy rozgrzewających trunkach na drewnianym tarasie, skąpanym w promieniach słonecznych. Majestat takiego krajobrazu warty jest podziwiania o każdej porze roku.
Na łonie przyrody inaczej się wypoczywa, czas płynie wolniej, umysł staje się czysty i spokojny, myśli klarowne, oddech głębszy, a serce otwarte. W Zakopanem mogłam podziwiać to, co w miastach zalano betonem, ogrodzono metalową siatką i zabrano nam na rzecz tysiąca marketów. Tam nawet siedzenie pod drewnianą chatą wydaje się najlepszą zabawą w życiu.
Zwiedzając Muzeum Tatrzańskie czy dom zaprojektowany przez Witkiewicza coraz intensywniej docierało do mnie, o ile sensowniejsze było kiedyś życie. Odnalazłam to, czego na co dzień na próżno szukałam w mieście. Skupienie na rozmowie nierozpraszanej pędem życia, bliskość z drugim człowiekiem, możliwość zadumy oraz spokój przerywany jedynie skrzypnięciem drewnianej podłogi, czas aby pobyć ze sobą zamiast obok siebie i piękny folklor urozmaicający życie.
Drewniane chaty powodują, że człowiek żyje w naturze i z naturą, obcuje z nią nie wychodząc z domu. Dotyka drewnianych ścian, stąpa po drewnianych podłogach i wdycha zapach drewna. To wszystko jest takie swobodne i oczyszczające. Domy są wolne od rzeczy zbędnych, wszystko ma swoje przeznaczenie i wszystko jest dopieszczonym w najmniejszym szczególe rękodziełem. Nie zagraca się niepotrzebnie przestrzeni, nie zaprząta sobie głowy zbytecznym obiektem pożądania. Korelacja człowiek - przyroda jest tu naturalna, a minimalizm stanowi źródło ładu i porządku.
Zwiedzając Muzeum Tatrzańskie czy dom zaprojektowany przez Witkiewicza coraz intensywniej docierało do mnie, o ile sensowniejsze było kiedyś życie. Odnalazłam to, czego na co dzień na próżno szukałam w mieście. Skupienie na rozmowie nierozpraszanej pędem życia, bliskość z drugim człowiekiem, możliwość zadumy oraz spokój przerywany jedynie skrzypnięciem drewnianej podłogi, czas aby pobyć ze sobą zamiast obok siebie i piękny folklor urozmaicający życie.
Drewniane chaty powodują, że człowiek żyje w naturze i z naturą, obcuje z nią nie wychodząc z domu. Dotyka drewnianych ścian, stąpa po drewnianych podłogach i wdycha zapach drewna. To wszystko jest takie swobodne i oczyszczające. Domy są wolne od rzeczy zbędnych, wszystko ma swoje przeznaczenie i wszystko jest dopieszczonym w najmniejszym szczególe rękodziełem. Nie zagraca się niepotrzebnie przestrzeni, nie zaprząta sobie głowy zbytecznym obiektem pożądania. Korelacja człowiek - przyroda jest tu naturalna, a minimalizm stanowi źródło ładu i porządku.
Brak smogu, kojące krajobrazy i karczmy z muzyką na żywo to stary, choć dla miastowych zupełnie nowy, upragniony świat. A już fakt, że poza nielicznymi wyjątkami przeciętny mieszkaniec Zakopanego mieszka w drewnianym domu z ogrodem, zamiast w 10 piętrowym budynku z masą sąsiadów za ścianą, wzbudza lekkie ukłucie zazdrości. Większość tych chat wygląda jak dzieło sztuki, a nawet te stare i rozpadające się są dla mnie piękniejsze, niż najdroższy wieżowiec ze stali czy szkła. Każda deska opowiada swoją historię, a ja z przyjemnością jej słucham.
W tym zakopiańskim świecie spędziliśmy 3 dni.
Pierwszy dzień, nieco chłodny i zachmurzony przeznaczyliśmy na zwiedzanie centrum miasta. Okazuje się, że to całkiem spora miejscowość, która wcale nie zaczyna i nie kończy się na Krupówkach. Za to wygląda jak wystrugana przez Gepetto.
Ulicę Kościeliską - najstarszą ulicę Zakopanego stanowiącą jeden wielki zabytek na czele ze Starym Kościołem i Cmentarzem na Pęksowym Brzyzku - jednym z najbardziej urokliwych i kolorowych jakie miałam możliwość oglądać. Spoczywają na nim wybitne postaci jak S. Witkiewicz, K. Przerwa Tetmajer czy Sabała i zechciało się też i mnie. Doprawdy kusząca opcja.
Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej wybudowane w ramach wdzięczności za ocalenie Jana Pawła II podczas zamachu w 1981r.
Wielką Krokiew.
Drugiego dnia załapaliśmy się tam na zawody w skokach. Było kolorowo. Skoczkowie wyglądali jak cukierki M&M's.
Zaraz po turnieju wyruszyliśmy na szlak. Zrobiliśmy sobie 15km wyprawę z Zakopanego do Doliny Chochołowskiej.
Tego dnia energia mnie rozpierała, więc nie przeszkadzało mi nawet to, że cały dzień żyję o wodzie, jabłku i serze. Podziwiałam zderzenie wiosny z zimą i karmiłam się energią z gór, co dopóki nie zapadł zmrok całkiem dobrze działało.
Dolina Chochołowska - czyli zwieńczenie naszej całodniowej wędrówki, kiedy do niej dotarliśmy tonęła w promieniach zachodzącego słońca.
W drodze powrotnej do domu, a tym samym miejsca siedzącego i prowiantu byłam tak zdeterminowana, że tylko śmierć mogła mnie zatrzymać. Jednak kolacja w karczmie, wyśmienity pstrąg z pieca, wino i góralska muzyka na żywo szybko postawiły mnie na nogi. Albo raczej przyjemnie zwaliły z nóg.
Dnia trzeciego tak się wybieraliśmy na Morskie Oko, że dotarliśmy na Gubałówkę. Nie żałowałam, bo widoczność gór przy tej pogodzie była wymarzona. I mamy powód aby tam wrócić i to nadrobić. Zresztą nie jedyny. Nie zobaczyliśmy wielu rzeczy przez te nasze ambitne piesze wyprawy.
Zasobność portfela miała tu spory wpływ na czas i długość zwiedzania. Bogaty nie musiał się targać przez góry i doliny, ale wsiadał na wyciąg, kolej linową, bryczkę, auto i skracał sobie drogę z pół dnia do kilku minut. Kto bogatemu zabroni? Sam wjazd na Kasprowy Wierch opiewa na okrągłą sumkę 55zł za osobę w 2 strony lub 40zł w jedną. Nie wiem jak Was, ale mnie to skutecznie odstraszyło. My wybieraliśmy najtańszą opcję transportu czyli własne nogi, poza wjazdem na Gubałówkę w 1 stronę za 11zł od osoby. Dzięki temu mogliśmy dokładnie obejrzeć smutne rezultaty halnego, czyli setki połamanych konarów drzew przypominających krajobraz po bitwie.
Pozytywnym zaskoczeniem było zaplecze gastronomiczne. O dziwo ceny były niezwykle przystępne. Można było wręcz nieprzyzwoicie tanio zjeść pod warunkiem, że nie ma się żadnych obostrzeń żywieniowych, jak ja. Dzięki temu 3zł czy 5 okazywało się wystarczającą sumą na zabicie głodu ogromnymi plackami ziemniaczanymi, zapiekanką, oscypkiem z grilla czy innymi rarytasami. Byłam tym mocno zdziwiona, ponieważ spodziewałam się raczej cen zbliżonych do tych obowiązujących nad polskim morzem.
Mieliśmy okazję zwiedzić:
Muzeum w Willi Koliba wg projektu S. Witkiewicza, czyli esencję zakopiańskiego stylu.Ulicę Kościeliską - najstarszą ulicę Zakopanego stanowiącą jeden wielki zabytek na czele ze Starym Kościołem i Cmentarzem na Pęksowym Brzyzku - jednym z najbardziej urokliwych i kolorowych jakie miałam możliwość oglądać. Spoczywają na nim wybitne postaci jak S. Witkiewicz, K. Przerwa Tetmajer czy Sabała i zechciało się też i mnie. Doprawdy kusząca opcja.
Tu wg mnie mieszka zakopiański Gaudi.
Muzeum Stylu Zakopiańskiego ( Inspiracje) - kupując bilet do Willi Koliba możemy nabyć bilet łączony ( 10zł za 2 muzea) uprawniający również do zwiedzenia muzeum inspiracji, urządzonego w zabytkowej ludowej chacie, ukazującego jak żyła rodzina zakopiańska ponad 100lat temu, budownictwo i wyposażenie takiego przybytku. Piękno tkwi w szczegółach i prostocie.
Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej wybudowane w ramach wdzięczności za ocalenie Jana Pawła II podczas zamachu w 1981r.
Wielką Krokiew.
Drugiego dnia załapaliśmy się tam na zawody w skokach. Było kolorowo. Skoczkowie wyglądali jak cukierki M&M's.
Zaraz po turnieju wyruszyliśmy na szlak. Zrobiliśmy sobie 15km wyprawę z Zakopanego do Doliny Chochołowskiej.
Tego dnia energia mnie rozpierała, więc nie przeszkadzało mi nawet to, że cały dzień żyję o wodzie, jabłku i serze. Podziwiałam zderzenie wiosny z zimą i karmiłam się energią z gór, co dopóki nie zapadł zmrok całkiem dobrze działało.
Dolina Chochołowska - czyli zwieńczenie naszej całodniowej wędrówki, kiedy do niej dotarliśmy tonęła w promieniach zachodzącego słońca.
W drodze powrotnej do domu, a tym samym miejsca siedzącego i prowiantu byłam tak zdeterminowana, że tylko śmierć mogła mnie zatrzymać. Jednak kolacja w karczmie, wyśmienity pstrąg z pieca, wino i góralska muzyka na żywo szybko postawiły mnie na nogi. Albo raczej przyjemnie zwaliły z nóg.
Dnia trzeciego tak się wybieraliśmy na Morskie Oko, że dotarliśmy na Gubałówkę. Nie żałowałam, bo widoczność gór przy tej pogodzie była wymarzona. I mamy powód aby tam wrócić i to nadrobić. Zresztą nie jedyny. Nie zobaczyliśmy wielu rzeczy przez te nasze ambitne piesze wyprawy.
Zasobność portfela miała tu spory wpływ na czas i długość zwiedzania. Bogaty nie musiał się targać przez góry i doliny, ale wsiadał na wyciąg, kolej linową, bryczkę, auto i skracał sobie drogę z pół dnia do kilku minut. Kto bogatemu zabroni? Sam wjazd na Kasprowy Wierch opiewa na okrągłą sumkę 55zł za osobę w 2 strony lub 40zł w jedną. Nie wiem jak Was, ale mnie to skutecznie odstraszyło. My wybieraliśmy najtańszą opcję transportu czyli własne nogi, poza wjazdem na Gubałówkę w 1 stronę za 11zł od osoby. Dzięki temu mogliśmy dokładnie obejrzeć smutne rezultaty halnego, czyli setki połamanych konarów drzew przypominających krajobraz po bitwie.
Pozytywnym zaskoczeniem było zaplecze gastronomiczne. O dziwo ceny były niezwykle przystępne. Można było wręcz nieprzyzwoicie tanio zjeść pod warunkiem, że nie ma się żadnych obostrzeń żywieniowych, jak ja. Dzięki temu 3zł czy 5 okazywało się wystarczającą sumą na zabicie głodu ogromnymi plackami ziemniaczanymi, zapiekanką, oscypkiem z grilla czy innymi rarytasami. Byłam tym mocno zdziwiona, ponieważ spodziewałam się raczej cen zbliżonych do tych obowiązujących nad polskim morzem.
W ciągu 3 dni 2 razy jedliśmy w lokalu "Dobra Kasza Nasza" na Krupówkach. Serwują kasze z pieca na wiele sposobów, obsługa jest przemiła, mają bardzo przytulny wystrój, a do każdego dania z kaszy dają możliwość nabycia dużego piwa w cenie 3,50 ( więc sami rozumiecie ). Sposób podawania dania w drewnianej desce też jest wart napomknięcia.
Zastanawiam się tylko jak to wszystko wygląda w sezonie. Już teraz wieczorami był problem ze znalezieniem w karczmach i restauracjach wolnego miejsca, więc ciężko mi to sobie wyobrazić w okresie wakacyjnym? Jak Wasze doświadczenia w tym względzie?
Najważniejsze, że pogoda Wam dopisała :) Jeśli chodzi o wolne miejsca w sezonie to nie powinno być problemu, ciekawych karczm i knajpek jest tyle, że zawsze coś się znajdzie. Czasami wystarczy odejść kawałek od Krupówek i można cieszyć się bardziej kameralną atmosferą i jeszcze niższymi cenami :) Ja kilka razy byłam w szczycie sezonu i jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym miała problem ze stolikiem na Krupówkach :)
OdpowiedzUsuńMnie tam jest nigdy nie po drodze :) także gratuluję, że Tobie w końcu się udało.
