Do jesieni tamtego roku, zanim to wyczerpałam życiowe zapasy uwielbienia na Dachstein i Hallstatt nie dawałam wiary, że urzecze mnie tak
gruboskórny kraj jak Austria. Wychodzi na to, że sama byłam gruboskórna
nie dostrzegając, że pod pancerzem z porządku i
sztywnych reguł bije wrażliwe i romantyczne serce kraju. Teraz wiem,
gdzie go szukać, tuż obok drzew morelowych i kiści winorośli. Znowu wróciłam
odurzona i o ironio znowu nie za sprawą wina.
Zamierzam odczarować Austrię. Tym razem mogę ponarzekać na brak słońca, ale nie na to, że było drogo, bo choć spędzaliśmy czas po stronie austriackiej to nocowaliśmy po czeskiej, a że na dodatek miałam urodziny to nie oszczędzałam ani na słonych paluszkach, ani na wodzie niegazowanej. Ba, kupiłam nawet bilety do zamku, tylko po to, aby i tak w rezultacie przeskoczyć bramkę, która mnie jawnie ignorowała, czego nie mogę powiedzieć o oburzonych turystach. Od tego czasu, mimo, że z ważnym biletem wstępu w dłoni to jestem wyjęta spod prawa. I tak całe życie.
W swojej małej głowie oszacowałam, że niewiele ryzykujemy przeznaczając cały dzień na przejechanie 36 km. Tak nakazywałaby logika, gdybym wiedziała co to takiego. Zdawałoby się, że mało drogi i dużo dnia to właściwe proporcje, ale jak widać niekoniecznie, więc nie idźcie tym tropem. Ja już po pierwszych przejechanych kilometrach szukałam pręgierza pod którym mogłabym się wychłostać za to, że nie zebrałam wystarczającej ilości czasu na radowanie się walorami tego wyjątkowego rejonu. Jeszcze dobrze nie wyruszyłam, a już widziałam, jak sromotne poniosę straty.
W swojej małej głowie oszacowałam, że niewiele ryzykujemy przeznaczając cały dzień na przejechanie 36 km. Tak nakazywałaby logika, gdybym wiedziała co to takiego. Zdawałoby się, że mało drogi i dużo dnia to właściwe proporcje, ale jak widać niekoniecznie, więc nie idźcie tym tropem. Ja już po pierwszych przejechanych kilometrach szukałam pręgierza pod którym mogłabym się wychłostać za to, że nie zebrałam wystarczającej ilości czasu na radowanie się walorami tego wyjątkowego rejonu. Jeszcze dobrze nie wyruszyłam, a już widziałam, jak sromotne poniosę straty.
Kraina jest niewielka, za to
zasoby ma niespożyte. Przytulona do Dunaju, gdzie kotłuje się od malowniczych miasteczek, winorośli,
sadów owocowych, okazałych warowni i spektakularnych punktów
widokowych. Wszystko do wglądu z perspektywy auta, motocykla, roweru, pociągu, a nawet statku.
Dostaję skrętu szyi, więc szybko wybieram swoje ulubione miejsca, tak jak matka dziecko pod pozorem kochania wszystkich jednakowo. Wszędzie pięknie, ale gdzieś piękniej, a ja Wam dzisiaj pokażę i jedno i drugie.
Dostaję skrętu szyi, więc szybko wybieram swoje ulubione miejsca, tak jak matka dziecko pod pozorem kochania wszystkich jednakowo. Wszędzie pięknie, ale gdzieś piękniej, a ja Wam dzisiaj pokażę i jedno i drugie.
