17 sty 2014

Jarmark Bożonarodzeniowy we Lwowie - jak sprawnie dostać się na Ukrainę?

Do Lwowa wybraliśmy się, aby powitać  Nowy Rok z naszymi ukraińskimi przyjaciółmi. Był to nasz 5 lub 6 wyjazd w to miejsce, jednak pierwszy bez traumy spowodowanej dojazdem i przekraczaniem granicy. Co ja mówię? To był istny luksus przy dotychczasowym szarganiu się po 8h w nocnych obskurnych pociągach , ze spaniem na siedząco, o ile w ogóle udało się załapać na takowe i zamarzaniu przy nieszczelnych oknach i zepsutym ogrzewaniu w zabytkowych składach szacownego PKP. 
A wszystko dzięki zmianie strategii wyprawy może i na droższą, ale ratującą nasze zdrowie psychiczne i układ nerwowy. Tym razem dojazd do Lwowa miał tylko 3 etapy: przejazd do granicy autem, przekroczenie jej pieszo i dalszy przejazd taksówką do Lwowa.
Dotychczasowe wyjazdy oparte były na całonocnej podróży pociągiem do Przemyśla. I gdyby to chociaż oznaczało koniec drogi krzyżowej, ale to była zaledwie namiastka. Zaraz po tych luksusach trzeba było gonić z tobołami na busa do Medyki, aby móc spędzić dłuuugie upojne chwile na granicy, która nota bene wg mnie przypomina ciemną stronę Meksyku i którą nauczeni bolesnym doświadczeniem przekraczamy już wyłącznie pieszo. 
Wszelkie próby przedostania się na Ukrainę w formie zmotoryzowanej ( czyt. autobus i auto) kończyły się wielogodzinnym postojem i niechcianą bliższą znajomością z celnikami. Nasz rekord to bodajże 8h na granicy i jakaś szopka ukraińskich celników próbujących wyłudzić łapówkę od ludzi przemycających  mięso czy warzywa. Istny cyrk. Pomimo, że autobus wyglądał jakbym weszła na bazar na kółkach i tylko czekałam, aż ktoś na siedzeniu obok upchnie kozę albo kurę to i tak śmieszyła mnie powaga sytuacji, kiedy bezwzględni stróże granicy odkrywali pochowane worki kapusty i wcielali się w rolę okrutnych jeźdźców apokalipsy.  Po tej akcji mamy dożywotni uraz i polegamy już tylko na własnych nogach. 
Kiedy szczęśliwym trafem udawało się wreszcie znaleźć po drugiej stronie granicy to czekało nas jeszcze bliskie spotkanie z ukraińską marszrutką tak obładowaną pasażerami, że cud iż znalazło się miejsce dla kierowcy. W każdym razie dla nas już nie, więc podjęliśmy tę wymagającą odwagi decyzję i zainwestowaliśmy w taksówkę do Lwowa. 
W strefie granicznej nie ma problemu z walutą więc kierowca chętnie przyjął złotówki. A, że jest to spory kawałek drogi, bo 1,5 h jazdy,  a na zewnątrz zaczynało się już ściemniać to po całym dniu w podróży i dodatkowo z niezidentyfikowanymi bólami, które oczywiście musiały mnie dopaść kiedy tylko stawiałam stopę na ukraińskiej ziemi, taksówka wydała mi się jakimś anielskim rydwanem.
Mój stan pogorszył się na samą myśl o 1,5 h agonii w tłumie nacierających na siebie ludzi, zwartych w rozklekotanej marszrucie wizualnie nadającej się jedynie na szrot, z szalonym kierowcą nie zwalniającym tempa, pomimo dziur w ukraińskich nawierzchniach wielkości kraterów.
Dzięki tej decyzji dotarcie do Lwowa przebiegło tak nieprzyzwoicie gładko, że aż nienaturalnie. Obawiałam się czy los nie upomni się o swoje i dla równowagi reszta wyjazdu nie będzie jedną wielką klęską, ale okazało się, że udany początek utrzymał poziom i był wstępem do nadzwyczajnego pobytu. 
Zaraz po przyjeździe czekało na nas wynajęte wspólnie ze znajomymi mieszkanie w samym centrum Lwowa z widokiem, jak się okazało na Jarmark Bożonarodzeniowy. A tak! Zupełnie zapomniałam, że w wierze prawosławnej najpierw obchodzi się Nowy Rok, a dopiero potem Święta, więc udało nam się załapać na  Lwowski Jarmark Świąteczny. W Polsce taką popularnością cieszą się niemieckie jarmarki, że nigdy nie trafiłam nawet na wzmiankę o jarmarku za wschodnią granicą. Tymczasem nie wiem dlaczego, bo był on wspaniały, a do tego ogromny. Odbywał się w 2 strategicznych miejscach Lwowa ( na Prospekcie Swobody i na rynku) i  było tam dosłownie wszystko.
Jak dla mnie była to niezła zabawa, kiedy w Polsce ledwo co pożegnałam święta, a tu znowu znalazłam się w środku świątecznych przygotowań. Taki trochę Dzień Świstaka.
Tym bardziej cieszył mnie fakt, że ceny nie były w euro, a w hrywnach których na 1 złotówkę przypadało prawie 3. A to oznaczało tylko jedno: prezenty. Było w czym wybierać i było czym się rozweselić oraz posilić za przyjemną dla kieszeni sumę. I jak tu nie kochać Ukrainy?
A już w następnym odcinku zapraszam na post o Starym Kasynie, o którym nie każdy wie, a które po prostu trzeba zobaczyć.

33 komentarze:

  1. Czytam i oglądam, ale nigdzie nie znalazłam informacji ile wyniosła Was ta taksówka ? Zazdroszczę tego Dnia Świstaka :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Imponująco ten jarmark wygląda, ja chyba bym oczopląsów dostała i nerwicy, że nie umiem wybrać, bo chciałabym WSZYSTKO :) Ostatnio planowaliśmy wyjazd do Lwowa, ale pewnie samochodem to zbyt niebezpieczne (mówi się, że kradną). Zauważyłam, będąc w Solinie, że organizowane są stamtąd wycieczki do Lwowa (jednodniowe), więc o czymś takim myśleliśmy - tak przy okazji pobytu w Bieszczadach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To musiało być dziwne uczucie, dopiero co po świętach na nowo wpaść w klimat świąteczny. A jarmark? no cóż, mój portfel wtedy cierpi:) uwielbiam je i zawsze coś tam wynajdę!

    OdpowiedzUsuń
  4. oj, Lwów znany i kochany:)
    a nie lepiej polskim pekaesem całą trasę przemierzyć?

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy to przedwojenne kasyno z pięknymi wnętrzami ?

    Kiedy byłam ostatnio we Lwowie na początku grudnia już pod ratuszem stały te budki. Zastanawiałam się po co ?
    Bogaty ten jarmark i zauważyłam tam całkiem fajne rzeczy.
    Kocham to miasto. Może niedługo się tam ponownie wybiorę, tymczasem czekam na Twoją kolejną relację.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super wycieczka! Przyznaje się że odwaga moja gdzieś się chowa gdy wspomnę jedynie o wyjeździe za wschodnią granicę a tu proszę nie taki diabeł straszny jak moja wyobraźnia podpowiada!
    :))

    OdpowiedzUsuń
  7. marzę o wyprawi do lwowa ale tylko swoim autem, czekanie 8 godzin na granicy to dla mnie abstrakcja, może poczekam na lepsze czasy, otwarcie granic. zdjęcia są piękne ale opis wyprawy trochę zniechęca, nie cierpię czekania i nie poruszam się środkami transportu publicznego a na wschodzi to już w ogóle musi być masakra. skórzane torebki są super, pewnie nieźle bym się tam zaopatrzyła.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tego lata przekraczałam granicę Ukrainy jadąc własnym autem. Nie było tak źle, zwłaszcza przy wjeździe, a przy wyjeżdzie około 2, 3 godzin tylko. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Klimatyczny ten Lwów w okresie świątecznym. Ja byłam w tym mieście dawno temu i przekraczałam granicę właśnie w ten Twój znienawidzony sposób. Nie było tak źle :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super! Choć trochę (na niektórych fotach) przypomina skrzyżowanie Sukiennic ze straganami na Krupówkach albo nad Soliną :D

    OdpowiedzUsuń
  11. jej, widzę, że podróż na Ukrainę to wielkie przedsięwzięcie :D
    Lwów przypomina tu trochę jarmark z Champs Elysees! tylko w Paryżu te budki były białe :D

    OdpowiedzUsuń
  12. To prawda, jarmark paryski niewiele się różnił;) Miło tak jest podejrzeć jak inni świętują, dzięki Tobie! Wpadnij na obiad jak będziesz w Paryżu :))

    OdpowiedzUsuń
  13. nigdy nie bylam na ukrainie
    a jak tam sytuacja polityczna u naszych sasiadow?
    czyzby sie uspokoilo bo jakos ucichlo w telewizji


    http://historie-prawdziwe-dziwne-smieszne.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. oj Lwów szalenie mi się podobał! a tu jeszcze z jarmarkiem - zazdroszczę! na pewno jeszcze tam wrócę :)
    ja przekraczałam granicę z jednym z moich ulubionych klubów wyjazdowych - fakt faktem rozklekotanym autokarem, ale za to było zabawnie i integracyjnie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzięki za świetną fotorelację! Kręci mnie wszystko, co wschodnie, więc wrócę tu na kolejne wschodnie wpisy. Zastanawia mnie, gdzie zostawiliście auto po polskiej stronie. Na jakimś parkingu strzeżonym?
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na parkingu strzeżonym pod biedronką na samiutkiej granicy;)

