Do Lwowa wybraliśmy się, aby powitać Nowy Rok z naszymi ukraińskimi przyjaciółmi. Był to nasz 5 lub 6 wyjazd w to miejsce, jednak pierwszy bez traumy spowodowanej dojazdem i przekraczaniem granicy. Co ja mówię? To był istny luksus przy dotychczasowym szarganiu się po 8h w nocnych obskurnych pociągach , ze spaniem na siedząco, o ile w ogóle udało się załapać na takowe i zamarzaniu przy nieszczelnych oknach i zepsutym ogrzewaniu w zabytkowych składach szacownego PKP.
Wszelkie próby przedostania się na Ukrainę w formie zmotoryzowanej ( czyt. autobus i auto) kończyły się wielogodzinnym postojem i niechcianą bliższą znajomością z celnikami. Nasz rekord to bodajże 8h na granicy i jakaś szopka ukraińskich celników próbujących wyłudzić łapówkę od ludzi przemycających mięso czy warzywa. Istny cyrk. Pomimo, że autobus wyglądał jakbym weszła na bazar na kółkach i tylko czekałam, aż ktoś na siedzeniu obok upchnie kozę albo kurę to i tak śmieszyła mnie powaga sytuacji, kiedy bezwzględni stróże granicy odkrywali pochowane worki kapusty i wcielali się w rolę okrutnych jeźdźców apokalipsy. Po tej akcji mamy dożywotni uraz i polegamy już tylko na własnych nogach.
Mój stan pogorszył się na samą myśl o 1,5 h agonii w tłumie nacierających na siebie ludzi, zwartych w rozklekotanej marszrucie wizualnie nadającej się jedynie na szrot, z szalonym kierowcą nie zwalniającym tempa, pomimo dziur w ukraińskich nawierzchniach wielkości kraterów.
Dzięki tej decyzji dotarcie do Lwowa przebiegło tak nieprzyzwoicie gładko, że aż nienaturalnie. Obawiałam się czy los nie upomni się o swoje i dla równowagi reszta wyjazdu nie będzie jedną wielką klęską, ale okazało się, że udany początek utrzymał poziom i był wstępem do nadzwyczajnego pobytu.
Tym bardziej cieszył mnie fakt, że ceny nie były w euro, a w hrywnach których na 1 złotówkę przypadało prawie 3. A to oznaczało tylko jedno: prezenty. Było w czym wybierać i było czym się rozweselić oraz posilić za przyjemną dla kieszeni sumę. I jak tu nie kochać Ukrainy?
A już w następnym odcinku zapraszam na post o Starym Kasynie, o którym nie każdy wie, a które po prostu trzeba zobaczyć.
Czytam i oglądam, ale nigdzie nie znalazłam informacji ile wyniosła Was ta taksówka ? Zazdroszczę tego Dnia Świstaka :)))
OdpowiedzUsuńJeśli dobrze pamiętam to 150zł.
UsuńImponująco ten jarmark wygląda, ja chyba bym oczopląsów dostała i nerwicy, że nie umiem wybrać, bo chciałabym WSZYSTKO :) Ostatnio planowaliśmy wyjazd do Lwowa, ale pewnie samochodem to zbyt niebezpieczne (mówi się, że kradną). Zauważyłam, będąc w Solinie, że organizowane są stamtąd wycieczki do Lwowa (jednodniowe), więc o czymś takim myśleliśmy - tak przy okazji pobytu w Bieszczadach :)
OdpowiedzUsuńTo musiało być dziwne uczucie, dopiero co po świętach na nowo wpaść w klimat świąteczny. A jarmark? no cóż, mój portfel wtedy cierpi:) uwielbiam je i zawsze coś tam wynajdę!
OdpowiedzUsuńoj, Lwów znany i kochany:)
OdpowiedzUsuńa nie lepiej polskim pekaesem całą trasę przemierzyć?
Czy to przedwojenne kasyno z pięknymi wnętrzami ?