Zamek Aggstein
Po obejrzeniu tego i owego bez zażenowania mianuję go moim nr 1. Romantyczne ruiny średniowiecznego zamku Aggstein to moja perła w koronie całej doliny. Byłam gotowa dać się tam uwięzić na noc i spijać deszczówkę, która napadał mi do czapki, ale nie znalazłam w tej kwestii popleczników. Z 300 metrowej skały, która dzierży to wiekowe arcydzieło rozciąga się widok na całą dolinę, przeciętą wstęgą Dunaju. To tłumaczy jego funkcję, czyli nadzorowanie żeglugi. Obłęd jak to się kiedyś budowało. Mało, że spektakularnie i funkcjonalnie to jeszcze trwale. Nie to co teraz, gdzie prawie udało mi się wyburzyć ostatnie wynajmowane mieszkanie rzucając kapciem w muchę. Z góry zastrzegam, że zasłużyła, prześladowała mnie, więc Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami niech nawet do mnie nie dzwoni. Jedyne wytłumaczenie to, że w tym zamku nie musieli się mierzyć z podobnej skali zagrożeniem, chociaż warownia istnieje od XII wieku. Kilku elementów mu brakuje, jak na przykład dachu, ale ma to tę zaletę, że można oglądać gwiazdy nie opuszczając 4 ścian. I jak z tym polemizować. Jeśli będziecie w pobliżu nie dysponując czasem to kierujcie się od razu w to miejsce. Cała reszta może poczekać do następnego razu.
Zamek czynny od 9-18.00, a w okresie letnim od 9-19.00.
Cena wstępu 6,70 €/1os
Zamek czynny od 9-18.00, a w okresie letnim od 9-19.00.
Cena wstępu 6,70 €/1os
Melk
Przytulne,
leniwe miasteczko rozsławione za sprawą umiejscowionego na wysokiej
skarpie średniowiecznego Opactwa Benedyktynów, największego, a jak nie
to prawie największego w Europie. Tu plan jest prosty. Najpierw lody,
potem likier morelowy, a na koniec klasztor. Jako, że nie jestem wielką
fanką podobnych budowli, a pijąc herbatę straciliśmy dodatkowy czas,
który już nie był do odzyskania nawet za złote dukaty to wykupiliśmy
wstęp wyłącznie do ogrodów z barokowym pawilonem. I to był bardzo dobry
pomysł, chociaż niepowiedziane, że pewnego dnia żal i tęsknota nie
wydrążą w moim sercu jamy i nie wrócę do opactwa, aby obejrzeć
bibliotekę, będącą podobno inspiracją dla Umberto Eco do tej w "Imię
róży" i najcenniejszy okaz, czyli krzyż z Melku zawierający relikwie
związane z ukrzyżowaniem Jezusa.
Wstęp do opactwa to 13€ z przewodnikiem i 11€ bez przewodnika za osobę dorosłą.
Ogrody 4 €/1os dorosła
Wstęp do opactwa to 13€ z przewodnikiem i 11€ bez przewodnika za osobę dorosłą.
Ogrody 4 €/1os dorosła
Krems
To początek albo koniec doliny, zależy od której strony się za nią zabieramy i chociaż nie zrobiło na mnie większego wrażenia to chciałam zobaczyć miejsce, które jest bramą do Doliny Wachau i najstarszym miastem Dolnej Austrii. Miasteczko jest trochę zwodnicze, tam gdzie myśleliśmy, że się skończyło ono było dopiero w połowie. To efekt połączenia 2 miast w 1 miejscowość Krems an der Donau i Stein an der Donau, na tyle spore, że zgubiliśmy drugą część. Sympatycy zabytków mają tu do zobaczenia choćby gotycką wieżę obronną czy również gotycki Kościół Św. Wita, jednak ja jak wszędzie rekomenduję włóczęgę uliczkami starego miasta i wyłapywanie co ciekawszych detali, chociaż moim zdaniem niewiele stracicie nawet jeśli podarujecie sobie ten punkt na mapie doliny. Do uniesień są zupełnie inne miejsca.
Zamek Schönbühel
Wznosi się na 40 metrowej skale na prawym brzegu Dunaju, w odległości około 5km od Melk. Zamek należał już do wielu, w tym do nazistów i Rosjan, obecnie do rodu Seilern-Aspang. Po trudnych czasach, kiedy popadł w ruinę odrestaurowany i przywrócony do życia.
