30 sie 2014

MEDIOLAN part 1 - włoskich uciech dzień pierwszy.


 Nasz urlop we Włoszech jak zwykle wyniknął ze spontanicznej akcji zakupu tanich biletów lotniczych. Podzieliliśmy go na 2 części - 4 noclegi w Mediolanie i 10 w Genui. W Mediolanie radzono mi zostać nie dłużej niż 2-3 dni, więc i tak obawiałam się, że przesadziłam, ale teraz już wiem, że były to bardzo, ale to BARDZO optymistyczne wskazówki.
Zdj.1  Dworzec Główny

Do Mediolanu przylecieliśmy późnym wieczorem. Wliczając dojazd autobusem z lotniska  (około 1h) na miejsce dotarliśmy około północy. Nasze lokum znajdowało się w bardzo dogodnym do zwiedzania miejscu, na głównej ulicy Vis-à-vis dworca kolejowego. Mieszkanie przy dworcu kojarzy mi się raczej słabo, ale na szczęście Włochy to nie Polska i ulica była bardzo reprezentacyjna.

Zdj. 2 Przejście, w którym mieszkaliśmy.

Kiedy tam dotarliśmy, a zaznaczam, że była sobota, nasza dzielnica już spała. Jak się szybko przekonałam pora nie miała tam znaczenia, zawsze ktoś spał i przeważnie wszystko było nieczynne. Po drodze minęliśmy drzemiących na materacach bezdomnych, czy też ludzi, którzy wybrali taki sposób na życie. Ciężko stwierdzić, bo pomimo spania na ulicy dysponowali całkiem niezłym wyposażeniem. Mieli telefony komórkowe, rowery i materace zapewne z pianki termoelastycznej, więc współczucie mieszało się z zazdrością, bo wyglądało to, jak jakieś tajemne bractwo, do którego trzeba było mieć specjalną wejściówkę VIP.

Tu odbywała się jakaś fiesta mieszkańców Ameryki Południowej, której skutki jeśli chodzi o zaśmiecenie ulicy były opłakane - zdj. na samym dole.


Nasz nocleg okazał się mieścić w ogromnym, ładnie urządzonym mieszkaniu podzielonym na kilka pokoi. Pierwszym, choć niewielkim zaskoczeniem okazała się nieznajomość angielskiego przez obecnego na zmianie nadzorcę mieszkania.  Ponieważ nasza rozmowa odbywała się przez domofon, nie wiedzieliśmy czy w ogóle wpuści nas do środka.
  Zdj 3,4,5 Corso Venezia
 Zdj.6-11   okolice centrum.
Zdziwienie nr 2 to brak klucza do budynku. System polegał na tym, że za każdym razem musieliśmy dzwonić domofonem i ktoś nam otwierał. Obojętne, o której porze dnia i nocy. Niezbyt to sensowne, ale o dziwo działało. Ponieważ Pan nie mówił po angielsku ( bo po co, skoro tylko kontaktuje się z turystami;)  naszą rozmowę tłumaczył w translatorze na ekranie swojego laptopa. Odpowiedź na moje pytanie o czynny sklep wpisał po włosku w translator i zaprezentował mi odpowiedź w wersji angielskiej. Odpowiedź, jak to często bywa w takim przypadku podlegała swobodnej interpretacji.



Zaskoczenie nr 3 to fakt, że w sobotę o północy cała okolica była dosłownie nieczynna. Zamknięte sklepy, bary, restauracje, słowem wszystko. W Polsce to by nie przeszło. Tej nocy raczyliśmy się więc wyłącznie wodą i to z kranu. Na bogato.

 




Ten pałac powyżej to po prostu klatka schodowa - jedna z wielu.

Zdj 12- 16 Kwartał Mody





Poranek zaczęliśmy od poszukiwania sklepu w celu nabycia śniadania. Włochy to nie pierwszy kraj, który uświadomił mi, jak wygórowane potrzeby mamy w Polsce, skoro na jednej krótkiej ulicy we Wrocławiu bez problemu znajdzie się 4-5 sklepów typu Małpka, Biedronka, Krokodylek, Żabka. I choć to więcej, niż w całej dzielnicy, w której mieszkałam w Mediolanie, czy jakimkolwiek innym mieście to wszystkie one mają się świetnie i jeden przy drugim prosperują w tym samym celu nakarmienia głodnych i napojenia spragnionych. A tych w Polsce wieczny dostatek.