OdpowiedzUsuńW Zakopanem jest jeszcze wiele ciekawych miejsc (jak choćby Harenda, Willa pod Jedlami, Atma) i zdecydowanie macie po co wracać :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tego Zakopiańskiego Gaudiego to ja uważam, że jest to straszny gargamel i dziwię się, że dano zgodę na wybudowanie takiego dziwactwa na najpiękniejszej ulicy Zakopanego, słynącej z tradycyjnej zabudowy...
Jeśli chodzi o Cmentarz na Pęksowym Brzyzku - to jest to jedno w moich najbardziej ulubionych miejsc w całym Zakopanem - tu znajdziecie sporo informacji o tym magicznym miejscu: http://www.wiecznatulaczka.pl/magiczny-cmentarz/ oraz tu: http://www.wiecznatulaczka.pl/peksowy-brzyzek/
Pozdrawiam i życzę kolejnej podróży pod Tatry i w same Tatry :D
Kocham Zakopane, kocham...ależ mi wielką przyjemność zrobiłaś tym wpisem, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńPiękne fotografie!
Pozdrawiam ciepło
Ja w Zakopanem błam ponad 15 lat temu - twój post mi o tym przypomniał. Konkretnie to zdjęcia miejsc, których nie mogłam skojarzyć. To niesamowite, ze czas płynie tak szybko. Moja drugą refleksją jest plan na odwiedzenie tego malowniczego ośrodka górskiego jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńjak przepięknie:)
OdpowiedzUsuńCo najmniej raz w roku staram się jechać do Zakopanego. To miejsce ma swój urok i jak tam wracam, to czuję się chyba coraz bardziej, jak w domu. Polecam całodniowe wyprawy w góry, szczególnie wczesną jesienią. Jest naprawdę pięknie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja już 5 razy zahaczyłam o Zakopane i jestem z tego powodu przeszczęśliwa :) To najpiękniejsze polskie miasto jakie widziałam i nawet kiedyś marzyłam, żeby tam zamieszkać. Jednak zima w górach chyba nie do końca mi się podoba i w końcu zdecydowałam, że będę je tylko od czasu do czasu odwiedzać :)
OdpowiedzUsuńAch, te góry... :)
OdpowiedzUsuńGdy byłam nastolatką, przez wiele lat jeździłam w każde ferie na zimowiska harcerskie do miejscowości Ząb koło Zakopanego i co kilka dni przyjeżdżaliśmy do miasta a to na narciarskie szaleństwo na większym niż w Zębie stoku a to na Krupówki. Mam stamtąd całe worki wspomnień. Pierwsze "miłości", ukłucia zazdrości, przyjaźnie, bezsenne noce, śmiechy do upadłego, kuligi, tanie wino wypijane pod kocem ;) Działo się, oj działo. I masz rację - te niesamowite, drewniane chaty, których nie był w stanie poruszyć nawet najgorszy halny. Ahhh. Wzruszyłam sie :)
OdpowiedzUsuńChętnie odwiedzam Zakopane, dzięki za wspaniałą wirtualną wycieczkę. A tak na marginesie Gaudi jest sąsiadem mojej ciotki, już jak budowali dom to straszył, miałam nadzieję, że jak skończą to będzie lepiej, ale jest gorzej. .
OdpowiedzUsuńTa willa na Koscieliskiej tez mi przypomniala Gaudiego...stare zabudowy na tej ulicy sa tak piekne...a od wiosny do jesieni ogrodki wokol nich sa przepiekne. bardzo lubie tamtedy spacerowac. Kosciolek, cmentarz na Brzyzku, rnajstarsza restauracja w Zakopanem " U wnuka"....jezdze co roku do Zakopanego ale albo w czerwcu albo we wrzesniu...na ogol nie ma problemow ze znalezieniem miejc w restauracjach..czesto jem obiady w Naszej Kaszy... Zakopane ma jakis dziwny czar i zawsze cos nowego sie w nim odkrywa. Warto wyjsc poza Krupowki...pozdziwiam Twoja decyzje przejscia sie , wyobrazam sobie ze do wejscia do Doliny Chocholowskiej na piechote..sama Dolina ma okolo 9km...dzieki za te widoki zakopianskie..zobaczyliscie bardzo duzo w krotkim czasie
OdpowiedzUsuńCo do zakopiańskiego Gaudiego, to mam podobne zdanie, jak moi niektórzy przedmówcy... Szkoda, że ktoś tam coś takiego postawił, no ale cóż :) Muszę sobie odnotować w pamięci ten kulinarny przybytek z kaszą, bo kaszy jestem wielką fanką! :) Co do chodzenia i transportu nożnego, myślę, że wyjdzie Wam to na zdrowie, a po drodze można przy okazji coś ciekawego zobaczyć :) Życzę jeszcze jakichś powrotów na Podhale, a najbardziej trafienia na tatrzańskie szlaki :) Tam to dopiero jest co podziwiać. Pozdrawiam serdecznie! Czytało się jak zwykle świetnie.
OdpowiedzUsuńWszystkie miejsca tak dobrze mi znane, bo w Zakopanem byłam już kilkanaście razy...
OdpowiedzUsuńFajnie, ze w końcu Ci sie udało! :)
Moge się jeszcze pochwalić, że moja przyjaciółka urządziła mi w Zakopcu niezapomniany wieczór panieński (totalną niespodziankę), mimo, że do samego Zakopanego mam z 270km! ;)))
To było coś :)
Za każdym razem wsponinam z uśmiechem szkolne wycieczki tam :)
OdpowiedzUsuńZakopane- zawsze coś wypada nam aby tam nie jechać, gdzieś się nasze drogi skręcają.
OdpowiedzUsuńNiby nie mamy tak daleko ale weekend na Krupówkach zawsze oblężony tłumami.
No ba że Zakopane miło w serduchu tkwi! :)
Po pierwsze jak zwykle super zdjęcia! W Zakopanem byłam kilka razy napewno, pamiętam je sprzed 15 lat i jak dwa lata temu porównałam, to zrobiło mi się smutno, że tak się zmieniło. Ale dzięki Twojemu postowi widzę, że są jeszcze miejsca, gdzie nie wygląda to wszystko jak jeden wielki neon reklamowy. Skoki też fajna sprawa, choć te z TV mnie nudzą pewnie na żywo są o wiele ciekawsze :-)
OdpowiedzUsuńZakopane kocham nad życie i mogłabym tam wracać najczęściej jak się da, ale w międzyczasie mam mnóstwo innych rzeczy eh=]
OdpowiedzUsuńTeż właśnie niedawno znalazłam się w Zakopanem. Ot, spontaniczny wyjazd, z dnia na dzień rezerwowany pokój. Mimo, że za górami nie przepadam, Zakopane robi na mnie spore wrażenie tymi drewnianymi chatami, gwarą górali czy odkrytym ostatnio przeze mnie kościołem na Krzeptówkach. Od dziecka spędzałam tak kilka dni w wakacje, niekiedy jakiś weekend na nartach (narty to ja luuubie!), czy wyjazdy ze szkoły. To miejsce mimo, że dosyć się zmienia z wizyty na wizytę, zawsze ma coś, co przyciąga. Fajnie, że jest tak nie bardzo daleko ode mnie.
OdpowiedzUsuńZakopane to mój drugi dom. Często tam bywam, bo też często chodzę po górach. Ale bardzo fascynują mnie górale i ich tradycja, a samo miasto jest bardzo specyficznym i przyjemnym miejscem. Ma w sobie to COŚ, co sprawia, że chce się tam wracać i nawet tłum ludzi nie jest w stanie nas skutecznie zniechęcić do wyjazdu! :)
OdpowiedzUsuńDawno ta nie bylam. Dzieki:))
OdpowiedzUsuńlubię Zakopane <3
OdpowiedzUsuńZakopane odbieram inaczej, ale pewnie dlatego, że zawsze byłam tam w sezonie. Kojarzy mi się z dzikimi tłumami na Krupówkach i wszechobecną komercją, dlatego szczerze powiedziawszy mnie tam zupełnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńKocham Zakopane. Byłam dwa razy i ciągle mi mało.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że w końcu i Ty tam dotarłaś. I mam nadzieję, że na jednej wizycie się nie skończy! Bo i owszem, Zakopane bywa komercyjne, ale poza tym ma tyle zalet, że ta komercyjność ginie w ich gąszczu. Świetne te Twoje zdjęcia, takie niebanalne właśnie...Tak się powinno pokazywać to miasto. A co do Kaszy, to też bym tam się stołowała, bo dobrej kaszy nigdy dość.