Willendorf in der Wachau
Wioska usytuowana na wprost zamku Aggstein, na przeciwległym brzegu Dunaju, której światową sławę przyniosła odnaleziona tam w 1908 r. figurka Wenus z Willendorfu. Zaledwie 11cm znalezisko przedstawia kobiecą postać o obfitych kształtach z wydatnymi piersiami, brzuchem i pośladkami, czyli dzisiejszy ideał piękna. Datowana na epokę paleolitu jest jednym z najcenniejszych okazów sztuki prehistorycznej. "Paleolityczna Wenus" przebywa w Muzeum Historii Naturalnej w Wiedniu, ale pamiętajcie, że nie ważne czym jest tylko skąd pochodzi ;)
Klasztor Göttweig
XI wieczne opactwo zwane austriackim Monte Cassino to kolejny punkt, którego widok bardziej mnie emocjonował z daleka, niż z bliska, ale ja zwyczajnie nie jestem w grupie docelowej odbiorców podobnego typu budowli. Może Wy będziecie. Ciężko go jednak przegapić, jako, że dominuje w krajobrazie wznosząc się na wysokim wzgórzu przez co jest bardzo dobrze widoczny z oddalonego o około 5 km Krems. Jak dla mnie dużo bardziej interesujące jest to, że znajduje się na szlaku pielgrzymkowym do Santiago de Compostela, a u jego podnóża jak okiem sięgnąć winnice.
Durnstein
Urokliwa
miejscowość z ruinami zamku, który niegdyś były miejscem
przetrzymywania samego Ryszarda Lwie Serce. Durnstein to jedno z
ciekawszych miejsc na mapie doliny, ale co ja tam wiem, skoro tak się
zasiedziałam na Aggstein, że tutaj już nie zdążyliśmy i oglądałam je
jedynie z drogi.Biorąc pod uwagę, że droga, która wiedzie przez Dolinę Wachau to Via Imperialis czyli Droga Cesarska, sam region jest najsłynniejszym regionem winiarskim Austrii i co kilkadziesiąt metrów można tu degustować lokalne trunki w dostojnym towarzystwie historii to summa summarum wychodzi nam z tej układanki, że to bardzo przyjemne miejsce na beztroskie marnowanie czasu. Sama marnowałabym nie raz.
Gdzie nocować?
Na takie okazje z odsieczą przychodzą Slavonice. To miasteczko usytuowane w "Czeskiej Kanadzie" tuż przy granicy z Austrią, które za sprawą niezwykłych renesansowych kamienic samo trafiło na listę UNESCO. To mój silny faworyt jeśli chodzi o atrakcje Czech, więc postarajcie się nie przegapić. Nocowaliśmy w takim hotelu, że na chwilę zapomniałam, że mam już 150 lat i jestem biedna, ale w końcu urodziny ma się tylko raz w roku i nie każdy dożywa 150 lat. W każdym razie na niskobudżetowe wyjazdy nie polecam i szukałabym czegoś poza zabytkowym rynkiem. Jednak jeśli chcecie zaszaleć to informuję, że można w Besidce.
Zdjęcia są jakie są, ale to dlatego, że urodziny trwają tylko jeden dzień, a w moje jeszcze zazwyczaj leje. Tym razem nie padało, ale dla równowagi zaszło słońce. Zupełnie, jakby mi nie wystarczyło, że jestem stara. Spróbujcie mi jednak uwierzyć na słowo, że to miejsce chcecie zobaczyć. A ja Wam mówię, że chcecie.
Likier morelowy mnie skusił! :D
OdpowiedzUsuńi na pewno nie jesteś taka stara!
Pięknie tam. Strasznie żałuję, że mieszkając kilka lat w Brnie nie zwiedzilam tego, co oferują okolice i miejscówki niedaleko granic. Mam nadzieję, że uda się tam pojeździć kiedyś na rowerze, też bolałaby mnie pewnie szyja od rozglądania się dookoła takich krajobrazów :)
Likier pewnie pyszny tylko drogi jak diabli. Dzięki, tak mi mów, ale ja jeszcze pamiętam dinozaury ;)Slavonice są extra. Ostatnio siedzę w Pradze, więc dość mocno eksploruję Czechy i muszę im zwrócić honor. Coś tam fajnego mają ;)
UsuńTy tak zawsze piszesz, że mam ochotę się pakować natychmiast. Podsunęłam pomysł mężowi. Będziemy myśleć. :D
OdpowiedzUsuńWino zawsze brzmi kusząco :) Pięknie tam!