      Usuń
  16. Ja jechałam na i z Ukrainy pociągiem-przemytnikiem. Dla tych cyrków, jakie się w nim dzieją przed przekroczeniem granicy w czasie powrotu z Ukrainy do Polski warto wybrać się tak chociaż raz :)

    Jarmark fajny! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten świąteczny jarmark przypomina mi mój wyjazd na świąteczny jarmark w Wiedniu. Już wiem na jaki wybieram się za rok! Niestraszne mi nawet przechodzenie przez granice ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Do Lwowa to się zawsze wybieram z wycieczką, bo to nie ma moje nerwy tak podróż samodzielna na wschód. O jarmarku w Lwowie słyszałam, nawet zastanawialiśmy się nad zorganizowanie wycieczki, ale problem się tam wybrać, bo on się chyba zaczyna w okolicy naszej Wigilii więc trochę późno już jechać na zakupy przedświąteczne.
    Cieszę się, że dzięki tobie mogłam zobaczyć jak we Lwowie wygląda jarmark.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. http://www.youtube.com/watch?v=lHBiAhiddJ8

    OdpowiedzUsuń
  20. Prawdziwy dzień świstaka :) A Jarmarki Świąteczne ogólnie są super. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Haha, bardzo podoba mi się jak opisałaś proces przekraczania ukraińskiej granicy ;D Chociaż wiem, że gdybym to przeżyła na własnej skórze, to pewnie nie byłoby mi do śmiechu...

    OdpowiedzUsuń
  22. Byłam raz we Lwowie i w oczy mi się rzuciła tam skrajna bieda, brud, oraz mnóstwo dobrze zachowanych zabytków. Na takich jarmarkach jest jak dla mnie za drogo. Jest to bardzo gruby minus i wystarczający powód, by z takiego miejsca szybko zwiać. Ale jeśli to nie było najgorzej to... Hmmm... niee... Chyba nic mnie już nie przekona do tego miasta.

    OdpowiedzUsuń
  23. no to powiem tak: nieźle się wycwaniliście, ale fajnie, bo granica to zawsze najgorszy etap...
    we Lwowie byłam w listopadzie, ale jakk patrze na te folklowe cudności, to chętnie bym się wybrała na ten jarmark,a z Lublina to w sunie rzut beretem, ode mnie z dworca autobusy prosto do Lwowa jadą;]

    OdpowiedzUsuń
  24. Nigdy nie byłam we Lwowie, dzięki za świetną wycieczkę ! Jarmark !? pewne czułabym się tam jak dziecko w sklepie ze słodyczami ... ;) Pozdrawiam - M.

    OdpowiedzUsuń
  25. Taksóweczka z granicy kosztowała 100zł;) A przejazd samochodem to istna loteria. Raz godzinkę, raz 8:)

    OdpowiedzUsuń
  26. No proszę.. ja ostatnio samochodem przekraczałam i poszło w miarę sprawnie.. choć bajzel straszny. Nie wiadomo, co robić. Każdy sobie, tu Cię poganiają, tu sie krzywo patrzą, że nie zrobione, a niby skąd miałam wiedzieć, że przed jednym stemplem miałam załatwić inny...
    W każdym razie.. pięknie tu nadal świątecznie u Ciebie.. szczególnie mnie to jedzonko i napitki zainteresowały, kupiłabym.. kupiła...

    OdpowiedzUsuń
  27. Taksówka to często najlepsze rozwiązanie. Wspaniale pokazałaś ukraińskie jarmark.
    Od dawna chcemy tam pojechać, ale jakoś nie bardzo wszystko się układa. Może za jakiś czas?
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Dobrze za wczasu sie dowiedziec, ze wyprawa na Ukraine to wyprawa na Dziki..Wschod! Zdziwila mnie ta wzianka o euro, o co chodzi, turystow sie z euro obdziera? Piekne rzeczy na straganach, tylko szarpac:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Gdybym miała przeżywać taką podróż jaką opisałaś, to bym się pewno zniechęciła to kolejnych odwiedzin. Wy jednak znaleźliście świetne wyjście i miło spędziliście z pewnością czas. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  30. Moje miasto ♥ Kocham Lwów, ma niesamowity klimat i mnóstwo tajemnic jak i atrakcji :)
    Zawsze jeździmy swoim autem, i powiem że nie zawsze jest źle, nieraz idzie jak po maśle, 15 minut i granica przekroczona :) ale czasem trzeba było długo czekać... :)
    Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...