OdpowiedzUsuńKiedy byłam ostatnio we Lwowie na początku grudnia już pod ratuszem stały te budki. Zastanawiałam się po co ?
Bogaty ten jarmark i zauważyłam tam całkiem fajne rzeczy.
Kocham to miasto. Może niedługo się tam ponownie wybiorę, tymczasem czekam na Twoją kolejną relację.
Super wycieczka! Przyznaje się że odwaga moja gdzieś się chowa gdy wspomnę jedynie o wyjeździe za wschodnią granicę a tu proszę nie taki diabeł straszny jak moja wyobraźnia podpowiada!
OdpowiedzUsuń:))
marzę o wyprawi do lwowa ale tylko swoim autem, czekanie 8 godzin na granicy to dla mnie abstrakcja, może poczekam na lepsze czasy, otwarcie granic. zdjęcia są piękne ale opis wyprawy trochę zniechęca, nie cierpię czekania i nie poruszam się środkami transportu publicznego a na wschodzi to już w ogóle musi być masakra. skórzane torebki są super, pewnie nieźle bym się tam zaopatrzyła.
OdpowiedzUsuńTego lata przekraczałam granicę Ukrainy jadąc własnym autem. Nie było tak źle, zwłaszcza przy wjeździe, a przy wyjeżdzie około 2, 3 godzin tylko. :)
OdpowiedzUsuńKlimatyczny ten Lwów w okresie świątecznym. Ja byłam w tym mieście dawno temu i przekraczałam granicę właśnie w ten Twój znienawidzony sposób. Nie było tak źle :)
OdpowiedzUsuńSuper! Choć trochę (na niektórych fotach) przypomina skrzyżowanie Sukiennic ze straganami na Krupówkach albo nad Soliną :D
OdpowiedzUsuńjej, widzę, że podróż na Ukrainę to wielkie przedsięwzięcie :D
OdpowiedzUsuńLwów przypomina tu trochę jarmark z Champs Elysees! tylko w Paryżu te budki były białe :D
To prawda, jarmark paryski niewiele się różnił;) Miło tak jest podejrzeć jak inni świętują, dzięki Tobie! Wpadnij na obiad jak będziesz w Paryżu :))
OdpowiedzUsuńnigdy nie bylam na ukrainie
OdpowiedzUsuńa jak tam sytuacja polityczna u naszych sasiadow?
czyzby sie uspokoilo bo jakos ucichlo w telewizji
http://historie-prawdziwe-dziwne-smieszne.blogspot.com/
oj Lwów szalenie mi się podobał! a tu jeszcze z jarmarkiem - zazdroszczę! na pewno jeszcze tam wrócę :)
OdpowiedzUsuńja przekraczałam granicę z jednym z moich ulubionych klubów wyjazdowych - fakt faktem rozklekotanym autokarem, ale za to było zabawnie i integracyjnie :)
Dzięki za świetną fotorelację! Kręci mnie wszystko, co wschodnie, więc wrócę tu na kolejne wschodnie wpisy. Zastanawia mnie, gdzie zostawiliście auto po polskiej stronie. Na jakimś parkingu strzeżonym?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Tak, na parkingu strzeżonym pod biedronką na samiutkiej granicy;)
UsuńJa jechałam na i z Ukrainy pociągiem-przemytnikiem. Dla tych cyrków, jakie się w nim dzieją przed przekroczeniem granicy w czasie powrotu z Ukrainy do Polski warto wybrać się tak chociaż raz :)
OdpowiedzUsuńJarmark fajny! :)
Ten świąteczny jarmark przypomina mi mój wyjazd na świąteczny jarmark w Wiedniu. Już wiem na jaki wybieram się za rok! Niestraszne mi nawet przechodzenie przez granice ;)
OdpowiedzUsuńDo Lwowa to się zawsze wybieram z wycieczką, bo to nie ma moje nerwy tak podróż samodzielna na wschód. O jarmarku w Lwowie słyszałam, nawet zastanawialiśmy się nad zorganizowanie wycieczki, ale problem się tam wybrać, bo on się chyba zaczyna w okolicy naszej Wigilii więc trochę późno już jechać na zakupy przedświąteczne.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dzięki tobie mogłam zobaczyć jak we Lwowie wygląda jarmark.
Pozdrawiam :)
http://www.youtube.com/watch?v=lHBiAhiddJ8
OdpowiedzUsuńPrawdziwy dzień świstaka :) A Jarmarki Świąteczne ogólnie są super. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńHaha, bardzo podoba mi się jak opisałaś proces przekraczania ukraińskiej granicy ;D Chociaż wiem, że gdybym to przeżyła na własnej skórze, to pewnie nie byłoby mi do śmiechu...
OdpowiedzUsuńByłam raz we Lwowie i w oczy mi się rzuciła tam skrajna bieda, brud, oraz mnóstwo dobrze zachowanych zabytków. Na takich jarmarkach jest jak dla mnie za drogo. Jest to bardzo gruby minus i wystarczający powód, by z takiego miejsca szybko zwiać. Ale jeśli to nie było najgorzej to... Hmmm... niee... Chyba nic mnie już nie przekona do tego miasta.
OdpowiedzUsuńno to powiem tak: nieźle się wycwaniliście, ale fajnie, bo granica to zawsze najgorszy etap...
OdpowiedzUsuńwe Lwowie byłam w listopadzie, ale jakk patrze na te folklowe cudności, to chętnie bym się wybrała na ten jarmark,a z Lublina to w sunie rzut beretem, ode mnie z dworca autobusy prosto do Lwowa jadą;]
Nigdy nie byłam we Lwowie, dzięki za świetną wycieczkę ! Jarmark !? pewne czułabym się tam jak dziecko w sklepie ze słodyczami ... ;) Pozdrawiam - M.
OdpowiedzUsuńTaksóweczka z granicy kosztowała 100zł;) A przejazd samochodem to istna loteria. Raz godzinkę, raz 8:)
OdpowiedzUsuńNo proszę.. ja ostatnio samochodem przekraczałam i poszło w miarę sprawnie.. choć bajzel straszny. Nie wiadomo, co robić. Każdy sobie, tu Cię poganiają, tu sie krzywo patrzą, że nie zrobione, a niby skąd miałam wiedzieć, że przed jednym stemplem miałam załatwić inny...
OdpowiedzUsuńW każdym razie.. pięknie tu nadal świątecznie u Ciebie.. szczególnie mnie to jedzonko i napitki zainteresowały, kupiłabym.. kupiła...
Taksówka to często najlepsze rozwiązanie. Wspaniale pokazałaś ukraińskie jarmark.
OdpowiedzUsuńOd dawna chcemy tam pojechać, ale jakoś nie bardzo wszystko się układa. Może za jakiś czas?
Pozdrawiam:)
Dobrze za wczasu sie dowiedziec, ze wyprawa na Ukraine to wyprawa na Dziki..Wschod! Zdziwila mnie ta wzianka o euro, o co chodzi, turystow sie z euro obdziera? Piekne rzeczy na straganach, tylko szarpac:)
OdpowiedzUsuńGdybym miała przeżywać taką podróż jaką opisałaś, to bym się pewno zniechęciła to kolejnych odwiedzin. Wy jednak znaleźliście świetne wyjście i miło spędziliście z pewnością czas. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie miejsca :)
OdpowiedzUsuńMoje miasto ♥ Kocham Lwów, ma niesamowity klimat i mnóstwo tajemnic jak i atrakcji :)
OdpowiedzUsuńZawsze jeździmy swoim autem, i powiem że nie zawsze jest źle, nieraz idzie jak po maśle, 15 minut i granica przekroczona :) ale czasem trzeba było długo czekać... :)
Piękne zdjęcia :)