Podobnie sprawa ma się z asortymentem. W naszych krajowych sklepach wybór jest tak duży, że mnie wyłącznie utrudnia zakupy. Znajdziemy tu całe mydło i powidło świata, a przejście marketu można traktować, jak jednodniową wycieczkę w nieznane.
Zdj. 17-18 Bazylika Św. Marka. W budynku przylegającym do kościoła mieszkał swego czasu Mozart.  
We Włoszech asortyment był typowo włoski, dużo bardziej okrojony i dostępny w sklepach 4 głównych marek: Carrefour express, Coop, Billa i Pam, których na dodatek trzeba było ze świecą szukać. To na pewno motywowało do jadania na mieście. Podobało mi się jednak, że miasta były czyste od reklam, nie spotykałam wielkich bilboardów na każdym zakręcie, nie bombardowano mnie informacjami o promocji na 1kg karkówki. Dzięki temu Włochy wydawały mi się bardzo spójne i niezwykle kojące dla umysłu.
Zdj.19-21 Bazylika di San Simpliciano i jej okolice, teatr.

W Mediolanie moim największym utrapieniem okazały się komary. Z 4 nocy przespałam tylko jedną, tą po zakupie anty-komarowej wtyczki Rajda do kontaktu. Poza tym nie działało nic. Co noc wstawałam mordować moich oprawców, których szczerze nienawidziłam, ponieważ ich ukąszenia przybierały jakieś zatrważające rozmiary i ilości. Mam prawdopodobnie uczulenie, więc po ukąszeniu wszystko puchnie mi potrójnie. To powodowało, że wyglądałam, jakby mi się np. łydka na nodze przesunęła o pół metra w prawo. Nie było lekko.
Zdj, 22,23 Katedra Duomo   


Na szczęście Mediolan skutecznie odciągał moją uwagę od potrzeby  wydrapania sobie krateru na ciele. 
Zdj 24-26. Galeria Vittorio Emanuele II - prawdziwa petarda.

Trasa naszego zwiedzania 1 dnia przebiegała zgodnie z chronologicznym ułożeniem zdjęć w poście:

1. Park Galerii Sztuki Współczesnej
2. Corso Venezia z rozciągającymi się wokół ulicami pełnymi zachwycających pałacy - w tym Pałac Beri Meregalli, Villa Invernizzii, po której ogrodzie spacerują różowe flamingi czy Willa Necchi Campiglio. Kiedy szliśmy tam rano, zaczynała się fiesta mieszkańców Ameryki Południowej. Efekty tej zaśmieconej imprezy widzicie na zdjęciu.
3. Kwartał mody z nadmiarem ekskluzywnych butików, w których mogłam co najwyżej pocałować klamkę i tkwiłam niczym glonojad przyklejony do szyby wystawowej;)
4. Pinacoteca di Brera,
5. Bazylika Św. Marka,
6. Bazylika di San Simpliciano
7. Katedra Duomo,
8. Galeria Vittorio Emanuele II i oczywiście wszystkie te uliczki i zakamarki mijane po drodze.
9. Montmartre Cafe - apertivo
10. Powrót przez kwartał mody do domu. 

Ku naszej uciesze już  pierwszego dnia w Mediolanie trafiliśmy na bogate apertivo, gdzie napełniałam talerz wielokrotnie, a wino szybko sprawiło, że zapomniałam o obolałych stopach. Te włoskie kolacje z procentami stały się jednym z moich ulubionych punktów dnia. Jeżeli podobnie, jak ja nie dysponujecie grubym portfelem to polecam spiąć się i zaoszczędzić, aby pozwolić sobie chociaż raz w ciągu dnia poczuć włoską kawiarnianą atmosferę. Na prawdę warto.

Apertivo czyli sposób, jak niedrogo napić się i najeść do syta to włoskie happy hours, które mają miejsce w wielu barach od godziny 18 do około 22. Polegają one na tym, że do zamówionego napoju alkoholowego ( drinka, piwa lub wina)  serwowane są ciepłe lub zimne zakąski nakładane bezpośrednio na talerz lub podawane w formie bufetu. W Naszej Montmartre Cafe był to suto zastawiony stół, na który wciąż coś przybywało, więc bardzo nam to przypadło do gustu. Często spotykaliśmy ubogie apertivo w postaci chipsów, paluszków itd., jednak wystarczy poszukać, a można trafić na prawdziwą ucztę. Tu obejmowało warzywa, owoce, dania ciepłe 
(pizza, ryż z owocami morza, makarony czyli pasty), kanapki, sałatki itd. Cena to 7 euro/os za każdy drink z dostępem do stołu. Wino + włoskie jedzenie =  pełnia szczęścia. Kalkulacja wychodziła bardzo na plus.

Do Mediolanu poczułam wielką sympatię. Gdyby nie oblegane centrum pod Duomo i galerią Emmanuela w życiu nie zgadłabym, że jestem w wielkim mieście. Na pewno nie przyczyniły się do tego napotkane w centrum flamingi. Samo miasto nie  było ani snobistyczne, ani hałaśliwe, ani tak drogie, jak zakładałam. Okazało się za to bardzo spokojnym, momentami wręcz wyludnionym, zabytkowym i klimatycznym przystankiem na naszej włoskiej trasie, w którym największym wyzwaniem stało się znalezienie czynnego sklepu spożywczego.

Dzięki niemu zapałałam autentycznym uwielbieniem do architektury sakralnej. Tamtejsze kościoły to takie dzieła sztuki, że nadawałyby się na osobną tygodniową wycieczkę. W Mediolanie zwiedziłam ich kilkanaście  i każdy był prawdziwą perełką.  Choć dotychczas to nie był mój ulubiony punkt zwiedzania to tu nie mogłam doczekać się każdego kolejnego.

Mediolan okazał się  nadzwyczaj przyjazny i gdyby nie komary, które nocą traktowały mnie niczym opcję all inclusive to byłoby perfekcyjnie. Z miejsca poczułam się tam dobrze, a to mój główny wyznacznik sympatii do danego miejsca.  Nikt nie żebrał, nie było zaczepek, choćby w nocy w najciemniejszej ulicy czułam się komfortowo i bezpiecznie. Po części to na pewno zasługa policji, której było tam od groma, a policjanci wyglądali taaak apetycznie, że budzili we mnie instynkt przestępczyni. Przebili samych "Policjantów z Miami".


Główna ulica po wspomnianej na początku posta imprezie, mającej na celu rozreklamowanie Ameryki Południowej. Na mnie nie podziałało. Powrót do domu był za to prawie akcją z "Niezniszczalnych" i trzeba było mieć uszy i oczy otwarte, aby nie dostać rykoszetem wymiocin, moczu czy latających szklanych butelek.

Kiedy dodam, że już w ciągu tych 4 dni w Mediolanie wyczerpałam moją pierwszą kartę do aparatu o pojemności 8G to chyba wszystko stanie się jasne. Podobało mi się i to bardzo!

27 komentarzy:

  1. Jak jechałam do Mediolanu to wszyscy otwierali oczy ze zdziwienia, że po co, bo to takie brzydkie miasto. A ja się nie zgadzam, miasto było moim zdaniem bardzo przyjemne, szczegolnie, że byłam tam wczesną wiosną, kiedy w Polsce jeszcze szaro-bura masa śniezno-błotna zalegała na ulicach, a w Mediolanie pojawiały się już pączki na drzewach i dało się poczuć wiosnę :)
    A aperitivo to genialny wynalazek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem komu się to miasto nie podoba, ale najwidoczniej musiał być wcześniej w jakichś bajecznych miejscach, bo ja w życiu nie nazwałabym Mediolanu brzydkim. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Dobrze pamiętam miejsca ze zdjęć. Zdecydowanie to dobra decyzja, że zostaliście krócej. Moim zdaniem nie ma tam co robić przez np. tydzień. Dlatego też ja w trakcie pobytu w Mediolanie pojechałem na 1 dzień do Como Lago. I też była to dobra decyzja i odskocznia od miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie i o Como, ale wg mnie w Mediolanie jest bardzo dużo do zobaczenia.:)

      Usuń
  3. Sklepy spożywcze? Kto w stolicy butów i torebek myśli o jedzeniu...:) Uwielbiam Włochy! Rok temu o tej porze byłam w Rzymie, za 3 tygodnie będę we Florencji i Toskanii..;-D

    Co do sklepów , a raczej ich ilości w POlsce to zamierzam napisać posta oddzielnego - bylam w Polsce tydzień temu i normalnie ręce, cycki, mózg na ścianie..;-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię Twoje relacje z podróży! Swietnie sie je czyta:) Włochy tez uwielbiam ale Mediolan jeszcze przede mną:) Zdjęcia cudne ale ta szara sukienka skupiła na sobie cała uwagę;) Zdradzisz skąd? ;)
    Udanego urlopu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Najbardziej podoba mi się opcja drinka z jedzeniem. ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. zazdroszczę ! nigdy nie byłam w Mediolanie i bardzo chętnie bym się wybrała :) a co do poszukiwań sklepu- zauważyłam, że gdziekolwiek za granicą nie byłam tam znalezienie sklepu graniczyło z cudem.. chyba jedynie w Dublinie nie ma tego problemu, ale w Austrii czy Niemczech problem doskwierał ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj Mediolan, Mediolan... Jest na naszej liście marzeń podróżniczych i wierzę, że tam dotrzemy. Przeczytałam i pooglaąałam cudne zdjęcia z wieeelką przyjemnością. Wyglądasz na zdjęciach uroczo i zgrabniście. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie spontaniczne wyprawy sa najciekawsze. Zrobiłaś mnóstwo pieknych fotek oddających klimat mediolanu i sama tez pieknie wygladałaś.