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że ja jak przez mgłę sobie przypominam, że ja juz tam kiedyś byłam? I ten likier morelowy i opactwo i przełom dunaju? ale to był jakis 2011 rok, ja jeszcze wtedy z bagażem kilogramow, za to bez bagażu blogerskiego, ja jeszcze wtedy niesmigielska nie bylam ;)
OdpowiedzUsuńw każdym razie nie wiem, skąd przekonanie, że austria jest bezduszna, że to jakaś brzydsza siostra niemiec i włoch, a przeciez góry tam piekne są! no i zamki, we wloszech nie ma tylu zamków ;)
Chętnie zaszyłabym się w takiej okolicy na miesiąc i przemieszczała z jednego zamku na drugi.
OdpowiedzUsuńCoś fantastycznego.
Pozdrawiam:)
Zamki, wino, likier morelowy... Już jestem kupiona :) Dolina zapisana jest w mej pamięci, w szufladzie pt. "do zobaczenia przed śmiercią". Jeśli jeszcze do tego kompletu dorzucą mi królewicza w którymś z tych zamków, to zastanowię się nad zmianą narodowości. Tylko nie wiem, czy wcześniej nie spotkam się z kostuchą. Pozdrawiam serdecznie Rówieśniczko i z okazji tych sekretnych "setnych" urodzin - najlepszego! :) :) :)
OdpowiedzUsuńRobisz przepiękne zdjęcia! Wzgórza z winnicami wyglądają wręcz magicznie!
OdpowiedzUsuńPoza jednym zimowym wypadem do Słonecznej Karyntii ( tylko z nazwy ), który z kilku powodów nie należał do udanych , Austria pozostała dla mnie krajem tranzytowym. Może dzięki Tobie się to zmieni? Pozdrawiam ;)
przepiękne miejsca, o których nie miałam pojęcia. Austria w ogóle jakoś tak kojarzy mi się z mało czym a przecież jest tam z pewnością jeszcze więcej pięknych miejsc jak te tutaj. zamki najbardziej przypadły mi do gustu - mam do nich słabość a kraje okołoniemieckie zawsze dbają o nie i warto je tam odwiedzać. ale wzgórza z winnicami też świetne, wzroku szkoda od nich odrywać.
OdpowiedzUsuńa likier to były mój obowiązkowy zakup tam, jak nic :D
Przecież zdjęcia są piękne. Wielbię szczególnie zdjęcie miasteczka z góry gdzie widać pola rzepaku. Istna magia. Dałabym sobie na tapetę w komórce.:) Bardzo piękna relacja. Chętnie odwiedziłabym to miejsce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i miłego dnia. :)
Obłędnie piękne zakątki! Dziękuję za cudowną wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńhttp://przystanek-klodzko.pl
Dlaczego Musisz mnie tak kusić tymi polami usłanymi soczystym winogronkiem hmmm....??? ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
przecudne zdjęcia
OdpowiedzUsuńTo się nazywa turbo miejscówka. I napitki zacne i atrakcji do odwiedzenia multum. Biegałabym między nimi jak potrzepana, żeby wszystko obfocić. :)
OdpowiedzUsuńMnie też się winnica marzyła...ba...marzy mi się do dziś :)
OdpowiedzUsuńZamki, winnice i wino, trzeba się pakować i jechać, chociaż część miejsc widziałam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńwow, its so pretty, I love visiting
OdpowiedzUsuńcheap homecoming dresses
Mnie tam zdjęcia wydają się obłędne, a widoki budzą we mnie uczucie emocji i chęć natychmiastowego spakowania się i wyruszenia w podróż. Ostatnio przejeżdżałam przez Austrię i byłam zachwycona. Co ciekawe, zachwyciła mnie ona bardziej niż Szwajcaria podczas jazdy autokarem. Ta zieleń, architektura i do tego mgła (przez cały czas lało) mmm. Bajka! Już nawet postanowiłam. Następnym moim kierunkiem musi być AUSTRIA. Koniec, kropka :D Ewentualnie Norwegia, ale no. ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiałam tę niezwykłą Austrię zza szyby autokaru i wiem, że tam wrócę, by zobaczyć więcej. Winnice i zamki zachęcają :)
OdpowiedzUsuńThis is called a turbo seat. And great tasting and attractions to visit the multum. I would run between them as if I needed to cover everything.
OdpowiedzUsuńหนังใหม่
Cudowne zdjęcia, niesamowite miejsca! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń