15 wrz 2014

COMO - PODĄŻAJĄC TROPEM GEORGA CLOONEYA.

O Como pierwszy raz przeczytałam w jakimś babskim czasopiśmie podebranym mamie i  pamiętam go do dzisiaj, co mi się prawie nie zdarza. Wszystko za sprawą Georga Clooneya. Niestety nie był dołączony do gazety, ale właśnie w tym artykule całą uwagę poświęcono wiadomości, że kupił w Como Villę i jest to ulubione miejsce jego wypoczynku. Czy trzeba mi było czegoś więcej?

Stwierdziłam, że skoro ktoś kto może pojechać dosłownie wszędzie, obdarowuje swoją atencją to włoskie miasteczko to najwidoczniej warto się tam pofatygować. Zwłaszcza, kiedy jest się od niego 1,5h drogi. 
Do Como dotarliśmy pociągiem z Mediolanu. Dojazd trwał raptem 1,5h więc bez problemu dało się zorganizować 1dniowy wypad. Poświęciliśmy dla niego dzień w mieście mody, więc moje oczekiwania były dość wygórowane, tym bardziej, że koszt przejazdu w 2 strony /1os to ponad 18 euro. 

Wspominałam już, że ponad połowę naszego budżetu na wczasy pożarły przejazdy? Tak? To powtórzę raz jeszcze. Gdybyśmy spędzili go w 1 miejscu to nasz 2 tyg. pobyt okazałby się żenująco tani. Ale nie potrafiłabym, mając to wszystko dookoła.
Zwiedzanie zaczęliśmy od wizyty w informacji. Ta znajdowała się na dworcu, co już stanowiło znak, że nie jest to pierwsze lepsze miejsce, do jakiego mogliśmy trafić, a bardzo skutecznie zorganizowana turystyczna machina. Pan w informacji z uśmiechem na ustach wygłosił 10 minutową tyradę odnośnie zalet Como, po czym wyposażył nas w mapkę i palące pragnienie jak najszybszego zwiedzenia tego wyjątkowego miejsca. Byliśmy gotowi mu sprostać.

Okazało się, iż  Como nie wymaga żadnych specjalnych zabiegów, aby dać się polubić. Kilka minut po wyruszeniu w miasto staliśmy już nad ogromnym jeziorem o tej samej nazwie, z widokiem na majestatyczne Alpy, brzegiem wił się malowniczy deptak i równie piękne zabudowania. Po tafli niezmąconej wody sunęły hydroplany, a na kamiennych murkach wygrzewały się kaczki. Sielanka, niczym w amerykańskim filmie. Luksus w połączeniu z naturą to kombinacja idealna.
Czułam się jak w bajce o zaczarowanym ołówku, który realizuje każdy pomysł. Jakbym była świadkiem materializowania się moich marzeń i snów. Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam chociaż nadzieję, że to już wszystko i dzięki temu szybko osiągnę etap znudzenia. Niestety. W oddali majaczyły dachy i budowle starego miasta, które oznaczały, że strefa wrażeń niezmiennie przed nami. 

Moje niecenzuralne myśli popłynęły daleko i gdyby je podsumować i wypikać 3/4 treści to brzmiałyby: no nic nie zrobię, rzeczywiście tu k....super pięknie! Zachwycająco, jak jasna cholera! Ulżyłam sobie i byłam gotowa ruszyć przed siebie, aby w dalszym ciągu wydawać okrzyki podziwu.
George Clooney to nie jedyny słynny mieszkaniec Como. Dużo przed nim urodził się tam A. Volta, wynalazca jednostki napięcia elektrycznego - wolta. Jak sądzę tego pana również nie trzeba nikomu przedstawiać. Sam zadbał, aby o nim pamiętano i to na tyle skutecznie, że doczekał się świątyni Tempio Voltiano w centralnym punkcie Como ( na zdjęciu poniżej).
Stare miasto to 100% włoskiego klimatu ze swoimi wąskimi uliczkami, drogimi lecz uroczymi sklepikami ( buty to średnio wydatek rzędu 300zł), przytulnymi knajpkami i własną katedrą Duomo, która wywołuje skuteczny opad szczęki. Myślałam, że z kościołów widziałam już wszystko w Mediolanie, ale gdzież tam. Jeszcze nie raz we Włoszech  miałam się przekonać, że widocznie tamtejsze świątynie to kumulacja całego ludzkiego ego wymieszanego z największym kunsztem i ekonomicznymi możliwościami, bo od ich piękna, aż bolały oczy. 
Duomo


Miasto daje odczuć biedakowi, że jest tylko biedakiem, ale jak się mocno postara to może uda mu się wjechać kolejką ponad miasto i spojrzeć na Como z góry. Wówczas chociaż na chwilę role się odwrócą. Będzie go to jednak kosztowało 5,30 euro ( przynajmniej w 2 strony.) Sam przejazd trwa krótko, ale warto się tam zatargać, choćby po to, aby zobaczyć prywatne posiadłości, na jakie przeciętnego Kowalskiego nie stać. Niech nie da się zwieść poczuciu wyższości tylko dlatego, że chwilowo znalazł się wyżej;)

 Moje chwilowe poczucie wyższości nad Como.

Po całym dniu zwiedzania przyszła pora na najgorsze, czyli poszukiwania kolacji. Zaplecze gastronomiczne Como niespecjalnie trafiało w nasz budżet, ale zbliżaliśmy się do tej cienkiej granicy, kiedy z głodu zaczęło się nam robić wszystko jedno i lada chwila bylibyśmy już w stanie wziąć kredyt we frankach, byle tylko móc najeść się do syta. 
Zajęło nam to jakąś godzinę, ale ostatecznie trafiliśmy na takie apertivo, że ogarnęło nas wzruszenie. Wystarczyło wybrać z menu dowolnego drinka od 5 euro wzwyż i otwierały się bramy gastronomicznego raju. Lokal nazywał się L'Ambrosiano, a mieścił na Piazza Cavour 8. Bardzo dobra oferta za przystępną cenę. Wspominam to tym lepiej, że nasze przekroczenie progu idealnie zsynchronizowało się z potężną ulewą. My podziwialiśmy ją jednak zza szyby i znad pełnego talerza i kieliszka. Przynajmniej do końca kolacji. Potem próbowaliśmy być szybsi, niż deszcz, ale jednak musimy jeszcze potrenować.

Pobyt w Como był niezapomniany do ostatniej minuty. Bieg w ulewie skutecznie zadbał o niezatarte wspomnienie tamtego dnia. I nie zmieniłabym nic, chyba że pozwoliła  sobie zostać nieco dłużej i dała szansę G. Clooneyowi na spotkanie mnie. No cóż, będzie musiał z tym żyć. Może teraz Wy podejmiecie wyzwanie?:)

27 komentarzy:

  1. A właśnie zastanawiałam się gdzie by tu na weekend :)
    dzięki!
    widok na Alpy boski

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło widzieć u Ciebie Como. Też dotarłem tam pociągiem. Bardzo to ładne miasteczko i urokliwe, mam dużo ładnych zdjęć stamtąd.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za tę wirtualną przygodę. Wpisuję na listę marzeń. Kiedy znów zacznę podróżować, chcę tam dotrzeć. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ pięknie :) Włochy mają swój urok, oj, mają...

    OdpowiedzUsuń
  5. nie byłam i nie wiedziałam, że Dżordz się zakochał w tym miejscu :D właśnie sprawdzam na mapie, gdzie to dokładnie jest.. no tak, nigdy nie byłam w tej części Włoch. nie jestem pewna, czy moim rodzice nie odwiedzili tego miejsca :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny wpis, barwny, radosny i zabawny. Weźmy np. to "Buty to średni wydatek ok. 300 zł". Czyli jak we Wrocławiu przed wielkimi wyprzedażami;) Jak widać prędko gonimy europejską czołówkę;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Powalające widoki, mam nadzieje, że będzie mi kiedyś dane oglądnąć Como na własne oczy.

    OdpowiedzUsuń
  8. zdecydowanie zachęciłaś mnie do odwiedzenia Como, także już zaraz wpisuję je na moją listę, no i ten Clooney... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wcale się Georgowi nie dziwię, wcale! To znaczy w związku z tym, że sobie tam willę sprawił. No ale że Ciebie spotkać nie chciał to już się dziwię przeogromnie :). A poczucie wyższości na szczycie góry jest jak najbardziej uzasadnione, zwłaszcza że na zdjęciu to wygląda tak jak by wszyscy Tobie zdjęcie robili :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie dziwię się George'owi :) piękne miejsce!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rewelacyjne widoki! Clooney wie co dobre :-) przejazdy we Włoszech są drogie, ale na pocieszenie Ci powiem, że wczoraj zapłaciłam 18 € za one way z Gent na lotnisko Bruksela Charleroi - 1h20 min jazdy, więc jak widzisz, może być drożej :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgłaszam propozycję, żebyś spróbowała jeszcze zamieścić oprócz zdjęć swoje okrzyki podziwu :-).

    OdpowiedzUsuń
  14. Za Georgem pójdę wszędzie, nawet nad Como ;P

    OdpowiedzUsuń
  15. O rany! Powiem Ci, że jestem, zarówno po zdjeciach jak i Twojej relacji, zachwycona tym miasteczkiem!! A pierwsze fotki wpisu - kocham takie miejsca! :)))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  16. Wiele miasteczek włoskich ma swój niepowtarzalny klimacik, ale tego nie znałam, więc dzięki za przybliżenie. Bawiłam się w nim dobrze razem z Tobą :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Super widoki. Nic tylko wygrać w totka 10 milionów i tam jechać i żyć. :)
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ciekawe miasteczko, nie slyszlam o nim wczesniej, moze dlatego, ze George Clooney mnie nie specjalnie wzrusza? :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetna relacja...Jak zwykle wspaniałe zdjęcia.
    A jednak i Ciebie dopadł deszcz w tym magicznym miejscu. Dobrze, że dopiero przy kolacji.
    Mnie gnębił przez dwa dni. Dlatego nie mam miłych wspomnień.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Przeczytałam jednym tchem a zdjęcia obejrzałam dwa razy! Fantastyczna relacja i niezwykłe miejsce. Mam nadzieję kiedyś tam trafić, uwielbiam Włochy! :))

    OdpowiedzUsuń
  21. Na pczatek musze cie zmartwic, bo George nie mieszka w miescie Como tylko nad jezirem Como w miejscowosci Laglio. Bardzo lubie czytac takie relacje. Ja sama mieszkam kilka kilometrow od Como, wiec bywam tam dosyc czesto. Informacja turystyczna na dworcu pojawila sie tam dopiero kilka miesiecy temu wczesniej dogadanie sie tam po angielsku graniczylo z cudem. A samo miasto nie jest tak drogie jakby sie moglo wydawac w pierwszej chwili ale na odkrycie tego potrzeba wiecej niz jeden dzien.

    OdpowiedzUsuń
  22. Włochy są nieprzyzwoicie piękne, co? Po prostu czasami sobie myślę, że aż do przesady i że to wręcz absurdalne, jak może być tak piękny kraj.

    OdpowiedzUsuń
  23. Przepiękne zdjęcia, aż ma się chęć uciec od tego zimna, które aktualnie panuje w Pl :( Obserwuję i zapraszam do siebie :))

    OdpowiedzUsuń
  24. Kochana! Jak tak patrze na to wszystko :D to mam dla Ciebie deal.
    Co prawda byłam we Włoszech ale po prosu mogłabym tam chyba mieszkać a zamiast tego przyszło mi mieszkać w zimnej norwegii :D
    Ale mam dla Ciebie wymiane ;D Przyjedz do nas na wakacje :D a potem my przjedziemy do Ciebie :D:D:D: hahahaha. Bożesz ty mój musze wyjść z tego bloga, bo za dużo pieknych widoków.
    hejt ya.

    :* Muaaaah : ) A.

    OdpowiedzUsuń
  25. Pięknie, klimatyczne miejsca:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...