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Mediolan, w okresie wakacyjnym należy pamiętać, że część sklepów jest nieczynna, w sierpniu cała Italia urlopuje, a w sklepach i barach to raczej są dyżury, a nie normalna sprzedaż, czy usługi, taki kraj, taki obaczyj. Pamiętam mój pierwszy urlop w sierpniu... moi włoscy przyjaciele wyjaśnili mi w czym rzecz z tymi pozamykanymi na cztery spusty miasteczkami... Kiss

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz co mi sie najbardziej podoba zarowno w Hiszpanii jak i we Wloszech? To, ze nikt zupelnie sie nie cacka z turystami, a ci i tak leca jak muchy do miodu:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam szczęście spędzić w Mediolanie trzy dni w zeszłe wakacje. Na szczęście mnie komary nie gryzły, choć gdyby jakiś w okolicy przyleciałby do mnie, zawsze tak było. Za to mnie zdziwił jeszcze niezwykle mały ruch w metrze. W porównaniu z Paryżem miałam wrażenie być w wymarłym mieście. A o tym, że Włosi władają biegle jedynie językiem włoskim dane mi było się przekonać wielokrotnie już wcześniej... Z niecierpliwością czekam na relację z Genui :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie miałam okazji tam być, ale na Twoich zdjęciach Mediolan mnie się podoba!

    OdpowiedzUsuń
  13. Widzę że Mediolan zwiedzałaś na elegancko :D fajnie, zawsze powtarzam że jak tam pojadę to tylko w małej czarnej i wielkim kapeluszu i będę tak pić kawę w jednej z kawiarni :D czekam na resztę relacji z podróży :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wspaniałe miejsce :) Bardzo podoba mi się ta szara sukienka!

    OdpowiedzUsuń
  15. No no no, Mediolan Miasto mody, więc i modnie na mieście się zrobiło ;) Ślicznie Ci w tej sukience szarej!
    Ja tam pewnie też byłabym Mediolanem zachwycona :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie spodziewałam się, że jest tam tak pięknie!

    OdpowiedzUsuń
  17. zdziwiłaś mnie z tymi komarami! Jak zdołam Meża namówić może na wyjazd, nie zapomnę kupić czegoś na komary!

    OdpowiedzUsuń
  18. Fajnie, że mimo niedogodności miasto się podobało. Sądzę, że i mnie przypadłoby do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Powaliła mnie klatka schodowa - jedna z wielu... To jak wyglądają mieszkania? :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Też wróciłam z Włoch ale tym razem wyjątkowo skromnie robiłam zdjęcia, karta 8 GB wystarczyła mi na tydzień, przyznam, że byłam zaskoczona. Napisałaś wspaniałą relację, piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  21. ja w te wakacje odwiedziłam Rzym i widzę pewne analogie :) na Mediolan na razie nie mam ochoty, znów chce mi się nad jezioro, do lasu, do dżungli! :D
    dawno mnie nie było, teraz jestem i się cieszę!

    OdpowiedzUsuń
  22. O tym aby odwiedzić Mediolan myślałam już wiele razy ( głównie za względu na tanie loty ryanairem) Po Twoim wpisie nabrałam jeszcze większej ochoty aby zobaczyć to miasto. Czekam na dalszą cześc opowieści

    OdpowiedzUsuń
  23. Zanzara to jedno z nielicznych słow, jakie pamietam z moich wyparw do Włoch, czyli nie jesteś jedyna, której komary dały w kość.
    Z przyjemniejszych włoskich stowrzonek wspominam cykady.

    OdpowiedzUsuń
  24. A ja nie wiem co robić...Lecę pod koniec grudnia do Bergamo i Mediolan jest w planach, bo blisko. Kalendarz mamy napięty bo chcemy jechać wszędzie ( wiesz jak to jest ) - do Verony, do Venecji ( takim super szybkim pociągiem ), nad jezioro Como. Jestem świadoma, że życie zweryfikuje nasze plany, bo przekonałam się o tym nie raz. Niestety nie wiem co z tym Mediolanem, bo wszyscy znajomi którzy tam byli to nam Mediolan proponują zastąpić innym miastem. Bo podobno Mediolan to strata czasu. I wszyscy są zaskoczeni, że my tam chcemy. Co robić Ewa, co robić? Będę we Włoszech 5 dni tylko...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...