OdpowiedzUsuńW polskich górach jeszcze nie byłam ale są w planach :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :D Ja też do Zakopanego wybieram się już od dobrych kilku lat, ale ciągle wydaje mi się to zdecydowanie za daleko na weekendowy wypad, a na wakacje wolę morze :D
OdpowiedzUsuńAle muszę w końcu wziąć z Ciebie przykład i zaplanować jakiś weekend w górach :)
całusy :*
No i prześliczne zdjęcia :))
Oj, ja mam hopla na punkcie jedzenia i Kasza Nasza wpisana w mój kulinarny kalendarz! :) W Zakopanem bywałam tylko latem. Ma to swoje zalety, jeśli chodzi o wędrówki piesze, jednak mam wrażenie, że zimowy klimat jest jeszcze bardziej magiczny niż ten letni. Przyjemna wyprawa, a dodatkowo zachwycam się ostatnio "polskimi klimatami" na blogach:) Ps. Na Saskiej Kępie jest taki uroczy "góralski" dom, lubię sobie spacerować i patrzeć:)
OdpowiedzUsuńo, imienniczka.
Usuńciekawy ten wywrócony domek. w zakopcu byłam raz, ale nie wiem, czy wrócę.. boję się patrzeć, jak piękne pamiątki na krupówkach są powoli zastępowane chińskim szajsem.. ;c
mam takie mieszane uczucia co do Zakopanego zawsze.. bo z jednej strony tęsknię, tyle mam tam wspomnień, a z drugiej widzę jak to miasto się sprzedaje, Krupówki wyglądają coraz gorzej.. i tak czasem mam wielką ochotę tam wyskoczyć.. a za chwilę kompletnie mi ona przechodzi. Ale zawsze miło pooglądać stamtąd zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńSuper post! Zdjęcia piękne.
OdpowiedzUsuńW Zakopanem byłam raz w podstawówce, przy okazji wizyty w Krakowie. Niestety za wiele z tego nie skorzystałam, bo już na początku wycieczki zemdlałam i jedyne co mi dane było oglądać to wnętrze autobusu. Panie nauczycielki za wszelką cenę nie chciały mnie nigdzie wypuścić... To tyle o moich doświadczeniach z tym miejscem...
Ale po Twoich zdjęciach i tak wciągającym opisie, mam ogromną ochotę tam wrócić i spędzić trochę więcej czasu niż kilka godzin. Może trochę dalej od miasta, bardziej na dzikich peryferiach z dala od ludzi, totalnie blisko natury... Nie wiem, czy takie miejsca są tam dostępne, ale coś takiego właśnie mi się marzy...
Świetne zdjęcia, czuję jakby właśnie wróciłam z Zakopanego ;) Mi też ciągle nie po drodze, ale bardzo chce tam pojechać, te chatki są takie piękne, świetnie o nich napisałaś - człowiek żyje z naturą - uwielbiam zapach drewna :)
OdpowiedzUsuńFajny wpis ;) Lubię czasem podczytywać opinie ludzi odwiedzających moje rodzinne miasto ;) Smuci mnie tylko fakt, że bardzo duża ich część wypowiada się o Zakopanem głównie z perspektywy ławki i browara Krupówkach narzekając na tłumy innych turystów i tego co się tam dzieje, a niespecjalnie interesują się historią tego miasta, a jest ona bardzo bogata i ciekawa szczególnie pod względem kulturalno-artystycznym ;) Cieszę się, że są takie teksty i zdjęcia jak Twoje, które dają mi nadzieje, że do mojego miasta nie przyjeżdżają tylko i wyłącznie amatorzy chałtury pod Wielką Krokwią, lansu na Krupówkach i ciupag mejd in czajna, ale też miłośnicy gór, długich wędrówek, klimatu drewnianego domu, ciekawości i chęci poznania nowych miejsc, innej kultury i tradycji. Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńChyba nie wiesz, co mówisz - w Zakopanem jest największy smog w całym kraju, bo miasto się nie "wentyluje".
OdpowiedzUsuńZakopane jest piękne, to jest bezsprzeczne :)
OdpowiedzUsuńJa wyruszając w góry nigdy nie zapominam aby miec przy sobie lekki namiot. Nigdy nie wiadomo do czego zmusi nas sytuacja.
OdpowiedzUsuńSłuchajcie, a jaki nocleg w Zakopanem możecie mi polecić? Ja zastanawiam się nad tym aby zarezerwować pokój tutaj https://www.noclegi-zakopane.biz/ . Z tego co mówił mój znajomy to mają świetne kwatery a do tego sam widze, że lokalizacja jest super. Co wy o tym sądzicie?
OdpowiedzUsuń